Widzicie tę rzeczkę w tle? No ja wiem, że ciężko ją zauważyć, ale przestańcie się gapić na mnie 😉 i wytężcie wzrok. Widzicie już? No więc ta mała rzeczka jest dla Bocznicy prawdziwie kultowym miejscem. Kultowym przez duże K. A było to tak:
Był rok 2001 kiedy to w O-cu odbyło się pierwsze spotkanie grupowe z okazji urodzin Robsona i moich. Pogoda mimo lipca była koszmarna – prawie cały czas padał deszcz i było zimno. No, a że impreza ta miała charakter plenerowy… Uczestników wielu nie było, ale zabawa była fajna – o ile zabawą można nazwać stanie pod drzewem, picie alkoholu i jedzenie prażonek (prażonki to jest to coś, co przyrządzam na powyższym zdjęciu; zdjęcie jest z 2003 roku stąd pogoda jest na nim ładna). W każdym bądź razie nikt nie narzekał, tak samo jak i nikomu nie chciało się rozbić jedynego dostępnego nam namiotu. Kiedy go w końcu postawiliśmy, to i tak wiele nie zmieniło, bo praktycznie każdy w środku spał na gołej ziemi, co nie było zbyt dobrym dla organizmów naszych. No, ale kto by się przejmował będąc odpowiednio zakonserwowanym.
Jeden z nas, którego personalia do niczego w tej opowieści nie są potrzebne, uznał jednak, że w namiocie spać nie będzie. Właściwie to nie miał nic do gadania, bo stopień zakonserwowania nie pozwalał Mu na swobodną komunikację. Po prostu położył się na betonowym murku (na szczęście już nie padało od jakiegoś czasu) i zasnął na nim. A że spał smacznie to nikt mu nie przeszkadzał. Cztery osoby poszły spać do namiotu, jedna do samochodu, a jeszcze jedna do mininamiotu, który pojawił się na owej imprezie razem z Dropsikiem. My z Dropsikiem znajdowaliśmy się w czwórce śpiącej nieomal na gołej ziemi pod brezentowym przykryciem. Warunki do spania najlepsze nie były więc leżeliśmy, gadaliśmy i drzemaliśmy od czasu do czasu. Pozostałe dwie osoby śpiące w namiocie chrapały w najlepsze.
Była godzina około trzecia rano, gdy usłyszeliśmy z Dropsikiem plusk. Chwilę potem ktoś zaczął trząść namiotem i usłyszeliśmy również kultowe (przynajmniej dla mnie i dla Dropsika) zdanie:
– Chłopaki jest problem.
A potem to właściwie nie pamiętam co się działo. Czy były jakieś dalsze tłumaczenia, czy może nic się nie działo. Tak czy siak nie wyszliśmy z Dropsem z namiotu. Rano okazało się co oznaczał plusk i to tajemnicze zdanie. Otóż jak się domyślacie do rzeczki pokazanej na zdjęciu, wpadł kumpel śpiący na murku. Przebudził się w środku nocy, było Mu zimno więc postanowił iść do nas. A że po drodze była rzeczka, której nie pamiętał, że tam jest… PLUM. Efektem tego plum było całe przemoczone ubranie, które potem jeszcze przez długi czas nie wyschło. Zdaje się jeden z kumpli podzielił się z powodzianem swoim ubraniem. Przemoczony kumpel na widok rzeczki zdołał tylko powiedzieć:
– O kypba! Ja myślałem, że ona chociaż po kolana jest, a ona nawet mi do kostek nie sięga!
Strach się bać co by było, gdyby ona rzeczywiście była do kolan, skoro do kostek wystarczyła, żeby kumpel był całkiem mokry. „Chłopaki, jest problem”. Hehe. No miał rację 😉
Podziel się tym artykułem: