Światowej sławy dyrygent zmuszony stanem swojego zdrowia wraca do małego miasteczka w Szwecji, w którym spędził swoje dzieciństwo.
Wielki hit szwedzkich kin nominowany jakieś dwa lata temu do Oscara. Całkiem zasłużenie zresztą. Poczytałem trochę opinii o tym filmie i ludzie piszą, że naiwny, głupi i jeszcze taki i siaki, ale co oni tam wiedzą. Może i naiwny, ale za to jak fajnie się go ogląda! No, a przynajmniej mnie. Żeby tak u nas kręcili takie normalne filmy, ale nie, muszą udziwniać najgłupsze już nawet historyjki.
Bardzo lubię filmy, w których przedstawione są kolejne etapy powstawania czy to dzieł sztuki, czy kompozycji muzycznych. Lubię na to patrzeć od kuchni dlatego jeszcze bardziej „As It…” mi się spodobał gdyż w filmie jesteśmy świadkami tworzenia od podstaw chóru parafialnego, który stopniowo podnosi swoje kwalifikacje aż do przepięknej pieśni stanowiącej kulminację całego filmu wykonanej przez popularną w swoim kraju Helen Sjoholm, która wcieliła się tutaj w jedną z ról.
Całość podana w typowo szwedzkim stylu czyli normalnie opowiadając o normalnych problemach normalnych ludzi w efekcie czego powstaje film nienor… yyy… 🙂 więcej niż przeciętny oparty na przeciętnych podstawach. Może i naciągane jest to jak wiele konfliktów drzemie w zabitej dechami miejscowości i że akurat tam co drugi mieszkaniec (nawet babcia z aparatem słuchowym) potrafi śpiewać, ale wszystko pokazane jest tak, że ja w to uwierzyłem bez chwili zwątpienia. PzS: 5+(6). Byłoby całe 6, ale końcówka mi się nie spodobała. Nie, że była do kitu czy coś w tym stylu, ale mi się nie spodobała i już.
Podziel się tym artykułem: