Musicalowe horrory to nic nowego co najmniej od czasu Krwiożerczej rośliny i The Rocky Horror Picture Show. Później filmowcy też nie potrafili oprzeć się mieszaniu kina gatunkowego z musicalem, żeby wspomnieć choć Stage Fright z Minnie Driver. Tym razem okazją do zaśpiewania stała się zombieapokalipsa. Recenzja filmu Anna and the Apocalypse.
O czym jest film Anna and the Apocalypse
Anna (Ella Hunt) kończy liceum i przygotowuje się do pójścia na studia. A przynajmniej tak wydaje się jej ojcu, woźnemu pracującemu w miejscowej szkole. W rzeczywistości córka postanowiła zrobić sobie roczną przerwę w nauce i zacząć podróżować po świecie. Kiedy za sprawą przyjaciela Anny, Johna (Malcolm Cumming), prawda o planach dziewczyny wychodzi na jaw, samotnie wychowujący ją ojciec trochę się burzy, ale generalnie nie może nic więcej zrobić. Tymczasem w liceum Anny trwają przygotowania do wystawienia bożonarodzeniowego przedstawienia. Jego gwiazdą jest przyjaciółka Anny, Lisa (Marli Siu). Jej chłopakiem jest maniak kina i horrorów, Chris (Christopher Leveaux). Jego wiedza może się wkrótce przydać (ale się nie przyda, bo to najbardziej zmarnowany tu wątek), bo tajemnicza epidemia, która opanowuje cały świat, zamienia większość ludzi w zombie. Do ekipy, która postara się przeżyć, dołączą jeszcze pozostawiona na święta sama, lesbijka Steph (Sarah Swire) oraz były chłopak Anny, szkolny osiłek Nick (Ben Wiggins).
Recenzja filmu Anna and the Apocalypse
Nie ma żadnej większej filozofii w recenzowaniu filmu Anna and the Apocalypse, bo jest to po prostu młodzieżowy horroro-musical, którym miał być. Nakręcony za psie pieniądze wyróżnia się oryginalną formą, która zapewnia jego reżyserowi, Johnowi McPhailowi, zwrócenie na siebie uwagi. Mógł przecież nakręcić setną produkcję typu „zabijamy zombie, bo się panoszą”, ale poszedł o krok dalej i wmontował w tę standardową historię kilka numerów musicalowych.
Od razu trzeba powiedzieć, że właśnie te numery musicalowe są największym atutem filmu Anna and the Apocalypse. Zabawne i wpadające w ucho można nucić w trakcie i po zakończeniu filmu. Jest tu więc m.in. piosenka o tym, że życie nie kończy tak jak hollywoodzkie filmy, sprośna piosenka świąteczna, czy utwór o byciu zajebistym w zabijaniu zombiaków. Bo Anna and the Apocalypse to bardziej komedyjka niż straszny horror, czego zresztą również można było się spodziewać.
Generalnie więc Anna and the Apocalypse jest takim właśnie filmem, jakiego można by się spodziewać. To produkcja oddzielająca mężczyzn filmowców od chłopców bawiących się w kino, która zapewni jej reżyserowi jakiś ciekawszy projekt w najbliższej przyszłości, choć realizacyjnie czy scenariuszowo wcale nie wybija się ponad przeciętność. Typowy klucz do świetlanej przyszłości w gatunku przewrotnego kina gatunkowego. Nie będąca jednocześnie ani przez chwilę kinem posiadającym zadatki na kultowe.
Anna and the Apocalypse to zatem filmowy chillout z kilkoma udanym, ale nie do przesady, scenami śmierci. Wydaje się, że powinien być bardziej zwariowany i jeszcze bardziej oryginalny, ale z drugiej strony ma wystarczająco dużo atutów, by zapewnić odpowiednią rozrywkę przy piwku.
(2247)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Epidemia zombie zamienia spokojne angielskie miasteczko w strefę walki, w której stara się przeżyć grupa licealistów. Największym atutem tego sympatycznego komediowego horroru są… piosenki. Bo tak, to również musical.
Podziel się tym artykułem: