Rozpoczynamy kolejny sezon „Serialowa”. Zanim zaczniecie świętować, ostrzegam z góry, że raczej nie ma co liczyć na sezon dłuższy niż sherlockowy. Poprzedni miał pięć odcinków, tu lepiej pewnie nie będzie, bo seriale nie są już takie dobre jak kiedyś i za mało ich oglądam, żeby ciągnąć tę serię. No ale teraz trochę się uzbierało.
The Walking Dead, <5×02
TWD zaserwował mi największy serialowy twist ever. Pisałem już o tym na Q-Fejsie, ale i tutaj wspomnę. Otóż zasiadam do premiery piątego sezonu i nic nie rozumiem. Scen nie rozpoznaję, sytuacja w serialu jest dla mnie całkiem nowa, jeden wielki mindfuck. Jeszcze chwilę staram się oglądać, ale muszę się poddać, bo jakbym zupełnie nowy serial oglądał.
Zaczynam szperać, świta mi w głowie, że może przestałem oglądać z przerwą zimową. Ale nie, okazuje się, że nie widziałem sześciu ostatnich odcinków czwartego sezonu. Jak to możliwe? Nie wiem do tej pory. Przecież oglądałem na bieżąco, podobało mi się, z własnej woli bym nie przerwał (przerywam oglądanie tylko, gdy mi się nie podoba 😉 ). Żadnej przerwy nie było, po prostu obejrzałem jeden odcinek, a kolejnego za tydzień już nie.
W związku z tym czekało mnie trochę bezsennych północy, ale dogoniłem i już jestem na bieżąco. I mogę powiedzieć, że to w tej chwili mój ulubiony serial. Zorientowałem się, że doszedłem do takiego momentu, w którym bohaterowie mogliby przez czterdzieści minut siedzieć w rowie, a ja z przyjemnością bym to oglądał. Trafił mój w gust, jestem związany z bohaterami, zależy mi na ich przeżyciu i wczuwam się dobrze w zombie-survival klimat. Wiem, że praktycznie każdy odcinek jest o tym samym, ale w niczym mi to nie przeszkadza. TWD udowadnia, że wciąż solidne rzemiosło liczy się bardziej od fabuły. Bo to przecież tylko serial o zombiakach, ale za to ogląda się go świetnie.
I muszę przyznać, że chyba nawet bardziej od rozpierduchy z początku s5 podobały mi się odcinki z podzieloną grupą. Carol i dziewczynki, Daryl i Beth – niewiele się działo, a wciągnęły na maksa.
No i bardzo dobrze, że sprawa z Terminus nie została puszczona z dymem, bo byłoby za szybko. Mam nadzieję, że bohaterowie będą jeszcze musieli tam wrócić i pomyszkować po krwawych zakamarkach.
Sons of Anarchy, <7×07
Oglądam już tylko z przyzwyczajenia, bo jak był głupi tak dalej był głupi. I dla końcowych piosenek. W 7×07 znowu była fajna, a że w końcu poturbowali jedną z najmniej lubianych przeze mnie postaci to jeszcze jeszcze jeden plus. I Gemma taka słodka obesrana była, jak jechała do tego domku :).
A tak poza tym to nic się nie zmienia. Stos trupów rośnie, policja się niczym nie przejmuje. O zabitym szeryfie już nikt nie pamięta, a „góra” zamiast przysłać jakiegoś motherfuckera to przysłała przekupną glinę. Choć to jeszcze nic. Postrzelona policjantka, która nie sypnie Jaksa, bo chodziła z nim do klasy i chce, żeby Charming ŻYŁO – to dopiero ubaw po pachy.
Nie dziwi więc nic, że nasi dzielni motocykliści robią co chcą, gdzie chcą i kiedy chcą. Jedynymi osobami, które mogą im zagrozić są oni sami i na szczęście ten czas zbliża się wielkimi krokami. No może jeszcze trochę złego narobi im ten nowy szef ochrony Marksa, bo wygląda na takiego, co to kilku zarośniętych białasów nie będzie mu robić koło pióra. Duża odmiana od wymoczkowatego Lina itp. gangsterów.
PS. Bo się pogubiłem – ta kobieta/dziewczyna co to grzebała po śmieciach to gdzieś przepadła? A może to ta młoda opiekunka dzieci Jaksa? bo nie pamiętam czy ona stara była, czy młoda, czy co tam. Tak naprawdę to mam to w nosie, sprawdzam tylko, czy czytacie :P.
Homeland, 4×01-02
Rudego zabrakło, ale to dobrze, bo wraz z nim zabrakło całego tego ciężaru jego żony i córki, który gdzieś tam trzeba by było upchnąć. Została Carrie – która, o dzwio, mniej mnie irytuje niż w poprzednich sezonach – i możliwość poprowadzenia nowej historii w zasadzie nieograniczony sposób. Jak to wykorzystano?
Z początku fajnie. Motyw inteligentna, któremu wytłuczono bombą całą rodzinę zapowiedział ciekawy sezon i pierwszy odcinek oglądało mi się nadzwyczaj dobrze.
A potem był drugi odcinek i był on tak nudny, że trzeciego na razie nie chce mi się oglądać. Stracone 40 minut, inaczej tego nie można określić. Masz popularny serial, masz możliwość opowiedzenia fajnej historii, w którą wcale nie musisz wplatać wątków z poprzednich sezonów, całkowita tabula rasa tak naprawdę. I zamiast zaskoczyć kreatywnością dajesz widzom ordynarny zapełniacz. Nieładnie.
Survivor, <29×05
„Survivor” jak „Survivor”. Właściwie po każdym odcinku można pisać to samo, nie inaczej jest teraz. Po ciekawym – dzięki powrotowi do koncepcji zrobienia programu z członkami rodziny – początku, w piątym odcinku tempo nieco osłabło i pojawił się ten moment „niech już się połączą w jeden trajb”. Osobiście nie lubię niezapowiedzianych zmian plemion, więc nic dziwnego, że nosem trochę kręcę po dzisiejszym odcinku. No i do końca nie kumam logiki głosowania wąsatego strażaka.
Nie mam żadnego faworyta i to jest najgorsze. Ale – „Survivor” to „Survivor”, a ja jestem big fan, więc i tak nadal będę oglądał „na pniu”. Tylko „Survivora” (no i teraz TWD) tak oglądam, inne seriale spokojnie mogą sobie poczekać z seansem na dogodniejszy moment.
The Flash, 1×01
Obejrzałem bez żadnych oczekiwań. Komiksu nie znam, filmu pełnometrażowego nie lubię. Zakładałem, że odhaczę pilota i odstawię na półkę tak samo jak i „Green Arrow” i „Agents of S.H.I.E.L.D.”. A tymczasem…
…było bardzo fajnie! Na pewno będę oglądał dalej, jak tylko wykaraskam się z zaległości po WFF-ie i mam nadzieję, że nie spieprzą potencjału.
Ja wiem, nie ma tu nic nowego, odkrywczego, świeżego, zaskakującego et cerata, et cerata. Ale jest kolejny dowód na to, o czym tłukę od dawna – każdy, nawet sto razy przerabiany pomysł można nakręcić tak, że będzie się to dało z przyjemnością oglądać. Bez kombinowania, silenia się na nie wiadomo co, udziwniania w ten czy inny sposób. Tak po prostu. Sprawdza się przy „The Walking Dead”, sprawdziło się przy s3 „The Killing„ i przy „True Detective„. Cóż tam nowego było? Nic. Polowanie na serial killerów i zombie, najprostsze fabuły pod słońcem.
Nie wiem, czemu „The Flash” mi się podoba, ale mi się podoba. Szybkie tempo, dowcip, lekkość, zero niepotrzebnych zaskoczeń. Standardowa komiksowa historia o superbohaterze, która sprawiła też, że mam ochotę drugi raz dać szansę „Green Arrow”. Bo wydaje się, że w przyszłości to może zaprocentować.
Tylko jeden aktor mnie denerwował, ale już nie pamiętam który. Ojciec miłości Flasha chyba.
Gotham, 1×01
Obejrzałem pilota i to nie to. Nie chodzi nawet o to, że coś jest nie tak (poza niepodobną do siebie Jadą Pinkett), według mnie serial, jakich miliony. Co gorsza, procedural, jakich miliony. Powiecie, że to samo można powiedzieć o „The Flash” i będziecie mieli rację. Widocznie ocena serialu zależy od jakiegoś wewnętrznego widzimisię.
Ale bardzo podobało mi się Gotham jako miasto. Mimo to dalej raczej nie ruszę. Doceniam, że nie nakręcono kolejnej pierdoły dla dzieci jak S.H.I.E.L.D, ale i tak mroczna przeszłość Batmana mnie nie pociąga. A wychwytywanie smaczków mnie nie uszczęśliwia, bo raz nie jestem aż taki obcykany z Batmana, a dwa wiem, że mają być tylko po to, żeby przysłonić, że to sztampowa produkcja telewizyjna. Zatytułujcie ją „Radom”, a bohaterom dajcie na nazwiska: Kowalski, Nowak, Dąbrowski i straci urok.
Castle, <7×02
Muszę szczerze przyznać, że „Castle” od kilku odcinków niezmiennie mnie nudzi. Tak jak nie lubię procedurali, tak tutaj bardzo bym chciał, żeby wrócił do tego wesołego procedurala niezdeterminowanego fabułą. Nie ekscytują mnie ciągłe wspomnienia o matce Beckett, nie ekscytuje mnie wątek ze zniknięciem Castle’a, nie wiem po co na siłę próbują zachować ciągłość fabuły. Raz na dziesięć odcinków by starczyło.
Dawno już nie było jakiegoś naprawdę lekkiego i zabawnego odcinka, w którym by się jakieś smuty z trudnego związku Caskett nie przewijały. Chcecie ekscytującą fabułę to odstrzelcie Rudą, w innym wypadku poproszę o powrót do czystej telewizyjnej rozrywki.
Podziel się tym artykułem: