×

„Sixty Six”

[Uwaga, uwaga! Jako, że to recka sportowego filmu, tak więc po raz pierwszy w historii ta sama notka ukaże się jednocześnie na dwóch moich blogach. Oczywiście jak już w końcu będę miał tę #$#!*%^ sieć…]

W 1963 roku najstarsza organizacja piłkarska świata Football Association (FA) obchodziła setną rocznicę swojego powstania. Obecna Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) spotkała się z propozycją zapatrzonych w siebie Anglików, aby u nich zorganizować mistrzostwa świata. Anglia do tej pory trzymała się raczej z dala od FIFA, a w mistrzostwach świata nie odnosiła sukcesów. Sir Stanley Rous, który był prezydentem FIFA obiecał, że organizacja mistrzostw będzie bez zarzutu. O udział w mistrzostwach ubiegały się 72, spośród 100 krajów członkowskich FIFA. Przy ustalaniu rund klasyfikacyjnych wyznaczono dla Europy dziewięć grup. Afryka miała tworzyć z Azją jedną wspólną grupę. Liczono, że w ten sposób zwiększą się szanse tych krajów. Afryka domagała się równych praw dla wszystkich uczestników. Na znak protestu 15 krajów afrykańskich wycofało swoje zgłoszenia, natomiast RPA została odsunięta od udziału w eliminacjach z powodu prowadzonej w tym kraju polityki apartheidu. Ponieważ Korea Południowa nie chciała grać przeciwko Korei Północnej, więc w grupie azjatyckiej pozostali tylko Koreańczycy z północy, którzy niespodziewanie pokonali Australię 6:1 i 6:3 i awansowali do mistrzostw. Włosi jeszcze nie wiedzieli, że dla nich to nie była za dobra wiadomość.

Po zakończonych eliminacjach na placu boju pozostało 16 drużyn. Gospodarze turnieju mieli w swojej grupie za przeciwników Urugwaj, Francję i Meksyk. I w tym właśnie momencie rozpoczyna się akcja „Sixty Six”. Bohaterem filmu jest młody Żyd, który przygotowuje się do wkroczenia w dorosłość. Piłka nożna nie interesuje go wcale a najważniejsza dla niego jest zbliżająca się wielkimi krokami barmicwa oraz lista zaproszonych na nią gości. No i oczywiście prezenty, bo jakże by inaczej. Kłopot zaczyna się w momencie, gdy nasz bohater zdaje sobie sprawę z tego, że data jego barmicwy pokrywa się z datą finału mistrzostw świata. A jeśli w tym finale wystąpią Anglicy, to wtedy szykuje się dla niego katastrofa w postaci pustek na najważniejszym przyjęciu w jego dotychczasowym życiu.

„Sixty Six” to film oparty na faktach. Nie tylko na tych związanych z mundialem, ale również tych, dotyczących głównego bohatera. Co prawda nie widzę powodu, aby ten fakt (fakt o tym, że film oparty na faktach hehe) wpływał w jakikolwiek na korzyść lub niekorzyść całego filmu, bo jest to w zasadzie zupełnie obojętne. A jeśli chodzi o te fakty związane z mundialem, to nie będę niczego ukrywał, bo każdy powinien wiedzieć, co też wydarzyło się na tamtych mistrzostwach a konkretnie w ich finale. A kto nie wie, ten się dowie z dalszej części tej recki, więc jeśli nie chce, to niech nie czyta dalej. Ukłonem z mojej strony będzie wspomnienie już tutaj, że film jest marny i szkoda marnować na niego czas, jeśli nie interesuje się piłką nożną. A no i jeszcze obiecuję nie zdradzać kto wygrał w finale.

No, a skoro już napisałem, że film jest nudny, to może zostawmy go w spokoju i zajmijmy się futbolową historią. Przede wszystkim niewiele brakowało, żeby nie było opowiadanej przez „Sixty Six” historii. Pierwsza sensacja w przypadku MŚ ’66 wydarzyła się bowiem jeszcze przed turniejem. Puchar Rimeta, czyli trofeum dla zwycięzców – zniknął. Wystawiony w gablocie na wystawie znaczków pocztowych o tematyce sportowej został stamtąd skradziony. Podobne wydarzenie nie było precedensem w historii futbolu na Wyspach. W 1895 r. z okna wystawowego zniknął Puchar Ligi. W przypadku zniknięcia Pucharu Świata na nogi postawiony został cały Scotland Yard, który jednak niewiele zdziałał. Turniej mistrzowski stanął pod znakiem zapytania, bo cóż to za turniej bez trofeum, ale na całe szczęście (nie dla bohatera „Sixty Six”) zostało ono odnalezione. W jednym z londyńskich ogródków wytropił go pewien terier, Pickles. Turniej mógł się rozpocząć.

Mistrzostwa jak to mistrzostwa. Jedni grali słabo, inni grali dobrze, jedni rozkręcali się powoli, drudzy powoli tracili parę itp. A nasz filmowy bohater obserwował wszystko z zapartym tchem i cały czas miał nadzieję, że Anglicy odpadną gdzieś po drodze. Szczególnie, że nie grali rewelacyjnie. Największą sensacją turnieju w pierwszej fazie było odpadnięcie z niego Squadra Azzura, która 'popłynęła’ w przegranym 0:1 meczu z Koreą Północną. Włosi po powrocie do domu zostali obrzuceni zgniłymi jajkami i pomidorami a dzień meczu z Koreą nazwany został „dniem wielkiej klęski Włoch”. Trener Fabbri poleciał z hukiem ze swojego stanowiska. Podobnie serdecznie przywitano w Brazylii swoich chłopców, którzy również wcześnie pożegnali się z turniejem po przegranych z Portugalią i Węgrami. Na głównym placu Rio De Janeiro pojawiła się szubienica z napisem „czekamy na Feolę”. Brazylijski trener wolał zwiać do Szwajcarii, a jego żona otrzymała policyjną ochronę. Zamieszki uliczne pomiędzy rozwścieczonymi fanami sportu a policją przyniosły w Rio jedną ofiarę śmiertelną.

W świetle tych wydarzeń trudno nie uważać „Sixty Six” za film podwójnie nudny. Jego bohaterem jest co prawda Żyd, ale żydowskiego humoru (bądź co bądź to obyczajowa komedia) tu jak na lekarstwo i tak właściwie to równie dobrze mógłby on opowiadać o zupełnie kimś innym. Szkoda zmarnowanego potencjału. Poza piłką nożną nie ma tu w zasadzie nic ciekawego (choć w obsadzie jest całkiem bogato, bo i Helena Bonham Carter jest i Stephen Rea), więc trudno sobie wyobrażać, że zaciekawi on kogoś innego oprócz fanów futbolu. Akcja w nim jest niespieszna, humor wymuszony a głównym 'dostarczycielem’ śmiechu jest ojciec głównego bohatera, przy czym jest to humor dość marny oparty na zasadzie „o patrzcie jaki on jest smieszny, jada posiłki w gaciach, bo się boi pochlapać”. Zawiesić oko można, ale jak to zwykle bywa potrafię sobie wyobrazić kilkadziesiąt innych sposobów spędzenia wolnego czasu niż seans „Sixty Six”.

I prawdopodobnie bym usnął podczas gdyby nie piłka nożna. Od czasu do czasu można sobie pooglądać bardzo ładnie unowocześnione obrazki z tamtych mistrzostw (będzie gigantyczna wpadka, jeśli oni to nagrywali dla potrzeb filmu hehe, ale widok młodego Bobby Charltona dodaje mi otuchy w przekonaniu, że mam rację). Kolorowy obraz zapewne poprawiony cyfrowo robi spore wrażenie tak że właściwie nie widać nawet, że to działo się czterdzieści lat temu i z łatwością można poczuć klimat wielkiego piłkarskiego wydarzenia. No i przede wszystkim na deser pozostaje nam obejrzenie najsłynniejszej bramki mistrzostw świata. A właściwie to 'bramki’ bo spory trwają do dzisiaj czy gol był czy wręcz odwrotnie. Geoff Hurst trafił w poprzeczkę, piłką spadła w dół i odbiła się po… Ten pan niżej z żółtą chorągiewką, prawdopodobnie najsłynniejszy sędzia liniowy w historii futbolu, Tofik Bachramow:

stwierdził, że odbiła się ona za linią bramkową a sędzia główny Gottfried Denst mu uwierzył i gola uznał. Z perspektywy „Sixty Six” wygląda na to, że racji nie miał:

Filmowo 3(6), ale z pewnością „Sixty Six” to ciekawy film 'futbolowo-etnograficzny’.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004