×

WRAK CZŁOWIEKA

Czyli ja. A miało być wszystko bez komplikacji. Ech, przykładnie wyłączyłem wczoraj komputer około godziny 22:30 z zamiarem położenia się i szybkiego zaśnięcia. Miałem dzisiaj na ósmą na zajęcia, a to oznaczało, że najlepiej byłoby dla mnie zwlec się z barłogu parę minut przed szóstą rano. No i tak sobie leżałem na tym łóżku, leżałem, jedno oko miałem zamknięte, a drugim patrzyłem na „Przylądek strachu”, w którym Robert De Niro dawał do wiwatu, a Robert Mitchum i Gregory Peck zamienili się rolami, a czas sobie mijał. 23:30, północ, pierwsza w nocy i rozpoczęcie nagrywania komedyjki na drugim programie Telewizji Polskiej w której to występował mój ulubieniec Jason Lee, a także więzień jednej roli David Schwimmer, druga w nocy połączona z kontemplowaniem nagich ciał na Polsacie (Ech – tylko tyle powiem), trzecia w nocy połączona z kontemplowaniem przy wyłączonym telewizorze dlaczego jeszcze nie spię, czwarta w nocy… no czwartej nie pamiętam więc wniosek z tego prosty, że czwartą przespałem. Piątą natomiast jak najbardziej już kojarzę. A potem to prawie godzinne dogorywanie zakończone wpisem do bloga o barbarzyńskiej jak na sobotę godzinie. No i wstałem niewyspany, zamęczony przez głupie, depresyjne myśli i w ogóle obraz nędzy i rozpaczy. A tu trzeba było wsiąść w samochód i go prowadzić.

Wsiadając do samochodu miałem ze sobą podręczny zestaw kaset, który co prawda nie zawierał tak kontrowersyjnych hinduskich nagrań jak kaseta, którą zabrał ze sobą na nocny lot Danny Glover w „B.A.T. 21”, ale miał zapewnić mi niezaśnięcie przed kółkiem. Idea była prosta – wziąłem takie kasety do których mogłem sobie śpiewać całą drogę nie przejmując się głupimi spojrzeniami mijających mnie kierowców. Zresztą było jeszcze ciemno, a i samochodów wiele nie jechało. Tak czy siak koncepcja zdała egzamin, a ja dojechałem bezpiecznie do Katowic śpiewając sobie piosenki… Kabaretu O.T.T.O. z akompaniamentem orkiestry Zbigniewa Górnego 🙂 O 7:30 byłem na miejscu, a o 8ej okazało się, że… zajęć nie będzie, bo głupi babsztyl nie przylazł. Wrrr. Ponad trzygodzinne ćwiczenia w plecy, a po nich czekało mnie ponad trzygodzinne… okienko. Nic tylko siąść i płakać. I może nawet bym siadł i płakał, ale nie miałem siły. Na szczęście udało się wbić na wcześniejsze ćwiczenia i ominąć w ten sposób okienko, ale i tak wegetowanie w szkolnej knajpce od ósmej rano do 11:20 do przyjemnych nie należało. Nawet widok majteczek koleżanki, które niesfornie wyglądały ze spodni, gdy się pochyliła nie cieszył 🙂

No, a potem powrót wyjąc na cały głos kawałki ze „Spony” i już byłem w domu. I zamiast się położyć to siedzę przy kompie. Oczy mnie bolą, powieki same opadają, głowa daje znaki, że za chwilę eksploduje, ale ja jestem twardy. Zobaczymy co mi z tego przyjdzie. Jutro w każdym bądź razie nie zamierzam ryzykować i jechać na ósmą rano na te same zajęcia, których dzisiaj nie było. O nie! Wyśpię się i zbiorę siły na przekonywanie pewnego zadufanego magistra, gwiazdy regionalnej telewizji, że moja analiza reklamy chipsów Crunchips Crust nie jest gówniana 🙂

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004