Lato, sezon ogórkowy. Oglądam za Was filmy, żebyście Wy już nie musieli ich oglądać. Jedną z takich propozycji jest komediohorror Fear Inc., dla którego sąsiadujące z tytułem określenie „komediohorror” jest aktem łaski. Recenzja filmu Fear Inc.
O czym jest film Fear Inc.
Joe Foster (Lucas Neff) to obibok, który zatrzymał się na poziomie intelektualnym trzynastolatka. Nie wiedzieć skąd, Joe ma bardzo fajną dziewczynę o imieniu Lindsey (Caitlin Stasey), która oprócz niezłego biustu ma także niezłą chatę. Wobec czego Joe spędza sobie dzień w dzień w przydomowym basenie, a raz w tygodniu zabiera Lindsey – pewnie za jej kasę – do restauracji poświęconej klasycznym horrorom, w której narzeka, że nic nie jest w stanie go wystraszyć. Widział już wszystkie horrory, a jego życiu potrzeba thrillu. Tylko skąd go wziąć? Odpowiedzią może być zaproszenie od firmy Fear Inc., która specjalizuje się w straszeniu swoich klientów. Ale tak na serio. Kiedy odezwała się do nich szefowa najlepszego kumpla Joego, to do dzisiaj nie wróciła z tych emocji do pracy! No ale póki co Joe i Lindsey goszczą u siebie ww. kumpla z dziewczyną (Stephanie Drake) miło spędzając czas. Zbyt miło. Joe nie wytrzymuje i dzwoni do Fear Inc., by tylko dowiedzieć się, że niestety już nie ma miejsca i dziękujemy bardzo, spierdalaj. Mimo to od tej chwili zaczynają się w życiu Joego dziać coraz dziwniejsze rzeczy, a gdy zamordowany zostaje jego sąsiad, cała czwórka wracająca z przyjęcia halloweenowego zaczyna walczyć o życie.
Recenzja filmu Fear Inc.
Fear Inc. to dowód na to, że ciekawy pomysł nie wystarczy. Oczywiście nie ma w tym pomyśle niczego oryginalnego, bo całość na kilometr śmierdzi Grą Davida Finchera (żeby oddać sprawiedliwość twórcom filmu Fear Inc., nie ukrywają oni inspiracji, a tytuł filmu Finchera przewija się w trakcie ich filmu), ale Gra została rozegrana (hehe) na poważnie, stąd bardziej komediowe podejście do tematu mogłoby się sprawdzić. Dowalić dużo gore, mądrych nawiązań do klasyki horroru (mądrzejszych niż bieganie przez pół filmu w swetrze Freddy’ego), śmiesznych tekstów i voila. Mamy hita. Fear Inc. stara się podążyć w tym kierunku, ale na staraniach się kończy.
A zresztą cokolwiek by nie robił, wszystko rozbija się wokół beznadziejnego i mocno irytującego głównego bohatera, który najlepiej by zrobił dla filmu, gdyby szybko umarł. Koleś na początku cały czas manifestuje, że niczego się nie boi, by po chwili co chwilę się czegoś wystraszyć. Potem się opamiętuje i dla odmiany ryje banię gdzie się tylko da, niezależnie od tego czy odcina komuś rękę czy grzebie w jego bebechach. W tym momencie film już zresztą zupełnie przechodzi granicę absurdu, spoza której powrotu raczej nie ma. Fear Inc. to przewidywalna od początku do końca produkcja, która szybko staje się parodią samej siebie i choć momentami stara się zaoferować coś więcej, to finalnie kończy się na festiwalu sucharów i wrzuconych na siłę filmowych nawiązań.
Ale przynajmniej logo mają fajne w tym Fear Inc. I plakat filmu też jest zacny. Z tym, że to drugie to ostatnio mocno mylące. Ręcznie rysowane plakaty w starym stylu wyglądają bardzo ładnie (nie tylko do tego, ale i do innych horrorów) i łatwo można się nabrać, że film też będzie wyglądał tak ładnie. Tymczasem często za jego produkcję zapłacono tyle samo, co i za namalowanie plakatu.
BTW, tak mi się jeszcze na koniec przypomniało, że choć akcja filmu Fear Inc. dzieje się w trakcie Halloween, to twórcom filmu udało się skutecznie zrobić wszystko, żeby nie było czuć, że to Halloween.
()
Ocena Końcowa
4
wg Q-skali
Podsumowanie : Odważny Joe zgadza się zostać klientem firmy, której ludzie płacą za to, by ich wystraszyć. Przewidywalna od początku do końca produkcja, która szybko staje się parodią samej siebie. Festiwal sucharów i wrzuconych na siłę filmowych nawiązań.
Podziel się tym artykułem:
Jakąś fazę na crapy/shity masz? 😉 'Okję” sobie lepiej obejrzyj. A „Fear Inc.” jest faktycznie słabe niestety. Ani straszne, ani śmieszne, ani oryginalne, ani… jakiekolwiek by miało być. Szkoda, bo jak zauważyłeś pomysł był całkiem wporzo.
Wesele miałem. Zostawiłem tydzień zapasu z recenzji filmów, które można było opublikować kiedykolwiek, bo nikogo nie obchodzą.
Okję zdołałem jedynie parę minut początku zobaczyć na razie i póki co jeszcze nie wiem, kiedy walnę resztę.