×
Ostatni taniec, The Last Dance (2020), reż. Jason Hehir. Netflix.

Serialowo, s12e14. Ostatni taniec. See. Zadzwoń do Saula, Mrs. America

Gdybyście wiedzieli, ile się muszę nagimnastykować, żeby pisać kolejne notki, to codziennie klikalibyście w reklamy na Q-Blogu!

Serialowo, s12e14

Cursed Films, s01e01. Shudder

Czekałem na ten serial dokumentalny z wielkim zainteresowaniem. Opowieść o filmach uważanych za przeklęte? To zdecydowanie rodzaj rozrywki, jaki lubię najbardziej. Coś na obraz i podobieństwo netfliksowych Filmów naszej młodości (nie pisałem o nim, jak o wielu rzeczach, które oglądam, więc tylko nadmienię, że warto obejrzeć), czyli każdy odcinek poświęcony jednemu filmowi, a wszystko podane w formie strumienia ciekawostek. Cursed Films to dokładnie taka produkcja, problem w tym, że nie wystarczyło ciekawych ciekawostek, by zapełnić pół godziny odcinka. A przynajmniej tego, który widziałem, czyli poświęconego „Egzorcyście”. Połowa odcinka poświęcona została prawdziwemu egzorcyście i jego hurtowemu wypędzaniu diabła, co było wyjątkowo rozczarowujące dla osoby, która chciała posłuchać o filmie. W efekcie straciłem póki co ochotę na zmierzenie się z kolejnymi odcinkami, w których na warsztat wzięto kolejno filmy: Omen, Duch, Kruk i Strefa mroku. Może kiedyś.

Zadzwoń do Saula, s5. Netflix

No nie potrafię przekonać się do piątego sezonu Better Call Saul i za każdym razem, gdy widzę kolejne pochwały pod jego adresem – nie mogę się pod nimi podpisać. Nawet je rozumiem i nie jest to protest z gatunku: a teraz będę się z wami kłócił, że ten sezon jest kijowy!; ale sam zasypiałem na praktycznie każdym jego odcinku. To są fakty.

Bezapelacyjnie Zadzwoń do Saula to jeden z najlepiej zrealizowanych seriali ever. Tu nie ma się nawet o co kłócić, bo jest to serial piękny z wyglądu. Tym bardziej robi to wrażenie, że właściwie w Zadzwoń do Saula długimi minutami nic się nie dzieje. Ludzie gadają na pustyni, a mimo to ogląda się to z zachwytem pod adresem tego, co ogólnie można nazwać „wizualnością”. Każdy kadr jest przemyślany i w ogóle chyba wszystko jest w tym serialu przemyślane. Nie sposób mieć wrażenia, że coś zostało zrobione w pośpiechu.

No ale mnie nie wciąga, nie emocjonuje, nie nic. Wiadomo, że Saulowi nic się nie stanie, z grubsza wiadomo, że Kim nic się nie stanie, bo przecież został jeszcze jeden sezon, z grubsza wiadomo wszystko. Przewijać się nie opłaca, bo ładnie się patrzy na ten pustynny obrazek, a zarazem chciałoby się przewinąć do konkretów. I nie przekonuje mnie, że mam się nim zachwycać, bo np. cały serial został oparty na podstawie jakiegoś krótkiego, randomowego tekstu z jednego z odcinków drugiego sezonu Breaking Bad. Przetrwałem sezon tylko dzięki Kim i uroczej Rhei Seehorn.

See, s01-02. AppleTV

Przyszłość. Kataklizm sprawił, że ludzkość wyginęła. Ci, którzy przeżyli (niewielu), nie dość, że żyją w warunkach znanych ze Zjawy z DiCaprio, to na dodatek stracili wzrok. Ziemia jest opustoszała i zamieszkała przez ślepców. Mówienie o wzroku jest herezją, więc kiedy na świat przychodzą dzieciaki, które posiadają zdolność widzenia – sytuacja musi się zagęścić.

Lubię produkcje z takimi wyrazistymi i konkretnymi pomysłami. Nie jakieś rozmywanie wyświechtanych schematów tylko prosto i na temat. Zróbmy serial o świecie, w którym wszyscy są niewidomi – taka musiała być geneza tego projektu. Bez zbędnego gadania. Jest pomysł, jest wykonanie. Na dodatek jest to wykonanie wysokobudżetowe, co widać od pierwszych ujęć serialu.

Nie przeszkadza mi, że oglądając See trzeba zawiesić niewiarę i zaakceptować świat serialowy. Wydaje mi się, że w rzeczywistości wszyscy by się potykali o własne nogi, a taki poziom sprawności, jaki osiągnęło niewidome społeczeństwo jest niemożliwy. Choć wszystko wykonują po omacku, to bardziej przypomina to zaplanowaną choreografię niż zachowania ślepców. Z drugiej strony nie mogę kategorycznie zaprzeczyć, że po kilku pokoleniach niewidomych, u ludzi wykształciłaby się taka właśnie sprawność. Nawet jeśli niewidomych uczyliby niewidomi. Dlatego łatwiej jest zapomnieć o tych wątpliwościach w trakcie oglądania.

Niestety trudniej jest mi się zmierzyć z mistyką, jakiej pełny jest ten serial. Wszystko to jakieś takie natchnione i uduchowione, co sprawiło, że usnąłem już na drugim odcinku. Będę próbował się jeszcze z nim zmierzyć, ale skłamałbym, gdybym napisał, że mam na to jakąś szczególną ochotę.

Ostatni taniec, s01e04. Netflix

Jeden z najbardziej oczekiwanych serialowych dokumentów sportowych nie zawodzi, bo zawieść nie mógł. Z taką historią, z takimi materiałami archiwalnymi, z takimi gadającymi głowami – nie wyobrażam sobie, że mogło się to nie udać. Na dodatek to produkcja ESPN, który w dokumentach sportowych jest mistrzem.

Sprawa wygląda tak. Podczas ostatniego sezonu Phila Jacksona w Chicago Bulls drużynie towarzyszyli filmowcy, którzy dostali nieograniczony dostęp za kulisy. Zarejestrowane w ten sposób materiały są podstawą 10-odcinkowego serialu, w którym poznajemy historię nie tylko legendarnego sezonu, ale też wszystkich jego bohaterów z Michalem Jordanem na czele.

Ostatni taniec aka The Last Dance, choć opowiada o koszykówce, jest serialem, który z przyjemnością obejrzy nawet ten, kto koszykówką się nie interesuje. Nie jest jednak tak, że zasiądziesz do oglądania bez podstawowej wiedzy o tym sporcie i będziesz miał pełną frajdę. Trzeba wiedzieć co to draft, sezon zasadniczy, konferencje, play-off, trumna itd., bo nikt ci tego tu nie wytłumaczy. Dlatego warto mieć tego świadomość.

Na razie wyemitowane zostały cztery odcinki. Pierwszy o MJ-u, drugi o Scottie’m, trzeci o Robaku, a czwarty o Jacksonie. Ilość materiałów archiwalnych sięgających początków kariery każdego z nich – powala.

Mrs. America, s01e01. HBO GO

Początek lat 70. ubiegłego wieku. Grupa zdeterminowanych kobiet walczy o to, by emancypacja podążyła o kilka kroków dalej w stosunku do tego, jak wygląda ówczesna sytuacja. Wydaje się, że zwiększenie praw kobiet jest na rękę każdej z nich. Ale to tylko złudzenie, bo konserwatywna Phyllis Schlafly (Cate Blanchett) staje okoniem i szybko staje się twarzą walki przeciwko tejże emancypacji.

Wydaje mi się, że Mrs. America popełnia typowy błąd charakterystyczny dla tego typu produkcji opartych na faktach. Autorzy nie wiadomo skąd uznają, że widzowie albo mają wiedzę na temat historii tu opowiadanej, albo przeczytali przed seansem materiały prasowe. I rzucają tychże widzów na głęboką wodę nie tłumacząc im choćby pobieżnie sytuacji, jaka panuje na początku opowieści. Gadają o jakimś ERA i nawet nie rozwiną tego skrótu! No kaman. Utrudnia to oglądanie, bo chłonięcie przemycanych mimochodem informacji (sześcioro dzieci? jak sześcioro dzieci?!) udzielanych odnośnie tego i owego robi się męczące. Zamydla też fakt, że historia naprawdę jest ciekawa, a serial dowcipny, gdzie trzeba, a gdzie trzeba umiejętnie pokazujący świat kobiet lat 70. XX wieku i ich codzienne piekło zakazów i powinności.

Pierwszy odcinek mnie zmęczył i żałuję, że do wybitnej obsady  (Blanchett, Rose Byrne, Elizabeth Banks, Jeanne Tripplehorn, Sarah Paulson, Melanie Lynskey) nie dołączył wybitny scenarzysta.

Podziel się tym artykułem:

3 komentarze

  1. Mrs America to dobra rzecz, obejrzałem wszystkie dostępne 4 odcinki i cały czas mi się podoba. Każda aktorka świetnie się spisuje, choć ja oprócz Blanchett bym wyróżnił Rose Byrne, za którą specjalnie nie przepadałem, to dobra aktorka, ale jakbym miał sobie przypomnieć jej role to ciężko. No i bardzo jej pasuje styl feministki z lat 70-ych, świetnie wygląda w tej stylistyce.

    Co do „See” to zdałem sobie oglądając kilka odcinków, że nie jestem fanem seriali Knighta. Peaky Blinders jest świetne, ale nie dzięki scenariuszowi, tylko aktorom i stronie audiowizualnej, Tabu bym odpuścił, bo nuda, gdyby nie Tom Hardy, Opowieść Wigilijna Knighta w której poszedł w horror też taka sobie, a od tej produkcji odpadłem mimo całej mojej sympatii do Jasona Momoa.

  2. Tfu, miało być „w stylówie „:)

  3. Co do Saula to ja podzielam opinie większości. Po obejrzeniu sezonu sprawdziłem sobie jak oceniłem poszczególne sezony, bo już nie pamiętam poza tym, że wszystkie uważam za dobre, ale który lepszy, a który gorszy nie byłem pewien:) Za najlepszą serię uważam sezon trzeci, a minimalnie gorszy jest sezon czwarty, głównie przez to, że wątek z Niemcami i Mike’a nie był tak interesujący jak w innych sezonach, zbyt rozwleczony, dopiero w finale czwartej serii zaczęły się konkrety. No i było bardzo mało Nacho, a na dodatek jego wątek do niczego konkretnego nie doprowadził. Nacho to jedna z moich ulubionych postaci w BCS, świetnie zagrany przez Michaela Mando

    W BCS każda postać jest ciekawa, nie tylko bohaterowie znani z Breaking Bad, ale też nowe postacie, jak właśnie Nacho czy Kim na której temat pojawiają się już artykuły, że to jedna z najciekawszych kobiet w serialach, z czym się w 100% zgadzam. Ale do mojej ulubienicy wrócę później.

    Dobry jest też 1 sezon, a najsłabszy ze wszystkich sezon drugi, który bardzo długo się rozkręcał, przez siedem odcinków z dziesięciu. Postać Jimmy’ego w 2 serii stanęła w miejscu, a nawet cofnęła się jego przemiana w Saula w porównaniu z finałem 1 serii. Przez trzy sezony serial Petera Goulda i Vince Gilligana oglądało się trochę, jak dwa zupełnie osobne seriale w jednym, czyli prequel poświęcony Mike’owi, który klimatem od początku przypominał Breaking Bad, oraz drugi serial z Jimmy, Chuckiem i Kim, który miał zupełnie inny klimat jak wątek z Mikiem.

    W 5 sezonie oba światy się w końcu definitywnie połączyły, wątki Mike’a i Saula nigdy nie były bliżej siebie jak w 5 serii, co zaowocowało jedną z najlepszych serii. Ciekawe że o 4 serii twórcy mówili, że będzie się dużo działo, będzie serial bliżej Breaking Bad jak nigdy wcześniej, ale nie do końca tak było w 4 serii. Uważam, że prędzej pasują te obiecanki scenarzystów do fabuły najnowszej serii.

    Przez pięć pierwszych odcinków tempo jest wolne, ale pierwsza połowa sezonu to świetna podbudowa pod wydarzenia w drugiej połowie serii. Cały czas się coś ważnego dzieje w każdym wątku, a postacie się rozwijają. No i co najważniejsze na każdą postać w tej serii jest pomysł, nie jest tak, że ktoś jest zepchnięty na dalszy plan i wątek można byłoby wyciąć bez szkody dla sezonu. Ciekawą przemianę przechodzi Jimmy, zwłaszcza w ostatnich odcinkach może zaskakiwać jego zachowanie, ale też Kim, Nacho, no i Mike który w tej serii, a przynajmniej w końcówce staje się tym Ehrmantraut’em jakiego znamy z oryginalnego serialu.

    Ważną rolę ma w tej serii Lalo Salamanca, którego świetnie gra Tony Dalton. Aktor pojawił się na chwilę w 4 serii, ale dopiero w 5 serii dostał możliwość pokazania, jak świetnym był wyborem do tej roli. Ciekawe, że Gilligan nie planował pokazywać historii Lalo, to był pomysł Petera Goulda, współtwórcy BCS. Lalo zupełnie nie przypomina Hektora Salamanci, czy bliźniaków – kilerów, to inna postać. W sumie to budzi sympatię, można zapomnieć że jest gangsterem, ale też jak trzeba to budzi przerażenie i strach. Po wydarzeniach z 5 serii BCS nie dziwię się, że Saul Goodman bał się go w Breaking Bad.

    Nie pojawił się Lalo w BB, tylko został raz wspomniany przez Goodmana i widać było po jego zachowaniu w BB, że raczej nie chciał powtórzyć prawnik spotkania z Lalo w domu, który jest jednym z najlepszych momentów w BCS. Scena mocno trzyma w napięciu, ale też zaskakuje rozwojem wydarzeń. A co do rodziny Salamanców to byłby z nich świetny materiał na osobny serial, np. spotkania rodzinne pokazywać jako sitcom:)

    Wszyscy aktorzy mają wiele scen popisowych w serii 5, nie tylko Dalton, ale też Odenkirk, Seehorn, Banks, Mando, Esposito (tak na marginesie na drugim planie pojawia się ceniony aktor w USA, którego miłośnicy Przystanku Alaska kojarzą, czyli Barry Corbin, znany z roli Maurice’a, najbogatszego mieszkańca Cicely i byłego astronauty). Znalazło się też miejsce dla Patricka Fabiana, którego myślałem, że już nie będzie w 5 sezonie, że nie powrócą do tej postaci. Ma dość małą rolę, ale istotną dla przyszłych wydarzeń w serialu.

    Nie pamiętam już kiedy ogłoszono, że sezon szósty będzie finałowym, czy przed rozpoczęciem produkcji 5 serii, czy w czasie zdjęć, czy po zakończeniu sezonu, ale widać, że fabuła mocno przyśpieszyła i zmierza do konkretnego celu, jaki by nie był, ale jednocześnie tempo jest typowe dla BCS i BB, czyli wszystko pokazywane jest dokładnie, a jednocześnie trzyma serial mocno w napięciu, nawet w scenach takich, gdy życie Jimmy’ego jest zagrożone. Za co szacunek, bo wiadomo, że nie ma szans by zginął, bo musi dożyć do wydarzeń z Breaking Bad, musi nastąpić pełna przemiana w Saula, a i tak udało się ekipie tak pokazać historię że trzyma w napięciu.

    Od ostatniej świetnej sceny 4 serii, gdy podobnie jak Kim, byliśmy zaskoczeni tym co zrobił Jimmy McGill, widać że jest mu coraz bliżej do Saula, nie tylko przez to że zaczął się ubierać jak bohater, którego Bob Odenkirk grał w Breaking Bad. Dzięki temu, że twórcy wiedzą kiedy serial się zakończy BCS przestał trochę kręcić się w kółko. Przypomina ta sytuacja kulisy BB, gdzie też przez 2-3 pierwsze serie scenarzyści nie wiedzieli ile będzie sezonów, ale jak ogłoszono, który sezon będzie ostatni to tempo wydarzeń mocno przyśpieszyło.

    Wiadomo, że serial powoli powinien zmierzać do zakończenia, że nie mogą za bardzo rozciągać tej historii, bo inaczej się rozwodni i słuszną decyzję twórcy i stacja AMC podjęła. Chodzi też o aktorów znanych z Breaking Bad, który się zaczynają starzeć, co najbardziej widać po Jonathanie Banksie, który gra Mike, a wiadomo jaką gra postać. Ale należy się szacunek dla twórców, że kilka scen w których Mike wykazuje się sprawnością, to tak sprytnie są nakręcone i zmontowane że uwierzyłem, iż ponad 70-letni Banks daje radę sporo młodszym od siebie.

    Przejdę teraz do wątku Kim, w którym będzie trochę spoilerów, jak jej wątek został zakończony, co było chyba dla wszystkich dużym zaskoczeniem, bo prawie w każdej recenzji zwraca się uwagę na decyzję Kim. Ale nie będę pisał co dokładnie się wydarzyło, tylko postaram się jak najogólniej omówić. Przyznaję, że mnie też to zaskoczyło, ale po przemyśleniu jej wątku uważam, że jest to logicznie zrobione.

    Trzeba pamiętać, że uwielbia Kim numery, które robiła z Jimmym, jarały ją wspólne “żarty”, wkręcanie ludzi, co widzieliśmy nie raz, o czym zresztą wspominają w finale. No i trzeba pamiętać, jak Howard ją źle traktował, gdy pracowała w firmie Chucka – nie traktował jej poważnie i dawał upokarzające zadania. Pokazał, że w firmie Chucka nie ma dla niej miejsca, np. zesłał ją do pokoju pocztowego, gdy myślała że dostanie awans, więc nie powinniśmy być tak zaskoczeni tą przemianą ulubienicy widzów. Choć w takim wypadku ciężko uznać to za przemianę bohaterki.

    Pasuje taki zwrot akcji idealnie do świata stworzonego przez Goulda i Gilligana, bo BB i BCS to historie o przemianie jaka zachodzi w człowieku. Wszyscy spodziewaliśmy się, że zobaczymy w BCS, jak Jimmy staje się Saulem przez co straci Kim, a okazuje się, że Kim też kusi ciemna strona mocy (świetne nawiązanie do ostatniej sceny 4 serii w scenie ze “strzelaniem” Kim) i może to być osoba, która przyczyni się do jego przemiany w Saula.

    No i trzeba powiedzieć, że Rhea Seehorn świetnie gra dwoistość swojej bohaterki. Można powiedzieć po obejrzeniu całego sezonu, że Kim przerosła mistrza, który nagle w finale staje się głosem rozsądku, czyli bohater, któremu powinno być coraz bliżej do cwaniaka znanego z Breaking Bad. Widać, że do twarzy Kim z kombinowaniem i rajcuje ją zła strona mocy, co pokazuje jej zimne podejście do tego co ich ostatnio spotkało. Jedynie co zastanawia to fakt, że bardziej ludzko się zachowuje Jimmy. Takie zachowanie u bohaterki to coś ciekawego i najważniejsze, że sensownego, ale też ciekawy prognostyk na ostatni sezon, bo otwiera scenarzystom sporo możliwości jak zakończyć jej historię. Może to nie wywrócenie całej historii, ale widać że mają pomysł na jej wątek, że gdzieś zmierza.

    Zresztą to jest serial Goulda i Gilligana, a panowie są znani z tego, że w ich serialach wszystko jest oparte na logice, wydarzenia mają sens, a nie pojawiają się znikąd, tylko wszystko jest zaplanowane. Nie wierzę, że wymyślili sobie twórcy, że w finale 5 serii dadzą Kim po ciemnej stronie mocy, tylko po to by widzów zaskoczyć, a widz niech doszukuje się na siłę w poprzednich odcinkach dowodów na poparcie przemiany bohaterki. To nie królowa smoków i Gra o Tron:)

    Uważam że sceny z Kim z finału to początek jej odejścia z uniwersum Goulda i Gilligana, jakiekolwiek nie będzie. Większość pewnie obstawiała, że np. wyjedzie wkurzona na Jimmy’ego albo zginie przez jego numery, a po tym co zrobili scenarzyści w finale widać, że mają pomysł na zakończenie jej wątku, ale niekoniecznie taki, jakiego widownia oczekiwała. Ale też nie próbuję zgadywać jak zakończą jej wątek.

    Better Call Saul i Breaking Bad to są seriale, w których nic nie dzieje się bez przyczyny, więc nie uważam, że to co się stało z Kim nie ma sensu. Nie wierzę, że Gilligan i Gould odpuścili by wątek jednej z najważniejszych postaci serialu i potraktowali go po łebkach. Nie odniosłem takiego wrażenia. Kim to jest bardzo intrygująca postać, której historia idzie w interesującą stronę, a jednocześnie taką, że coraz bardziej się o Kim zaczynam obawiać. Choć nie zdziwi mnie jak jej wątek zostanie zakończony tak, że zostanie zmuszona do wyjazdu do Niemiec, by pracować dla niemieckiej firmy, która pojawiła się już w BB (Madrigal), jako prawnik, bo inaczej coś zrobią McGillowi, i może będzie z Niemiec współpracowała z Lydią.
    Więc wcale nie musi zginąć.

    Kim od jakiegoś czasu jest tak samo ważną bohaterka co Jimmy/Saul, choć uważam, że od 1 serii była ważna postacią, nawet jak pojawiała się na drugim planie. A przyjaźń prawników to jest wątek, który od początku bardzo lubiłem w tej produkcji. Kibicuję tej przyjaźni mocno, choć wiem, że Kim w Breaking Bad nie było. Nie dziwie się, że pojawiają się artykuły o tej bohaterce, że jest uważana za jedną z najciekawszych postaci kobiecych w serialach, która się zmienia, ale w logiczny sposób, bo BCS to serial kierujący się logiką. Równie ciekawie, choć bez zaskoczenia, kończy się wątek Vargasa, który zapowiada się na to, że niestety marnie skończy, ale może zaskoczą nas scenarzyści, tak jak zaskoczyli w historii Kim Wexler.

    Niestety poczekamy nie wiadomo jak długo na finałową odsłonę serialu z powodu epidemii, bo produkcja większości seriali i filmów jest wstrzymana do odwołania. Choć już na 5 sezon czekaliśmy dłużej, bo dwa lata, ale było to spowodowane przez kręcenie epilogu do Breaking Bad, czyli całkiem dobrego filmu El Camino, gdzie dowiedzieliśmy się co się stało z Jesse Pinkmanem.

    5 sezon Saula trzyma wysoki poziom, nie tylko aktorsko, ale też zdjęcia, montaż, reżyseria, scenariusz i dialogi. Jest też sporo humoru typowego dla seriali Gilligana, choć od 4 serii Vince Gilligan mniej się udziela (mówił o tym w wywiadach np. Patrick Fabian). Mój ulubiony scenarzysta Archiwum X oddał szefowanie produkcji Peterowi Gouldowi, z którym stworzył “Gdy niedola, dzwoń do Saula” (to fanowskie tłumaczenie tytułu uwielbiam), ale to nie znaczy, że Gilligan w ogóle nie pojawia się na planie, bo wyreżyserował jeden z najlepszych odcinków w piątym sezonie, czyli ten na pustyni. Choć jak dla mnie to wszystkie odcinki 5 serii trzymają wysoki poziom, nie było słabszego odcinka, a nawet nudniejszego momentu co wcześniej czasami się zdarzało. W sumie to nie dziwi mnie, że poziom nie spadł mimo mniejszej roli Vince’a Gilligana przy produkcji BCS od 4 serii, bo Peter Gould to był jeden z najlepszych scenarzystów Breaking Bad.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004