Było w historii ceremonii rozdania Oscarów parę skandali. Moim ulubionym (choć czy to prawda, czy legenda – tego do końca nie wiadomo) był ten z udziałem Jacka Pallance’a. Otóż ten wiekowy aktor, uhonorowany Oscarem za najlepszą rolę drugoplanową męską za „City Slickers” (miał wtedy 73 lata), rok później, jak to nakazuje tradycja, wręczał Oscara za najlepszą rolę drugoplanową żeńską. Pallance lubił udowadniał światu, że mimo swoich lat wciąż jest stuprocentowym mężczyzną (na ceremonii oscarowej robił np. pompki) i drażniły go wszelkie 'atrybuty’ podkreślające jego wiek. Jednym z takich atrybutów były okulary, które musiał nosić ze względu na słabnący wzrok. No, ale pokazać się na ceremonii w okularach, to dla Pallance’a było nie do pomyślenia więc wyszedł na scenę bez okularów. Wygłosił tradycyjne formułki, otworzył kopertę z informacją o tym, która aktorka dostała Oscara, wyjął karteczkę i… bez okularów nie mógł przeczytać, co tam jest napisane. Nie poddał się jednak i ogłosił, że Oscara otrzymuje Marisa Tomei za rolę w „My Cousin Vinny”. Marisa miała to szczęście, że jej nazwisko było wymieniane jako ostatnie podczas prezentacji pięciu nominowanych aktorek, no i akurat ono zostało zapamiętane przez Pallance’a.
Piszę o tym, bo z bohaterem dzisiejszej sceny również wiąże się jeden z oscarowych skandali. George C. Scott, bo o nim mowa, po prostu nie pojawił się na ceremonii, aby statuetkę odebrać. Trudno się temu jednak dziwić, bo cokolwiek by nie powiedział, to i tak nawet nie zbliżył by się do poniższego przemówienia.
Panie i Panowie, „Patton”:
Podziel się tym artykułem: