„Kolejne dziesięciolecie przyniosło kinu dwa charakterystyczne trendy. Pierwszym z nich był wielki sukces kina autorskiego realizowanego głównie w Europie. I znów wśród czołowych postaci tego okresu znaleźli się włoscy reżyserzy. To lata siedemdziesiąte były latami największego triumfu filmów Bertolucciego, Pasoliniego i Lucchino Viscontiego. Obok nich wspomnieć także należy o Niemcu, Wernerze Herzogu. Wtedy też, głównie za sprawą wymienionych reżyserów, kino zaczęło łamać na szerszą skalę wszelkie obyczajowe tabu. Z tego właśnie powodu wzięły się skandale towarzyszące projekcjom takich filmów jak „Ostatnie tango w Paryżu” Bertolucciego czy „Salo, czyli 120 dni Sodomy”. Reżyserzy kina lat siedemdziesiątych łamali wszelkie granice, a ich filmy charakteryzowała przemoc w ilościach nie do pomyślenia w dzisiejszym kinie popularnym. To wtedy powstały owiane do dziś atmosferą sensacji takie filmy jak „Cannibal Holocaust” Deodato, czy „Last House on the Left” Cravena. Podobnie jednak jak w przypadku lat wcześniejszych, także i w siódmym dziesięcioleciu dwudziestego wieku przeciwwagę dla kina artystycznego stanowiło kino amerykańskie. Oczywiście i tam znaleźć można było twórców o wielkich aspiracjach artystycznych, żeby choć wspomnieć o Francisie Fordzie Coppoli i jego „Ojcu chrzestnym” lub o filmach Woody Allena. Jednak największa rewolucja w kinie lat siedemdziesiątych, zmieniająca całkowicie przyszłość kina, dokonała się dzięki dwóm reżyserom. Pierwszym z nich był Steven Spielberg, który w 1975 roku zadziwił świat swoim filmem „Szczęki”, a drugim George Lucas, który w 1977 roku za sprawą „Gwiezdnych wojen” wprowadził kino do zupełnie nowej ery – ery efektów specjalnych”.
Fragment pracy magisterskiej takiego, jednego gościa.
O „Gwiezdnych wojnach” można by pisać dużo, dlatego… nie napiszę prawie nic. No, bo cóż tu powiedzieć o czymś, o czym już wszystko zostało powiedziane? Jak ktoś coś nie wie, to niech pyta. Dodam tylko, że przez kilka następnych części „Małego leksykonu…” zapraszam na spotkanie z ktowie czy nie najsłynniejszym filmem w historii. Sceny do leksykonu wybrał i dostarczył Robson. A jako, że najwidoczniej miał kłopoty z liczeniem, to zamiast jednej sceny na epizod, do epizodu numer cztery wybrał sceny dwie. W scenie numer jeden obejrzeć możemy po raz pierwszy sapiącego Dartha Vadera, natomiast w scenie numer dwa, Han Solo przylatuje z odsieczą, a Gwiazda Śmierci zamienia się w pas asteroidów.
Panie i Panowie, „Star Wars, Episode IV: A New Hope”:
Podziel się tym artykułem: