Reżyseria: Nancy Meyers
Scenariusz: Nancy Meyers
Obsada: Robert De Niro, Anne Hathaway, Rene Russo, Anders Holm, Adam DeVine, Andrew Rannells
Muzyka: Theodore Shapiro
Zdjęcia: Stephen Goldblatt
Kraj produkcji: USA
Nie mam dzisiaj weny do pisania notek, recenzji, wpisów, łotewer, więc w celu utrzymania kalendarza bez dziur, szybka piłka w postaci recenzji najnowszego filmu Nancy Meyers – Praktykant [The Intern].
O czym jest film Praktykant?
Bohaterem filmu Praktykant jest… niespodzianka! Praktykant! Od typowego obrazu praktykanta dzieli go jedna ważna cecha – ma już swoje lata. Ben (Robert De Niro) od dawna jest na zasłużonej emeryturze, ale po śmierci żony cholernie się nudzi. Okazją do wyjścia na świat jest oferta skierowana do seniorów – praktyki w prężnie rozwijającym się sklepie internetowym prowadzonym przez przebojową Jules (Anne Hathaway). Mrugnąłem w momencie tłumaczenia dlaczego akurat dla seniorów, ale to w zasadzie nieistotne (dlaczego, a nie że mrugnąłem :P). Istotne jest to, że dzięki temu zderzają się ze sobą dwa zupełnie inne światy. Świat młodych, (pozujących na) przebojowych i nieogolonych dzieci Internetu oraz świat pracownika sprzed kilku dekad – zakutanego w garniak, gładkoogolonego i poważnie traktującego pracę. Który na miejscu odkrywa, że co prawda musi się dużo nauczyć o komputerach, Internecie i ludziach nie z jego epoki, ale też szybko zauważa, że młodziaki też skorzystają na znajomości z nim. Przez co szybko nawiązują ze sobą dobry kontakt i w ogóle – jak to w filmach Nancy Meyers – jest słodkopierdząco i nawet gdy pojawiają się jakieś problemy, to nikt (z widzów) nie traktuje ich poważnie. Jeśli ktoś lubi kino Nancy Meyers to będzie zadowolony.
Praktykant, czyli typowy film Nancy Meyers
Nancy Meyers to specjalistka od komedii obyczajowych o ludziach w średnim wieku. Jedna z niewielu reżyserów, u których ciekawą rolę dla siebie mogą znaleźć starsze aktorki (czyli takie po dwudziestce :P) i starsi aktorzy (no tu to po czterdziestce gdzieś tak) bez obaw o to, że wylądują na trzecim planie w roli cwanej babci, czy zgorzkniałego dziadka. Czego pragną kobiety, Lepiej późno niż później, To skomplikowane, a teraz Praktykant. Kto zna styl Nancy Meyers powinien wiedzieć, czego się spodziewać, bo w Praktykancie nie znajdzie niczego nowego. Obyczajowe problemy osadzone w świecie, w którym wygląda na to, że nikt nie powinien mieć problemów oraz delikatny humor bez obaw o to, że ktoś zwymiotuje do kubła i to będzie takie hahaha śmieszne. I to z jednej strony jest już nudne, bo reżyserka ciągle serwuje nam to samo, a z drugiej strony dobre, bo, parafrazując – wiesz, co oglądasz. I od razu wiesz też, czy masz ochotę na taki seans czy nie. Ja, od razu mówię, lubię takie filmy, więc mimo ich wtórności i właściwie zerowego zaskoczenia, nie mam do nich zastrzeżeń. Inaczej: nie mam pretensji o to, że dostanę to, co wiem, że dostanę. Ale nie wszyscy coś takiego lubią.
Recenzja filmu Praktykant
Yyy, no właściwie to już wszystko chyba napisałem. Praktykant jest takim właśnie slodkopierdzącym filmem, który nie każdy akceptuje z powodu m.in. zbytniego zbliżenia filmowego życia do wyimaginowanej bajki. Bohaterowie cały czas mówią, że są zmęczeni i przepracowani, a przecież nic nie robią (zmniejsz zdjęcie, albo nie zwiększ, super! jadę na latte). Warunki pracy i samą pracę mają taką, że aż się chce przeprowadzić do pracy i tam mieszkać. Siedziałoby się cały czas na kanapie i miło dyskutowało o życiu. Ciężkie wybory bohaterki Jules ograniczają się do zostania szefową i zarabiania milionów lub oddania szefowania i zarabiania milionów. Z przepracowania nie ma czasu, żeby zrobić dziecku śniadanie, ale zawsze jest rano (rano, które nie wygląda na blady świt) w domu i nic nie robi, więc mogłaby zrobić dziecku śniadanie. Po pracy, przepracowana, wraca, gdy jest jeszcze widno i środek dnia, a każdy z bohaterów ma tak posprzątane w domu, że łał, kiedy oni mają czas na sprzątanie będąc tak zapracowanym? Ben też niby nie ma co ze sobą zrobić i tylko na pogrzeby lata, ale jego życie przed pracą i tak wydaje się ciekawsze i bardziej kolorowe niż wielu z Was (nie wspominając o polskich emerytach). Innymi słowy, gdyby tylko słuchać dialogów to co najmniej przesmutna harówa na Ósmej Mili w Detroit. A potem otwierasz oczy i łodefak oni pieprzą?!
No ale mówię, akceptuję ten styl, szczególnie że lubię taki właśnie humor bez wymiotów i pierdzenia. Nie są to potoki łez ze śmiechu, ale po prostu przyjemny seans. Dlatego też dałbym Siódemkę, ale ze względu na wyjątkowo beznadziejną końcówkę – minus jeden.
(2045)
Czas na ocenę:
Ocena: 6
6
wg Q-skali
Podsumowanie: Znudzony emeryturą 70-latek podejmuje staż w sklepie internetowym. Typowy film Nancy Meyers.