Nigdy nie kumałem tej piosenki. Dzisiaj przypadkiem ją usłyszałem i znowu wróciły moje wątpliwości, a konkretniej rzecz biorąc zarzuty, co do jej logiki.
„Umówiłem się z nią na dziewiątą […] Potem kino, cukiernia i spacer […] aż przyjdzie północ i nas rozdzieli”.
Pan i pani umawiają się na godzinę dziewiątą (czyt. dwudziestą pierwszą; śpiewający siedzi prawdopodobnie w pracy (zaraz weźmie od szefa akonto) więc dziewiąta rano odpada). Potem mają iść do kina. Logiczne więc, że seans nie zaczyna się o dwudziestej pierwszej, bo byłoby ryzykownym umawiać się na godzinę seansu. Załóżmy więc, że seans zaczyna się o 21:30. Film przeciętnie trwa półtorej godziny więc kończy się o dwudziestej trzeciej. Przeciśnięcie się przez tłum widzów, powiedzmy postanie chwilę w szatni, wyjście z kina. Łaskawie licząc 23:10. Cukiernia załóżmy, że jest niedaleko więc jakieś dziesięć, piętnaście minut na dojście tam, znalezienie stolika i spokojne zajęcie miejsca. Kelnerka podchodzi o 23:30 (są cukiernie, które są czynne o tej godzinie w dzień roboczy (o ile śpiewający nie został w pracy w weekend, ale to raczej mało możliwe, bo wcześnie się z ukochaną rozstaje więc pewnie oboje pracują następnego dnia)?). Zakochana para składa zamówienie, o 23:40 zaczyna jeść ciastko i pić kawę. Nie chcą dostać zgagi więc jedzą raczej powoli, poza tym gorącej kawy szybko się pić nie da. Ciastko słodkie, ona narzeka na kalorie, on mówi jej, żeby się nie przejmowała, bo wygląda ślicznie – takie tam tradycyjne pierdoły. Dwadzieścia minut to trochę mało na zjedzenie ciastka i wypicie kawy (no chyba, że #1. nie piją kawy; #2. piją coś mocniejszego, co w zasadzie jest bez sensu, bo po co ją upijać, skoro i tak o północy się mają rozstać – zresztą sądząc po piosence, to raczej romantyczna para). No, ale załóżmy, że się streszczają, co jednak mało romantyczne, i wyrabiają w te dwadzieścia minut.
Niezależnie od tego, jakby nie liczyć – nie ma najmniejszych szans na spacer przed północą, która ich rozdziela.
Podziel się tym artykułem: