Nigdy nie byłem fanem kina Jima Jarmuscha. Wciąż muszę sprawdzać, jak się pisze jego nazwisko (przez „h” czy przez „ch”) i takie tam. Paterson wyglądał przyjaźnie już na etapie zwiastunów, dlatego odkładając na bok moje sympatie i antypatie zabrałem się za seans z nadzieją na sympatyczny film o sympatycznych bohaterach. I rzeczywiście, taki sympatyczny się okazał. Recenzja filmu Paterson.
O czym jest film Paterson
Paterson jest kierowcą autobusu w mieście Paterson. Żeby homonimów było więcej, warto jeszcze dodać, że w roli głównej kierowcy możemy tu zobaczyć Adama Drivera, czyli bardziej po ludzku Adama Kierowcę. Paterson mieszka w małym domku z buldogiem angielskim i dziewczyną (w kolejności od najbardziej sympatycznego) (Golshifteh Farahani), która całymi dniami szuka sobie zajęcia, a że jest artystyczną duszą to zwykle robi fikuśne muffiny albo chce zostać piosenkarką country. Ewentualnie maluje zasłony w kółka. Kierowca Paterson też ma w sobie duszę artysty. Swoje codzienne obserwacje dokonane zza kabiny kierowcy przelewa na papier w formie prostych wierszy. Tak prostych jak jego życie. Praca od do, spacer z psem, piwo w knajpie, poranny wierszyk przed startem w trasę i tak dzień po dniu. Normalnie w takiej sytuacji w życiu bohatera powinno wydarzyć się coś, co zatrzęsie tymże życiem w posadach. Ale się nie zdarza i już do końca się nie zdarzy.
Recenzja filmu Paterson
Tuż po seanse napisałem na Q-Fejsie, że sympatyczny ten Paterson, jedynie co bym w nim zmienił to wywalił wszystkie wiersze i dał więcej scen z buldogiem Nellie. Zdanie podtrzymuję, szczególnie, że mówi wszystko o moim poglądzie na ten film Jarmuscha. Uroku w wierszach Patersona nie odkryłem i nie do końca kumam, co zmieniają one w zrozumieniu filmu. To trochę takie bollywoodzkie piosenki, które tu pojawiają się na tle wodospadu i antystresowych melodyjek towarzyszących spostrzeżeniom tytułowego bohatera. Równie dobrze mogłoby ich nie być, bo to dopiero właśnie w pozostałych scenach film zyskuje na atrakcyjności. Może nie od samego początku, bo w jarmuschowski klimat trzeba się wkręcić, ale nie jest to jakieś specjalnie trudne i ani się człowiek nie obejrzy i już z przyjemnością ogląda zwyczajny świat głównego bohatera.
Jest w filmie Paterson sporo delikatnego humoru, nie ma żadnych wielkich tragedii, a pochwała codzienności snuje się w tempie regulowanym przez żelazne punkty dnia Patersona niczym program obowiązkowy w jeździe figurowej na lodzie. Wszystko jest tutaj całkowicie zwyczajne i równa do spokojnego usposobienia kierowcy autobusu, który na nic nie narzeka i wszystko przyjmuje z sympatią. Nudno do wyrzygania można by powiedzieć, ale wcale nie, chyba nikt by specjalnie nie narzekał, gdyby miał się nagle znaleźć w skórze Patersona. Film Jarmuscha udowadnia, że z dala od zgiełku też może być ciekawie, a święty spokój jest czasem ważniejszy niż pogoń za nie-wiadomo-czym.
Najjaśniejszym punktem filmu Paterson jest bezapelacyjnie buldog Nellie, który za swoją rolę został uhonorowany psim odpowiednikiem Złotej Palmy – nagrodą Palm Dog za swoją „ground-barking” rolę. Wielka szkoda, że niedługo po premierze filmu zachorował i zdechł :(.
(2203)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Poczciwy kierowca autobusu w wolnych chwilach pisze wiersze o otaczającej go rzeczywistości. Bardzo sympatyczny film, z którego wyciąłbym wszystkie wiersze i dał więcej scen z buldogiem.
Podziel się tym artykułem: