×

„RH+”

Spróbujmy poważnie… Marta (Anna Przybylska) korzysta z ostatnich dni przed wyjazdem z przyjaciółmi do pracy w Szwajcarii. Aby wypocząć planuje wyjazd na Mazury, by tam sobie trochę ponurkować w towarzystwie ww. znajomych. Dzień przed wyjazdem poznaje na dyskotece Szymona (Robert Żołędziowski), który jest szoferem dwóch szwajcarskich szych. Wkrótce wszyscy razem: Marta, Szymon, znajomi Marty i szychy ze Szwajcarii, lądują na dalszym ciągu imprezy, już poza dyskoteką. Tam Szymon przesadza z alkoholem, co nie przeszkadza mu jednak zawieźć do domu jednej z przyjaciółek Marty. Po drodze zaliczają drzewo i lądują w szpitalu. I taki jest początek ich przygody z lekarskim podziemiem zajmującym się sprzedażą organów do transplantacji.

Ilekroć obejrzę do samego końca taki film jak „Rh+” to żałuję, że nie wymyślono jakiejś nagrody pieniężnej za wytrzymałość, wyrozumiałość i za cierpliwość. Z drugiej strony musiałaby to też być nagroda za zwykłą głupotę, bo wysiedzieć do konca przeokropnej nudy i totalnego idiotyzmu, to jakkolwiek godne podziwu, to również i politowania.

Zadziwiającą sprawą jest to, że zawsze znajdą się jacyś ludzie, którzy wykładają pieniądze, na produkcję takich, za przeproszeniem, gówien, jak ten nowy film nadziei polskiego kina rozrywkowego, Jarosława Żamojdy. Czy to tak trudno dostrzec po scenariuszu, że nakręcony na jego podstawie film będzie zwyczajnie do dupy? Inna sprawa, że „Rh+” wygląda tak, jak gdyby nakręcono go za nie więcej niż sto złotych, przy założeniu, że samochody w nim użyte należały do kogoś z listy płac, a bikini w których hasały aktorki, wygrzebano w ich własnych szafach. No, może przesadziłem z tą stówą, trochę jednak samochodami jeździli więc powiedzmy, że ze dwie stówy poszło na paliwo.

Wszystko w tym filmie jest złe, ale to dosłownie wszystko. Jasna sprawa, tak też trzeba potrafić zrobić więc nie można mówić, że twórcy się nie postarali, ale powinno być jakieś ogłoszenie w prasie, czy powiedzmy na kasetach/płytach, że widz ogląda to dzieło na własną odpowiedzialność. Doprawdy nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś choćby przez chwilę myślał, że komukolwiek może się ten film spodobać. A zakłądając, że przynajmniej scenarzysta.reżyser w to wierzył, to znaczy, że ma niepoukładane we łbie.

Nie ma sensu wymieniać co w tym filmie jest złe, bo by trzeba pisać i pisać. Nawet Przybylskiej wynajęli dublerkę do nagich scen, co tylko dopełnia czarę goryczy. Ja już się poświeciłem i to obejrzałem i doprawdy ne ma potrzeby żeby ktoś inny też się musiał męczyć. No, ale gdy się już ktoś zdecyduje na oglądanie, to przy odrobinie dobrej woli, znajdzie w sobie odrobinę siły żeby pośmiać się z jego głupoty, z idiotycznego scenariusza, z najbardziej drętwych na świecie dialogów, jakie sobie tylko można wyobrazić i z głównego bohatera, który nawet nie mówi swoim głosem. Naoglądał się Żamojda „Ju-onów” i innych „Kręgów” i postanowił zrobić swoją wersję (niektóre sceny jako żywcem przypominają „Ju-on” – puste wnętrza, telewizyjna kamera, takie tam), która wyszła mu zupełnie tak samo beznadziejnie jak Pasikowskiemu, próba zrobienia filmu a’la wczesny Woo, w przypadku „Reichu”. 1(6) i doprawdy nie wiem, czemu się tak rozpisałem.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004