Filmy o zemście to jeden z moich ulubionych gatunków filmowych. W ich przypadku nie potrzeba mi wymyślnej fabuły, bo i po co? Ktoś się na kogoś wkurwił na coś i teraz będzie się mścił. Im więcej osób do rozwalenia, tym lepiej. Im bardziej pomysłowe sposoby rozwalania, tym lepiej. Reżyserzy nie zawsze o tym pamiętają, próbując udziwniać swoje filmy o zemście. Niepotrzebnie. A jak to jest z Zemstą cierpliwego człowieka (nie mylić z Zemstą człowieka pacjenta)? Recenzja filmu The Fury of a Patient Man aka Tarde para la ira.
O czym jest film The Fury of a Patient Man
Nie czytajcie opisu filmu na IMDb, bo spoilerują gałgany jedne. Przeczytajcie opis Q, bo Q jest porządny i niepotrzebnie nie spoileruje.
Curro (Luis Callejo) przesiedział w pace kilka lat za udział w kradzieży z morderstwem. Osobiście ani nie okradł ani nie zamordował, bo siedział tylko w samochodzie z włączonym silnikiem, ale tylko on wpadł. Reszta zamaskowanych towarzyszy przestępstwa zwiała, a on poszedł siedzieć. No ale nic nie trwa wiecznie. Curro wychodzi z paki i w końcu wraca w ramiona ukochanej Any (Ruth Diaz), która razem z bratem prowadzi miejscowy bar. W barze często przesiaduje Jose (znany z Canibala czy La isla minima Antonio de la Torre – tak wymieniam, żeby wyglądało, że siedzę w hiszpańskich filmach), który romansuje sobie z Aną w najlepsze. Curro jeszcze o tym nie wie, ale stosunki (a właściwie ich brak) z żoną podpowiadają mu najgorsze. Tymczasem na wolności cały czas pozostaje trójka jego wspólników z nieudanego skoku. Nadszedł dla nich czas zapłaty za swoje czyny.
Recenzja filmu The Fury of a Patient Man
Pora odpowiedzieć na pytanie zadane w lidzie. Otóż The Fury of a Patient Man leży sobie gdzieś w środeczku, jeśli chodzi o kino zemsty. Nie jest przesadnie krwawy i pomysłowy w zadawaniu cierpienia ofiarom zemsty, ale też nie jest przekombinowany, byle tylko wyszło jak najbardziej oryginalnie. A właściwie to w ogóle nie jest przekombinowany, wręcz przeciwnie. To prosta historia poszatkowana w ten sposób, żeby trochę zamącić obraz całości, który po ułożeniu się jest już klarowny i sunie sobie pewnie do finału, który być może kogoś zaskoczy, ale myślę, że bardziej jednak nie zaskoczy.
Jednym słowem The Fury of a Patient Man to film porządny, typowa Siódemka, o której właściwie nie ma co wiele pisać, a reckę trzaskam mu tylko dlatego, żeby Q-Blog pozostał miejscem, w którym pisze się o różnych stronach kina, a nie tylko tych najbardziej popularnych i banalnych, bo opisywanych wszędzie. The Fury of a Patient Man jest filmem na tyle dobrym, że warto o nim napisać i zwrócić na niego uwagę i to czasem wystarczy. Nie wszystkie filmy muszą trzymać widza na krawędzi fotela.
Atutów The Fury of a Patient Man jest kilka. Na pewno są nimi cycki :), ale też początkowa sekwencja filmu nagrana jednym ujęciem z wnętrza samochodu. Mam nadzieję, że operatorowi nic się nie stało, bo jeśli nic nie kombinowali to się chłopak poświęcił. Ewentualnie poświęciła się kamera – tak czy siak nagranie tej sceny wymagało poświęceń. Na uwagę zwraca też chłód mściciela i jego metodyczność w dążeniu do celu. Nie zawsze dobrze na tym wychodzi, ale jak przystało na tytuł, cierpliwie dokonuje tego, co sobie przez lata zaplanował, a widza ciekawi, czy już do końca będzie taki bezwzględny, czy może okoliczności, w jakich spotyka swoich maybe-soon-to-be-dead koleżków sprawią, że zmieni zdanie.
Czerpiący z tradycji westernu i umieszczający swoich bohaterów w hiszpańskich zaułkach i zadupiach The Fury of a Patient Man zaskarbił sobie przychylność krytyków, czego wyrazem było jedenaście nominacji do hiszpańskich Oscarów – nagród Goya. 4 lutego okaże się, ile z tych nominacji zamieni się w nagrody.
(2185)
Czas na ocenę:
Ocena: 7
7
wg Q-skali
Podsumowanie: Sroga pomsta w zapalczywym gniewie czeka na uczestników napadu, który zakończył się tragicznie. Hiszpańskie kino zemsty dla ciut bardziej cierpliwych widzów.
To chyba nie weszło do naszych kin? Rozumiem, że pozostaje jedyny alternatywny sposób dystrybucji?
Może za dwa lata wejdzie :). Właśnie lecą zwiastuny przed Konwojem i tego nie było
Film dobry, zwłaszcza w części środkowej, ale czegoś w nim zabrakło. Może jakiegoś większego pierd…ięcia w zakończeniu? Momentami miałem wrażenie, że twórcom trochę brakuje odwagi by pójść z czymś za ciosem. Generalnie mam nadzieję, że nagrody Goya zdominuje A Monster Calls bo jest zwyczajnie lepszy.
Właśnie, muszę w końcu A Monster Calls opędzlować. Co do reszty zgoda.
PS. Film wylądował w końcu na Netfliksie.