×

ODDECH PRLu (32)

Słodycze (2)

Iryski – małe kostki zawijane w papierki jak paczuszki, wykonane z masy podobnej do „krówek” tylko twardsze. O ile nie leżały z byt długo gdzieś w magazynach, to bardzo ładnie się żuły, i zyskiwały miano „mordoklejek”, przestarzałe były kruche i nie miały już takiej wartości. Konkurowały z nimi „toffi”.

Kukułki – bardzo poszukiwane cukierki, w kształcie landrynki. Ale to jedyne podobieństwo. Były brązowe z białymi paseczkami, nadziewane jakimś alkoholem. Bardzo smaczne. Często wystawiane na stół jako stały element dekoracyjny.

Lizaki – występowały w dwu wersjach: 1- okrągłe, płaskie , z kolorowym wzorkiem w kształcie kwiatuszka w środku, na drewnianym patyku, zawijane w celofan. 2 – w kształcie kogucika, z czerwonej masy, na drewnianym patyku, nie pakowane. Później pojawiły się lizaki na plastikowych patyczkach. Były to owalne, jakby rozpłaszczone dropsy na patyku, pakowane w zgrzewany celofan. No i oczywiście „Kojaki” dziś znane jako „lili-pops”. Regionalnie występowały też lizaki z żołnierzykiem. Lizak przypominający smoczka, zamiast patyczka posiadał  plastikową figurkę żołnierzyka lub Indianina. 

Lody „Bambino” – były to lody na patyku o smaku śmietankowym. Loda należało spożyć w możliwie najkrótszym czasie najlepiej zachłannymi „gryzami” , w przeciwnym razie lód spadał na ziemię, a my zostawaliśmy z samym patykiem. W najlepszym razie mieliśmy rękę umazaną po łokieć. Udoskonalona wersja tego loda, która miała być pozbawiona już opisanych wyżej defektów, nosiła nazwę „Calipso”. Tu producent w ogóle zrezygnował z instalowania patyka, obarczając tym zadaniem konsumenta. Jak przypomina znakomity badacz tematu i specjalista od mrożonek Mateusz F. ,dołączony do paczki patyczek był płaski, taliowany i doskonale przyjął się w gabinetach lekarskich jako przyrząd do badania gardła i powiększonych migdałków. Nabywca loda mógł samodzielnie podjąć decyzję, czy zje go patyczkiem-łyżeczką, czy też podejmie śmiałą próbę nabicia loda na patyk. Decyzję należało podjąć w oparciu o panujące warunki atmosferyczne i stopień zmrożenia loda. Praktyka wskazywała na korzystanie z pierwszej metody, choć po kilku minutach trzymało się w garści roztopioną breję, to jednak straty na lodzie były i tak mniejsze niż w przypadku niefachowego nabicia na patyk. Wprowadzone na krótko lody „Śnieżki” oklejone z obu stron wafelkami, nie rozwiązały nabrzmiałych problemów spożycia loda.  Dalszych doświadczeń na lodach nie prowadzono. (specjalne podziękowania za udostępnienie swoich wieloletnich badań nad lodem w PRL, dla Mateusza F.)

Lokomotywka – plastikowa, przeźroczysta lokomotywka wypchana różnokolorowymi groszkami o smaku kwaskowym. Groszki zazwyczaj posklejane. Bardzo intensywny barwnik skutecznie farbował dłonie i język.

Miętówki – Kupowało się na kg, zrobione ze sprasowanego, białego, miętowego proszku, zrobionego na kształt okrągłej, średniej wielkości tabletki. Pani sklepowa, zwykle pakowała te miętówki do papierowej torebki, która od wewnątrz po jakimś czasie była pokryta odsypującym  się z cukierków białym proszkiem a także łapka sięgająca po te miętówki również nabierała białego koloru. Miętówki się zwykle ssało, szybko się rozpuszczały. /derfic/

Misie – żelowe misie przywożone z NRD. Funkcjonowały też pod nazwą HARIBO. Bardzo popularne i często uważane za smaczne. W jednostkach handlu nieuspołecznionego (prywatne budy, zieleniaki), sprzedawane na sztuki.

Mleko skondensowane w tubkach – nie przypadkiem znalazło się w  dziale słodyczy. Każdy doskonale wiedział, że inne użycie tego smakołyku, jak bezpośrednie wtłoczenie do organizmu, było by czystą stratą. Stratą niewybaczalną tym bardziej, że mleczko było praktycznie nie do zdobycia. Występowało także w wersji czekoladowej.

Obwarzanki – małe, twarde obręcze upieczone z mąki z wodą, nawlekane na papierowe sznureczki. W sklepach leżały przeważnie blisko pieczywa, jeden z podstawowych artykułów wszelkich odpustów i festynów. Coś niby chipsy.

Pańska Skórka – różowo-biała substancja o konsystencji „krówki”, zawijana w papierek, sprzedawana pod kościołami i na odpustach. Trzymana w koszach przez babcie w chustkach na głowie.

Pastylki pudrowe – czyli namiastka oranżady w proszku w formie dropsa. Rekordziści potrafili zjeść jednorazowo 0.5kg tego przysmaku. Piekł po nich język.

Prażynki – wersja „beta” chipsów. Wykonane z ziemniaków prażone krążki, przesiąknięte tłuszczem. Miały tą zaletę, że po zjedzeniu całego opakowania, na jakiś czas  nabierało się do nich obrzydzenia, co niewątpliwie było z korzyścią dla wątłego młodego organizmu.

Prince polo – to samo co dzisiaj, chociaż w innym opakowaniu. Już wtedy można było się dzielić wszystkim, „ale nie moim Prince polo”. Dobry produkt nie wymaga reklamy.

Ryż dmuchany – sprzedawany w foliowych podłużnych torebkach. Zjadany garściami pchanymi do ust. Na krótko pojawił się w wersji ze słodką kolorową polewą.

Słonecznik – wszyscy chodzili i skubali, starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, studenci i robotnicy. Na ulicach można było trafić na taruszki handlujące łuskanymi nasionami zawiniętymi w tutki z gazety. 

Smakołyk warszawski – wyrób czekoladopodobny w formie bloku.

Suchary – grube ciasteczka z kminkiem o twardości hartowanej stali. Pakowane w pergaminowy papier z obwolutą po 4 szt.

Szyszki – wiele smakołyków wykonywało się domowym sposobem. Umiejętności takie zdobywało się już w szkole na ZetPeTach. Oto ciekawy przepis przysłany przez Magdę S.: „Na zajęciach praktyczno-technicznych w szkole (tak się niegdyś nazywały lekcje służące uczeniu się wykonywania przedmiotów, które w normalnych warunkach można by po prostu kupić w sklepie) nauczyłam się robić SZYSZKI. Topiło się irysy i krówki z margaryna, do gorącej masy wsypywało się ryz nadmuchiwany (w Kielcach mówiono „preparowany”) i z cieplej jeszcze mieszaniny wyżej wymienionych składników kleiło się kule, jaja, itp. – jako oryginalne słodycze, urozmaicenie od „wyrobów czekolado podobnych”. Gdyby nie zmiany ustrojowe, do tej pory umieli byśmy już pewnie dmuchać ryż.

Turbo – guma do żucia sprowadzana potajemnie z Turcji. Wsławiła się tym , że zawierała związki rakotwórcze. Takie „turbo” doładowanie.

Wafle – kwadratowe wafle ze wzorkiem w kratkę, zjadane na sucho lub smarowane dżemem i cięte na małe kawałki niby ciasteczka.

Wata cukrowa – Wytwarzana na oczach klienta w specjalnych machinach. Do kręcącego się bębna sypało się cukier, następnie drewnianym patykiem wybierało się powstała na skutek temperatury, cukrową watę. Dostępna przed kościołami, na odpustach i wesołych miasteczkach.

http://www.republika.pl/printo/warszawa/

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004