Rok 2017 kończymy wystarczająco udanym kinowym weekendem, by wśród nowych propozycji wybrać coś dla siebie.
Premiery kinowe weekendu 29-31.12.2017
Król rozrywki, The Greatest Showman (2017) – Poszedłbym
Często jest tak z piosenkami, że nie od razu wpadną w ucho. Wydają się kiepskie, a potem posłucha się ich zylianaście razy i w końcu się do nich człowiek przekonuje. Podobnie jest z Królem rozrywki. Zwiastun zapowiada cepelię, paździerz i skansen, ale im częściej widzę go w kinie, tym większą mam ochotę na to, by wybrać się na seans Króla rozrywki. Już nawet nucę pod nosem tę piosenkę coś tam hjerajkom.
Poszedłbym głównie dla Hugh Jackmana, którego lubię. Ale i Michelle Williams i Rebeccą Ferguson nie pogardzę.
Jumanji: Przygoda w dżungli, Jumanji: Welcome to the Jungle (2017) – Poszedłbym
Nie podobało mi się Jumanji z Robinem Williamsem, więc i do tej nowej wersji podchodzę jak pies do jeża. Zwiastunowi udaje się nie zniechęcić do efektu finalnego, więc wydaje się, że wizyta w kinie nie powinna być straconym czasem. Oczywiście mówimy cały czas o kinie familijnym, a wszyscy wiemy, jakie są jego ograniczenia. No ale trailer raczej niczego nie udaje i wiadomo, czego się spodziewać. Wszelkie więc ewentualne pretensje po seansie należy będzie kierować pod swoim adresem.
Jednakowoż szkoda, że marnują coolerskie helikoptery na takie filmy zamiast sieknąć coś porządnego o wojnie w Wietnamie.
Paddington 2 (2017) – Nie poszedłbym
Z Paddingtonem jest jak z masłem czekoladowym, baseballem czy marshmellowsami. Za granicą się nim zachwycają, u nas nigdy nie zrobiły kariery. Co za tym idzie, Paddington to raczej propozycja dla tych krajów, w których kochają tego miśka. Dla nas zaś żadna różnica czy on się nazywa Paddington, Motherfucker czy Johnny. Nie dostajemy filmu o misiu Paddingtonie tylko film o misiu.
I jak ktoś lubi filmy o misiach to niech idzie. Zdaje się, że zadowoleni będą też fani familijnej wersji jasiofasolowego humoru. Mnie z kolei ciekawi obsada i jeśli zobaczyłbym bym ten film to dla Sally Hawkins i Hugh Granta.
Dzikie róże (2017) – Nie poszedłbym
Wygląda interesująco, choć niepokoi data premiery zapowiedziana w zwiastunie na koniec listopada. Film Anny Jadowskiej zaliczył miesięczne opóźnienie i to zwykle jest niepokojący objaw.
No ale chyba nie ma co aż tak bardzo analizować. Dzikie róże wyglądają na porządny film do obejrzenia w telewizji. Taka Cicha noc z wykastrowanym humorem. No i zawsze fajnie widzieć w obsadzie Martę Nieradkiewicz, bo jest nadzieja na to, że się rozbierze. #SzowinistycznaŚwinia
Powrót do Montauk, Return to Montauk (2017) – Nie poszedłbym
Słowo klucz: Berlinale. I żaden Volker Schlöndorff tego nie zmieni.
Choć zapewne Powrót do Montauk nie będzie złym filmem w powszechnym tego słowa znaczeniu.
Na krawędzi, Le Fidèle (2017) – Poszedłbym
Nominowany do nominacji do Oscara eurothriller zawsze brzmi ciekawie, więc nie ma powodu, by mieć jakieś złe przeczucia pod jego adresem. Niezależnie od tego, że i tak, jeśli go kiedyś obejrzę, to raczej w domu.
Podziel się tym artykułem:
