Do kin trafia właśnie – już w najbliższy piątek – mokry sen wszystkich miłośników letniego opierdzielania się nad rzeką. Pluchowata zima, jakiej jesteśmy świadkiem za oknem sprzyja uciekaniu w filmową krainę snów, a obcowanie z filmem Tamte dni, tamte noce można przypłacić dupościskiem (z różnych powodów :P) oraz chęcią rzucenia wszystkiego i wyjechania na włoską wieś. Recenzja filmu Tamte dni, tamte noc.
O czym jest film Tamte dni, tamte noce
Siedemnastoletni Elio (Timothée Chalamet) wiedzie leniwy żywot w położonej w północnych Włoszech wsi, gdzie mieszka razem z rodzicami. Ojciec (Michael Stuhlbarg) jest zakochany w archeologii i antyku, matka (Amira Casar) w niemieckich romantykach, nic więc dziwnego, że Elio również wyrósł na rozkochanego w sztuce młodzieńca. Chłopak pochłania książki jak odkurzacz, ale jego prawdziwą pasją jest muzyka klasyczna. Wirtuoz gry na fortepianie dla zabawy dokonuje w notesie transkrypcji klasycznych utworów i nie stanowi dla niego żadnego problemu zagranie kawałka Bacha jakby zrobił to Liszt. Myliłby się jednak ten, kto wyobraziłby sobie zamkniętego w czterech ścianach pryszczatego geeka. Elio daleki jest od takich stereotypów. Ma dziewczynę (Esther Garrel), a większość lata spędza ze znajomymi na opalaniu się i włóczeniu po okolicy. Przełom w życiu Elia następuje wraz z przybyciem do jego domu amerykańskiego doktoranta Olivera (Armie Hammer). Zaprosił go ojciec Elia, któremu ma pomóc w żmudnej papierkowej robocie. Elio i Oliver przypadają sobie do gustu i od tej pory spędzają czas razem. Jeżdżą po okolicy na rowerach, dotykają się niby to ukradkiem i dyskutują na mądre tematy. Oliver podoba się wszystkim miejscowym dziewczynom, ale to zafascynowany nim Elio robi pierwszy krok i wyznaje Oliverowi uczucie. Oliver nie jest zdziwiony, ale trzyma chłopaka na dystans. W końcu jednak umawiają się na schadzkę o północy, gdy wszyscy już pójdą spać.
Recenzja filmu Tamte dni, tamte noce
Była kiedyś taka ekranizacja dramatu Szekspira – Wiele hałasu o nic. Ekipa z Hollywood pojechała do Włoch, gdzie nie miała czasu kręcić filmu, bo całymi dniami imprezowała przy szynce parmeńskiej, winku i korzystała z luźnej atmosfery, jaka możliwa jest dzięki gorącemu, włoskiemu słońcu. Wyobrażam sobie, że podobnie wyglądać musiała realizacja filmu Tamte dni, tamte noce. Włoskie dolce vita wisi nad dziełem reżysera Luki Guadagnino przez całe dwie godziny seansu i trzeba przyznać, że dawka lata, jaką serwuje jest zabójcza. Erotyczna atmosfera wisząca w powietrzu przetykana jest klasyczną sztuką w postaci literatury, rzeźby i muzyki dając niepowtarzalny klimat słodkiego nicnierobienia i karmienia zmysłów na wszelkie możliwe sposoby.
W takiej otoczce kwitnie znajomość młodego i niedoświadczonego Elia oraz starszego Amerykanina Olivera, który z uśmiechem konsumuje kolejne jajka na miękko 😛 i coraz lepiej wtapia się w ten dekadecki, europejski klimat tak idealizowany przez każdego Amerykanina, którego marzeniem jest pojechanie do Europy, jakby to było nie wiadomo co. Precyzyjnie wybrane czas i miejsce akcji sprzyja zakazanemu (stereotypami i konwenansami) na wielu płaszczyznach romansowi, który o to nie dba i kwitnie w najlepsze. Przeniesienie go z włoskiej prowincji gdzieś na amerykańskie zadupie nie miałoby już w sobie tej niewątpliwej magii.
Choć wiadomo, pomimo ocieplania w ostatnich latach przez kino wizerunku homoseksualnej miłości, na magię filmu Tamte dni, tamte noce można reagować różnie. Tematyka gejowskiego romansu przykleja do tej uniwersalnej historii łatkę kontrowersyjności. Co mnie uderzyło najbardziej, to refleksja, że próżno szukać tak subtelnego i odważnego filmu o standardowej (nudnej :P) miłości damsko-męskiej. Ciekaw jestem, z czego to wynika, że zaloty dwóch panów mogą być tak erotycznie hipnotyzujące, a gdy przychodzi do relacji kobieta-mężczyzna to albo słodkie komromy albo porno, nic pośrodku. Niektórzy pewnie wynaleźliby w tym kolejny element homoindoktrynacji i jeśli przyjrzeć by się bliżej, znaleźliby tu sporo dowodów swojej tezy. Geje w filmie Tamte dni, tamte noce są przystojni, wykształceni, wyrozumiali, dowcipni, interesujący… dziewczyna Eliego czyta książki, ale wstydzi się do tego przyznać.
Jak już wspomniałem, Tamte dni, tamte noce są filmem odważnym, który nie boi się pójść o kroczek dalej niż wymagałaby tego potrzeba. Nie ma tu żadnej nagości (są cycki, jupi), ale wiele rzeczy pokazanych jest wprost i jeśli lubicie brzoskwinie to, cóż, przemyślcie seans jeszcze raz :).
(2354)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Lato na włoskiej prowincji sprzyja romansowi 17-letniego Elio ze starszym Amerykaninem Oliverem, gościem jego rodziców. Pachnący upałem, brzoskwiniami i klasyczną sztuką romans odważnie podejmujący wciąż kontrowersyjny temat.
Podziel się tym artykułem:
Jeden komentarz
Pingback: Premiery kinowe weekendu 25-27.06.21. Szybcy i wściekli 9