×

„BULLY” [„BULLY”]

Oparta na faktach historia grupki złożonej z kilkorga młodych ludzi, których połączyło jedno – ziemniak w miejscu, w którym normalni ludzie mają mózgi.

No i cóż tu napisać. Nie jestem wyjątkowo wrażliwym widzem, ale są w kinie zjawiska które autentycznie działają mi na nerwy. Niewątpliwie do takich właśnie zjawisk należy zaliczyć filmy pana Clarka – najpierw „Kids”, a teraz to (teraz w takim sensie, że dopiero teraz zobaczyłem „Bully”, który ma już swoje lata). Ambicją tego pana stało się pokazywanie na ekranie obrazu zdegenerowanej młodzieży amerykańskiej, której zachowania nie sposób w żaden sposób usprawiedliwić. Plączą się więc po ekranie nagie podrostki rzucające na lewo i prawo kurwami, czas spędzające na ćpaniu, piciu i seksie ze wszystkim co ma dwie nogi i na drzewo nie ucieka. No, a mnie się podnosi momentalnie adrenalina, choć doprawdy nie wiem dlaczego tak właśnie się dzieje. Ani nie mam żadnych traumatycznych wspomnień z takim czymś związanym, ani nic.

Sam nie wiem co gorsze pod względem kontrowersyjności, „Kids” czy „Bully” – jedno jest pewne, nie są to filmy, które przeznaczone by były dla wszystkich. Poziom wulgarności osiąga w nich poziom zenitu i ciężko sobie wyobrazić coś bardziej kontrowersyjnego. Wydaje mi się, że w przypadku „Bully” jest jeszcze gorzej pod tym względem (dane mi było obejrzeć wersję nieocenzurowaną) albowiem dochodzą tu jeszcze realistycznie nakręcone krwawe sceny. Dlatego też jeśli macie chore serce bądź wrażliwość Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, to odpuśćcie sobie seans, bo tak biorąc wszystko do kupy, to bardziej porażający to film niż najkrwawsze gore. Wali w łeb gazrurką.

Jest jednak coś w tym filmie, co nie pozwala bez zmrużenia oka wyrzucić go do szamba i zapomnieć o nim czym prędzej. Jeśli już przetrwa się początek i jako tako przyzwyczai do tego, co ma nam do pokazania reżyser, to wtedy zaczyna się jawić coś więcej niż tylko próba zaszokowania widza za wszelką cenę. Film skłania do refleksji i choć nie są to refleksje miłe, to dodatkowo potęguje je fakt, że film opowiada prawdziwą, choć niewątpliwie mocno „podkolorowaną” przez reżysera na swoją charakterystyczną modłę, historię.

Nie ma nic miłego w tym filmie, to fakt – jednak nie mogę tak po prostu powiedzieć, że to zwykły „piece of shit”, bo tak nie jest. Jest w nim coś więcej, nawet jeśli nie do końca potrafię powiedzieć co to takiego.

Oceny nie śmiem wystawić, a tymbardziej oszacować „przyjemności z seansu”. Jeśli kogoś zaciekawiło to co napisałem, to ja umywam ręce – oglądacie „Bully” na własną odpowiedzialność. A jak już się skusicie, to zostańcie do końca napisów końcowych, bo po nich jest jeszcze trochę informacji odnośnie opowiedzianej w filmie historii.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004