Ło jak zimno! Brrr. Hehe. Człowiek wylezie na pięć minut z nory i od razu mu się odechciewa żyć. Za oknem to niby fajnie było: słońce świeciło, promienie tu, promienie tam, promienie siam, ale zetknięcie ze świeżym powietrzem było dla mnie prawdziwym szokiem. Fakt, szarówka już była i słońce dawno poszło spać, ale mimo wszystko. Zmarzłem i oficjalnie zmieniam na chwilę ksywę z Quentin na Sopel. A co to będzie zimą? Brrr, nawet nie chce myśleć. Żeby choć kalesony miały ładniejszą nazwę to by ich noszenie nie było takim wstydem… Hehe. Bije mi z zimna. Niech mnie ktoś ogrzeje!
Przez chwilę byłem dziś szczęśliwy, bo wydawało mi się, że znalazłem niezawodny sposób na poderwanie dziewczyny. Już już miałem iść go wykorzystać, ale doczekałem do końca oglądanego filmu, który przyniósł razem z sobą ten sposób, a tu okazało się, że nie ma tak łatwo, a dobry sposób, w ogóle nie był sposobem. A co dopiero dobrym. Szkoda, bo nie wymagał dużo roboty: wystarczyło pójść do knajpy i na oczach ładnej kelnereczki zjeść żywą ośmiornicę. Betka. Czego się nie zrobi jeśli ma to tylko przynieść spodziewany efekt. Nie wiem tylko czy to nie musiałaby być koniecznie japońska restauracja, bo z tym w Ogrodzieńcu kłopot. Zwykłej, polskiej nie ma, a co dopiero japońska. No, ale jak mówię koniec filmu przekreślił moje nadzieje na pobaraszkowanie z giętką Japonką. Ech, chciałoby się westchnąć.
Pewnie jesteście ciekawi jaki to film oglądałem. Już mówię. Obejrzałem sobie „Oldboya”, którym zachwycał się ostatnio Quentin Tarantino. Cóż, ten właściwy Quentin, zwany chwilowo Soplem, ma zgoła odmienne zdanie na temat owego koreańskiego dziełka. Łojezu jak mnie toto wynudziło! Aż żal było patrzeć jak skośnooki skrochmaliły fajowy pomysł. Przebłyski film miał, ale całość zdecydowanie za nudna i za długa. Ja bym z tego zrobił lepszy film, ale jakoś nikt mi nie chce dać kamery do ręki. Sam sobie nie wezmę, bo jestem nieśmiały.
Oglądanie telewizji w godzinach pomiędzy 16:30, a 19:00 to prawdziwa kopalnia tematów na notkę. Całe szczęście, że mam podzielną uwagę więc w trakcie filmu mogłem spokojnie śledzić, co też dzieje się na szklanym ekranie. W szczególności zaciekawiły mnie dzisiejsze „Rozmowy w toku”. Uśmiałem się serdecznie z zabawnych tłumaczeń pewnej Marysi lat 35. Marysia miała pretensje do całego świata, bo zwolnili ją z roboty. Marysia była nauczycielką, a tu pewnego dnia w gazecie ukazały się jej zdjęcia. Zdjęcia z filmu pornograficznego, w którym występowała zanim dostała posadkę. Marysia była oburzona jak mogli opublikować zdjęcia, z których jedno było zrobione gdzieś tam z ukrycia i ukazywało jakiś znak szczególny, po którym można było ją rozpoznać. No oburzające. Marysię wywalili z pracy. Pal sześć co o tym wszystkim sądzę, bo nawet nie wiem, ale tłumaczenia Marysi były doprawdy nie z tego świata. Zresztą wyglądała w tych swoich okularach jak mucha z innej planety. A to, że seks jest piękny, a to że się na filmie radośnie kochała ze swoim partnerem, a to że sio, a to że tamto. Ubaw po pachy, żałujcie jeśli nie widzieliście:
Ewa: A powiesz ewentualnemu przyszłemu pracodawcy o tym, że wystąpiłaś w filmie porno?
Marysia: Jeśli spyta, to powiem.
Ewa: No, ale który pracodawca wpadnie na pomysł żeby o to spytać?
Marysia: No właśnie! Według mnie sprawa jest na tyle błaha, że ne warto nawet o niej mówić!
Hihi. Marysia hehe. Nie Maria tylko właśnie Marysia.
A i jeszcze było fajnie jak wypiiiipali słowo „cipa”, a nie wypiiiipali powtórzonych z pięć razy z rzędu „kurew”. Ale jak nadają w telewizji amerykański film to tam tylko piórkują, chromolą, o jejkują etc. Gdzie tu sens, gdzie tu logika. „Rozmowy w toku” 18:00, amerykański film 02:15, bo wcześniej Kamel się wozi po pustyni za nasze pieniądze.
No i na koniec o Kevinie. Przyjechał sobie taki strażak dwukrotnie (mogę się mylić, bo może tylko jednokrotnie) rozwiedziony do Polski żeby gasić pożary, a tu nagle się okazuje, że wielki potencjał w nim tkwi! A to dowcipny taki! A to szarmancki! A to inteligentny! A to wygadany! Ach! Och! Cud, miód, orzeszki! „Krysiu, a jak jest po angielsku chleb?”. Krysia Czubówna: „Bread”. Cha cha cha, Kevin, naucz nas angielskiego! Nikt nas tak nie uczy angielskiego! Bueee. Kevin na Jedynce, Kevin na Dwójce, Kevin na Wiejskiej posłów języka uczy. W lodówce na razie spokój.
A teraz wyobraźmy sobie los polskiego strażaka, któremu miejsce pracy zajął jakiś angielski strażak, i który wyjechał do Anglii gasić pożary…
Podziel się tym artykułem: