26 lipca, czwartek.
55,60 kilogramów, -5000 kalorii (nerwy!), furgon papierosów, 3 jednostki alkoholu, zatkane uszy – jedno.
Z samego rana, przy porannym pifku, zadzwonił mój nowy łóżkowy partner.
– No hej!! – krzyknął w słuchawkę tak głośno, że bębenki uciekły mi drugą dziurką a pifko polało się na płatki owsiane.
– Kto mówi – wychrząknęłam cicho, wciąż zagłuszana nieznośnym echem.
– No jak to kto?!! Edek!! – wrzasnął ponownie i zaczął śmiać się tak głupkowato, że aż się skrzywiłam.
– Edek? Z krainy kredek?
– Buahahahaha!!! Ty to masz poczucie humoru!!! Zupełnie tak jak wtedy kiedy zaczęłaś wymiotować cioci…
– Było minęło! – przerwałam mu brutalnie.
– Słuchaj malutka, może się spotkamy?!! – teraz słyszałam go trochę ciszej bo postawiłam sobie słuchawkę na stole.
– Nie mogę! – krzyknęłam tak by usłyszał, opryskując przy okazji pół stołu mieszanką płatków i piwa. – Wieczorem przeprowadzam staruszki przez ulicę, a potem mam kurs szydełkowania! – powiedziałam i wyłączyłam się. No co ci faceci sobie w ogóle myślą. Że my to chciałybyśmy uprawiać seks kilka razy dziennie jak roboty?? No… w sumie to mają rację… Ale przecież nie będę sie poniżać przed jakimś Edkiem.
– Z krainy kredek w dodatku! – wrzasnęłam wściekle i zachłysnęłam się płatkami, walając białą papką ostatni czysty kawałek stołu.
27 lipca, piątek
57 kilogramów (wreszcie nie chudnę po 10 deko dziennie!!!), jednostki alhoholu – trudno określić, 20 papierosów, kalorie – nie wiem, ale 2 zaszczędzone na tik-taku.
Dziś przez cały dzień nie mogłam usiedzieć w miejscu. Miałam na coś cholerną ochotę. Wreszcie, przy oglądaniu TV Shopu i nowej oferty, wielkich, grubych świec zapachowych uświadomiłam sobie, że mam ochotę na dziki seks. Tak bez powodu. Może Edek…? Eee, nie znam nawet jego numeru, a poza tym zakrzyczałby mnie pewnie w łóżku. Przez 2 godziny szukałam wibratora po całym mieszkaniu. Wreszcie znalazłam go… w lodówce. Był cholernie zimny, nici z zabawy. Zdenerwowałam się jeszcze bardziej i poszłam do sklepu po Lodową. Po przyrządzeniu drinka zadzwoniłam do Pati. Chciałam żeby przyszła, fajnie się tak upić we dwie. Pati oczywiście nie było. Odłożyłam szybko słuchawkę, bo Benek zaczął dziwnie insynuować, żebym wpadła. Troszkę zmartwiona, zdjęłam lustro z przedpokoju, postawiłam w pokoju i wypiłam Lodową do końca. Chciałam wstać i iść po ogóreczki, bo trochę piekło mnie gardło, ale gdy tylko się podniosłam Lodowa wylądowała na dywanie, razem z resztkami chałki. Tak, tak. Wróciłam do diety rymowanej. „W poniedziałki zjedz z dżemem pół chałki”
Chyba zjem tik-taka, wciąż pachnę niezbyt świeżo. Hmm, to jednak dwie kalorie, a nie chce mi się wstać i myć zębów. Trudno… A swoją drogą, ciekawe czy pasta ma jakieś kalorie?
Podziel się tym artykułem: