Gry i zabawy (6)
Trzepak – to bez wątpienia najważniejsze miejsce na podwórku. Trzepak posiadał jakąś magiczną moc, która jak magnes ściągała wszystkich z najdalszych zakamarków podwórka . Prawie zawsze ktoś na nim wisiał. Wiszenie na trzepaku było jakąś atawistyczną formą relaksu. Widok grupek dzieciaków porozwieszanych na trzepaku w najdziwniejszych pozach, a przy tym prowadzących całkiem zwyczajne rozmowy, był jak najbardziej naturalny i nikogo nie dziwił. Typowe zwisy to: zwis głową w dół przez zaczepienie się kolanami na dolnej lub górnej poprzeczce, zwis typu „leniwiec” przez podwieszenie się pod poprzeczką jednocześnie rękami i nogami. Trzepak spełniał również wiele innych funkcji. Czasami był bramką, innym razem siatką do gry w siatkówkę, często miejscem do „zaklepywania” w grze w chowanego. Wiosenne bezczeszczenie trzepaka przez zupełnie nieodpowiedzialne trzepanie na nim dywanów, lub okresowe malowanie, wprowadzało na podwórku dysharmonię i pewien niepokój. Po tych krótkich, nieprzyjemnych okresach, trzepak zawsze wracał do rąk swoich prawowitych właścicieli. Próby odwrócenia uwagi dziatwy od trzepaka, przez instalowanie na podwórkach przeróżnych karuzel, globusów czy drabinek, poniosły całkowite fiasko. Prędzej czy później, magiczne działanie trzepaka robiło swoje, gromadząc wokół siebie kwiat podwórkowej młodzieży.
Warzywniak – dziewczyńska zabawa pochodząca z grupy zabaw „w dom”. Zasady i formę zabawy określał najczęściej pobliski warzywniak z którego czerpało się wszelkie wzorce zachowań. Były więc karczemne awantury, kłótnie o zgniłe ziemniaki, oszukiwanie na wadze, źle wydawane reszty, wieczne dostawy towaru i oczywiście remanenty. Osią zabawy było warzenie kamieni-ziemniaków, za które płaciło się drobnymi kamykami.
Widoczki (sekrety) – tajemnicza rozrywka dziewczyn, polegająca na zagrzebywaniu w ziemi tak zwanych sekretów lub widoczków. W wygrzebanym dołku należało ułożyć efektowną kompozycję z listków, kwiatuszków, papierków po cukierkach i innych znalezionych na podwórku przedmiotów. Wszystko przykrywało się szkiełkiem i zasypywało ziemią. Następnie powolutku, wiercąc palcem w ziemi, odsłaniało się kawałek po kawałku ukryte arcydzieło. Największym zagrożeniem dla widoczków byli „chłopacy”. Wypatrywali z ukrycia miejsca widoczków i gdy właścicielka dzieła oddaliła się na chwilę, wprowadzali w kompozycjach radykalne zmiany.
Wojna podwórkowa – układ nowych osiedli dzielił ich mieszkańców na poszczególne enklawy, wytyczane podwórkami. Każde podwórko miało swój trzepak, piaskownicę i swoich rdzennych mieszkańców. Obcy na podwórku był natychmiast rozpoznawany i musiał zachowywać szczególna ostrożność. Pomiędzy podwórkami toczyły się wieloletnie wojny. Powstawały więc podwórkowe bandy z własnymi „skryjówkami” , gdzie obowiązywały własne tajemne hasła i odzewy. Struktury konspiracyjne miały wiele odniesień do wzorców prezentowanych w „Klosie”. Do otwartych konfliktów między podwórkami dochodziło jednak bardzo rzadko lub wręcz nigdy. Cała energia była skierowana w urządzanie „skryjówek”, obmyślanie planów, tworzenie wciąż nowych haseł i ogólne knucie. Do największych sukcesów wywiadowczych, należało wykrycie skryjówki przeciwnika lub podsłuchanie hasła.
Wulkan – bardzo efektowna zabawa z użyciem saletry. Saletrę wymieszaną z cukrem przysypywało się warstwą piachu, nadając całości formę wulkanu. Teraz trzeba było odgarnąć piach z wierzchołka i podpalić odsłoniętą saletrę. Bardzo efektowna erupcja i olbrzymie kłęby dymu.
Wykopy – nowo oddawane do użytku osiedla mieszkaniowe, miały tę właściwość, że od samego początku większość rzeczy nie działała prawidłowo lub wcale. Do najbardziej zawodnych i usterkowych elementów należała instalacja wodno – kanalizacyjna. W związku z tym na wszystkich nowych osiedlach przeprowadzane były permanentne prace remontowe. Wciąż wykopywano z ziemi wadliwe rury, by zastąpić je rurami jeszcze gorszej jakości, co z kolei dawało gwarancje, że za rok na osiedlu pojawią się nowe wykopy. Była to bardzo cenna i pożyteczna inicjatywa z uwagi na wielkie walory rekreacyjne wykopów. Wykopy wspaniale spełniały rolę wojennych okopów, tajemniczych labiryntów gdzie można było nanosić znaki Templariuszy czy po prostu sprawnościowego toru przeszkód. Można tam było znaleźć wiele bezcennych przedmiotów takich jak; wata szklana ( wrzucona za kołnierz dawała niezłe efekty ), kawałki rur kanalizacyjnych z których można było wykonać snajperkę Janka Kosa, porzucone narzędzia, kawałek fajowskiego drutu czy blachy którą można było drążyć skrytki w ścianach wykopów itp. W nasypach drążyło się tory wyścigowe dla „żelaźniaków”.
Zabawy blokowe – bez wątpienia jednymi z najlepszych miejsc do zabawy były klatki schodowe w osiedlowych blokach. W porównaniu z ciasnymi mieszkankami, zapchanymi po brzegi meblościankami i innym szalenie cennym sprzętem, klatki schodowe wydawały się nieograniczonymi przestrzeniami wprost stworzonymi do uprawiania przeróżnych sportów i zabaw. To właśnie na klatkach schodowych skupiało się życie towarzyskie PRL-owskiej młodzieży, kiedy na podwórku panowały niesprzyjające warunki. Można tu było bawić się w chowanego, wojnę, grać w piłkę , siatkę, czy zwyczajnie się poganiać. Oczywiście wszelkie formy klatkowej aktywności były bezwzględnie tępione przez większość lokatorów, co wymuszało naukę szybkiej ewakuacji z bloku. Niebawem te częste ucieczki same przerodziły się w zabawę dając początek pierwszym typowo blokowym rozrywkom. Należało udać się kilkuosobowym zespołem, na ostatnie piętro bloku i z możliwie największym hałasem, zbiec na sam dół. Zabawa była wyjątkowo niebezpieczna i wymagała zimnej krwi. Dostanie się marudera w ręce rozwścieczonego lokatora, należało do nierzadkich wypadków i było opłakane w skutkach W mniejszych zespołach można było stosować pewna mutacje tej rozrywki, która polegała na dzwonieniu do drzwi i szybkiej ucieczce. Bartosz z Konina przytacza jeszcze kilka zabaw blokowych, lub jak je nazywa „lokatorskich”: „My z kolegami chodziliśmy na świetlówki, którymi w tamtych czasach były oświetlane klatki schodowe. Po zdobyciu świetlówki używaliśmy jej do robienia huku w szybie windy. W tym celu lokowaliśmy się na dość wysokim piętrze (aby lot był długi). Następnie otwieraliśmy drzwi przy użyciu śrubokręta kiedy winda była na piętrze powyżej naszego i wrzucaliśmy zdobytą świetlówkę do szybu. Po około 2 do 3 sekundach następował potężny huk rozbijanej świetlówki. Potem tylko szybka ewakuacja. W ogóle jakoś tak było, że lubiliśmy zabawy 'lokatorskie’ w blokach, szczególnie w czasie przerwy w szkole. Kolejnym pomysłem było wiązanie drzwi (za klamki) do mieszkań na jednym piętrze znajdujących się naprzeciw siebie. W tym celu używaliśmy mocnego sznurka lub grubej żyłki. Następnie jeden z nas dzwonił do związanych mieszkań, przyczajaliśmy się w bezpiecznym miejscu i obserwowaliśmy zmagania ludzi próbujących otworzyć drzwi. Było to szczególnie efektowne gdy pozostawał około 20cm luz sznurka. Podczas tych 'akcji’ zdarzyło się parę razy wyrwanie klamki przez co bardziej krewkich mieszkańców. I następna zabawa (osobiście bardzo ją lubiłem – do czasu). Chodziłem z kolegą, szukaliśmy lekkich przedmiotów i otwartych okien na parterze. Znalezione przedmioty wrzucaliśmy do mieszkania przez okno stojąc bezpośrednio pod nim. Co ciekawe, mimo młodego wieku (piąta, szósta klasa) zwracaliśmy uwagę aby nic nie zniszczyć i nikomu nie zrobić krzywdy.”
Odrębna formą rozrywki była eksploracja blokowych piwnic, suszarni i dachów , jak również zabawy z windą. Do dziś w piwnicach mojego bloku można odnaleźć misternie wykute w ścianie znaki Templariuszy.
Zielone – uczestnik gry musiał na każde żądanie okazać się posiadaniem czegoś zielonego w formie organicznej. Gra doskonale przygotowywała do powszechnego obowiązku noszenia zawsze przy sobie Dowodu Osobistego.
Zośka – podbijanie nogą kawałka ołowiu z chwostem z włóczki. Im dłużej tym lepiej. Do podbijania używało się wielu technik nożnych. Można było grać w kółeczku, w parach lub indywidualnie.
http://www.republika.pl/printo/warszawa/
Podziel się tym artykułem: