×

„Świat bez złodziei” [„Tian xia wu zei” aka „A World Without Thieves”]

Dwoje zawodowych złodziei (w tych rolach Rene Liu (kobieta) i Andy Lau (mężczyzna) z wyjątkowo niefortunną fryzurą) towarzyszy w długiej podróży pociągiem naiwnemu chłopakowi, który wierzy bezgranicznie w ludzką uczciwość i który tak się składa, że ma przy sobie całkiem dużo uczciwie zarobionych pieniędzy. Tym samym pociągiem podróżuje inna grupka złodziei, która z miłą chęcią wejdzie w paradę trójce naszych bohaterów.

Ktoś kiedyś bardzo polecił mi ten film na dowód, że kino w Hongkongu jeszcze nie umarło. Napaliłem się na niego bardzo, ale widocznie nie na tyle, żeby obejrzeć go na pniu, bo przeleżał na półce dobre pół roku zanim w końcu po niego sięgnąłem. I właściwie nie mam pojęcia dlaczego tak długo leżakował, to pewnie kolejny dowód na to, że jestem dziwny. No, ale może też tym razem przeczucie mnie nie zawiodło, bo zachwycony po seansie nie byłem. Przy czym ten brak mojego zachwytu to w żadnym razie wina filmu a raczej taki mój defekt, który sprawia, że bardziej przypadają mi do gustu filmy stricte rozrywkowe niż te bardziej z zacięciem artystycznym. Oczywiście nie jest to żadną regułą, ale zgłębianie mojego filmowego gustu to temat rzeka i nie ma sensu go analizować, bo jeszcze dojdzie się do jakichś przerażających wniosków. Zostawmy więc to na boku i przejdźmy do porządku dziennego nad tym, że przez to moje widzimisię cierpi Bogu ducha winny film.

„A World of Thieves” to poprzedni film Xiaoganga Fenga, reżysera filmu zgłoszonego w tym roku do wyścigu po Oscara – „Bankietu”. „Bankiet” opisywałem tu już jakiś czas i wystaczy kuknąć do zakładek, żeby zobaczyć co zacz (hint: Banquet, The 😉 ). Jeden i drugi film, choć historycznie dzieli je kilkaset lat, łączy sporo. Obydwa starają się łączyć efektowną akcję (która jest jednak zaledwie dodatkiem) z poetyckim sposobem przekazu podkreślanym muzyką a przede wszystkim znakomitymi zdjęciami. W „A World…” podziwiać możemy pięknie sfotografowane krajobrazy 'opatrzone’ nostalgiczną muzyką a także popatrzeć możemy na kilka świetnie zmontowanych scen pokazujących (w sposób dość 'science-fictionowy’ trzeba przyznać) tajniki złodziejskiego rzemiosła. Kiedyś w przypadku nowej wersji „Tożsamości Bourne’a” pisano, że film jest taki, jak gdyby Krzysztof Kieślowski postanowił wyreżyserować film sensacyjny. Myślę, że w przypadku „A World…” też można pokusić się o takie porównanie.

Tyle tylko, że to artystyczne zacięcie sprawiło, że trochę poczułem się znudzony, szczególnie na początku. Bezkresne krajobrazy, kurz wzbijany spod opon BMW i lekko jazzowe stukanie w klawisze fortepianu sprawiły, że nawet przez dłuższą chwilę chciałem przestać oglądać. Głównie dlatego, że byłem trochę śpiący i nie chciałem do końca zasnąć. No, ale wygrałem z sennością i nie zasnąłem ani na chwilę. Pomogła w tym zresztą również muzyka. Tak samo jak jazzowe klimaty mnie usypiały, to gdy tylko zabrzmiały hiszpańskie rytmy od razu odżywałem. Szczególnie, że towarzyszyły niezłym akcjom.

BTW widzieliście kiedyś chińskiego smsa?

Jeśli ktoś ma w sobie poetycką duszę, która gra niezależnie od tego czy słyszy język rodzimy czy też język mandaryński (bądź kantoński – sorry, nie rozpoznaję obu) to powinien dać szansę. A jest spora nadzieja na to, że będzie bardziej zadowolony ode mnie. W końcu tyle się słyszy o głupocie filmów sensacyjnych, w których nie ma żadnego drugiego dna, ani nic wartościowego, że zderzenie z filmem poniekąd też sensacyjnym, ale nakręconym w niepowtarzalny sposób może się okazać prawdziwą przyjemnością. Dla mnie 4(6), ale to jak zawsze ocena mojej przyjemności z seansu (PzS) a nie ocena jakości filmu.

A na koniec jeszcze dwa tutoriale, które być może przydadzą się Wam w kuchni. Tutorial nr 1: Jak obrać jajko ugotowane na twardo:

Tutorial nr 2: Jak obrać… surowe jajko:

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004