×

Salt

Uśmiałem się serdecznie czytając jakiś tam news, w którym bodajże scenarzysta „Salt” ogłosił, że będzie druga część tego filmu, bo już ma na nią pomysł. Kaman, chłopie, każdy kto widział końcówkę jedynki dobrze wie, że nie potrzebne było żadne olśnienie, a film kończy się tak, że w razie sukcesu finansowego powstaje automatycznie dwójka.

Na przesłuchanie do CIA trafia Andrzej Kmicic. Kmicic wyjawia agentom, że przygotowywany jest zamach na prezydenta Rosji, który przyjedzie na pogrzeb amerykańskiego wiceprezydenta (przemiał w tych najwyższych sferach straszny; podobno nasz prezydent też miał katar). Co więcej, zamachu dokona przesłuchująca go właśnie agentka, tytułowa Evelyn Salt. Evelyn nie ma zielonego pojęcia cóż ten Kmicic mówi, ale na wszelki wypadek ucieka z budynku, z którego nie da się uciec. I od tej pory wszyscy zaczynają ją ścigać.

Nie będę kłamał – podobało mi się. Na początku nawet bardzo mi się podobało, aby z czasem podobać mi się, ale już mniej. Tak na 7(10) (jak już mówiłem, nie umiem jeszcze oceniać w tej skali, 75% oglądanych filmów mi na 7(10) wychodzi 🙂 ). „Salt” idealnie nadaje się do porównania z „The Expendables„. Jeden i drugi równie głupi (choć to trochę inna głupota – „Salt” ma jeszcze mniej sensu, ale to dlatego, że historia jest bardziej skomplikowana i więcej rzeczy może tu być bez sensu – w „The Expendables” nie było aż tak wiele rzeczy, które mogłyby być bez sensu… wiem, nic nie kumacie z tego, co właśnie napisałem… Z drugiej strony w „Salt” nie męczą scenami pojawiającymi się zupełnie z dupy i nikt o podwyżce nie jęczy), ale „Salt” ma ten poziom akcji i rozrywki, który pozwala olać durnotę scenariuszową i dobrze się bawić. W „The Expendables” tego nie było, no ale ostatecznie Phillip Noyce jest jednak lepszym reżyserem od Sylvestra Stallone. Zatem reasumując – „Salt” to czysta rozrywka, która pozwala zapomnieć o czepianiu się bzdur.

Szkoda, że pan scenarzysta za punkt honoru postawił sobie coraz to większe gmatwanie fabuły i mnożenie kolejnych zwrotów akcji, bo dopóki nie przybrało to monstrualnych rozmiarów (twist co 10 minut) cały film był zupełnie niemęczącym letnim actionerem ze strzelaninami, pościgami, skakaniem po dachach samochodów i muzyczką sugerującą, że oto mamy do czynienia z największym spiskiem wszech czasów. Pikały skanery CIA, chłopaki popylali w garniturach po czystych biurach, a po ulicach pomykały fajne samochodziki, bo przecież CIA nie po to jest elitą wywiadowczą, żeby jeździć po mieście nierzucającymi się w oczy brykami. I to było fajne, bo dawno nic takiego nie widziałem na ekranie (ludzie jęczą do Bourne’a, ale Salt to insza inszość i mnie tej inszości i bezmózgowej akcji było potrzeba, a nie akcji, przy której dodatkowo dostaję większe ambicje reżysera; cytując za Eklezjastą – na wszystko jest czas: i na bezmózgową akcję i na ambitną akcję… wspaniale bredzę w tej recce 😉 ). Potem jednak na pierwszy plan wyszły twisty i nie dało się spokojnie cieszyć głupimi akcjami. Dlatego ocena spadła do 7(10), choć miałem nadzieję na utrzymany poziom do końca.

Szczere brawa dla Daniela Olbrychskiego. Myślałem, że scena przesłuchania to wszystko, w czym zobaczymy go w tym filmie. A tymczasem miła niespodzianka i rola radzieckiego agenta jedną z głównych ról w filmie. Przypadek zdaje się bez precedensu jak do tej pory albo pamięć mam dziurawą. Kto może się równać z tą rolą? Pieczyński w „Reakcji łańcuchowej”? Pacuła w „Tombstone”? O kim nie pamiętam? bo mam wrażenie, że o kimś nie pamiętam. Przyjemnie polską twarz w hollywoodzkim blockbusterze oglądać, bo kolejne Schweigery i Stormare’y budziły we mnie tylko smutek – dlaczego nasi tak nie potrafią. Olbrychski potrafi i radę dał!

No i tyle chyba. Czysta rozrywka w dobrym stylu i bez przynudzania. Pełna głupot (Czego dowiedziałem się z filmu… cz. 1… Salt), które przy odrobinie dobrej woli nie przeszkadzają w oglądaniu.
(1008)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004