×

CZASEM SŁOŃCE, CZASEM DESZCZ

Normalnie jak w tym hinduskim filmie. Pół godziny świeci słońce. Pół godziny leje jak z cebra (deszcz, a nie słońce). Pół godziny świeci słońce. Pół godziny leje deszcz. I tak w kółko. Tylko czekać jak zza ściany wołanią się jakieś panny z tilakami na czole i zaczną śpiewać w rytm sitaru, a mnie spuchną uszy. Aktualnie leje deszcz. i to naprawdę leje stukając o metalowe dachy. Mam na dzieję, że koło osiemnastej znów będzie półgodzina ze słońcem, bo do Muńka chciałem iść. Zobaczymy.

Nic się nie dzieje więc nie piszę prawie nic. Zakładam w ciemno, że o kompie nie chcecie słuchać więc odpada mi w ten sposób jakieś dziewięćdziesiąt procent tematów (tak, dalej się z nim użeram). No, a pomijając komp to już zwyczajne nudy, bo nawet filmów żadnych nie oglądam. Dzisiaj w przypływie weny twórczej chciałem zhackować (jak to się pisze?) bloga Bocznicy, ale mi się nie udało. Wszystko przez brak jednego, malutkiego okienka, w którym mógłbym pewną rzecz odhaczyć. No, ale się nie załamuję, bo i bez tego wiedziałem, że taki ze mnie mastah hacker jak z koziej dupy trąba.

W weekend posiedziałem trochę na uczelni, ale nie działo się nic godnego uwagi. Trochę potestowałem cierpliwość babki od angielskiego. Okazała się, że cechuje ją dość duża cierpliwość i dobrze, bo gdyby się zdenerwowała, to mogłoby być średnio fajnie. No, ale co ja poradzę, że zawsze szybciej mówię niż myślę? Nic. Aboto było tak. Pisaliśmy kolokwium. Jako, że na temat mowy zależnej wiele do napisania nie mam, to skończyłem jako jeden z pierwszych. Reszta pisała, ale po skończeniu miały być jeszcze ćwiczenia więc kobita zapowiedziała, że możemy wyjść (my, którzy już napisaliśmy) i mamy wrócić o tej i o tej. Kiedy wróciliśmy okazało się, że ćwiczenia już trwają.
– No! Dobrze, że już jesteście. Szybko, szybko! – Pogoniła mnie i kumpla anglistka (po polsku to napisałem? pytam, bo brzmi prawie jak określenie małej glisty)
– A co nas tak pani pogania? – Zapytałem coś w ten deseń. – Troszkę się tylko spóźniliśmy.
– Poganiam, bo dzisiaj są ciekawe ćwiczenia!
– NARESZCIE! – Wykrzyknąłem z nieukrywaną ironią. Kobita popatrzyła na mnie, pokiwała głową i się oburzyła. Na szczęście na żarty, bo w ońcu mogło być inaczej – w końcu ukłułem jej pedagogiczną dumę.

No, a potem już było ok, a zajęcia rzeczywiście okazały się ciekawe. Było o sloganach reklamowych. Kobita się spytała jakie znamy slogany reklamowe. Grupa się zaczęła wysilać i podawać znane angielskie slogany (wszak to zajęcia z angielskiego były) w stylu: just do it, connecting people et cerata, a ja znowu swoje: Haribo macht kinder froh (czy jakoś tak). Znowu się na mnie popatrzyła jak na intruza hehe. A potem wszyscy się dowiedzieliśmy, że: in Taiwan, the translation of the Pepsi slogan „Come alive with the Pepsi generation” came out as „Pepsi will bring your ancestors back from the dead”. Od razu przypomniało mi się jak to Azjaci przetłumaczyli na swoje tytuł pierwszego Bonda w wyniku czego z „Dr. No” powstało coś w taki deseń: „Don’t bring any doctors”. Oni tam zresztą bardzo dosłowni są. Z tego co wiem „Potop” Hoffmana wyświetlano pod tytułem, który dosłownie można było przetłumaczyć jako „Wielka katastrofa wodna”. No i łazili biedne Chińczyki do kina na film katastroficzny.

I tak sobie leci powoli. Chmury właśnie ustępują, a zza budynku poczty wychodzi słońce. Cholera, trochę za wcześnie! Wychodzę dopiero za czterdzieści minut!

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004