Wiem, że dzisiaj Halloween, ale jakoś nie mam melodii do pisania niczego a propos. Chory jestem, to i entuzjazmu wykrzesać z siebie nie ma jak. Do pisania i do oglądania. Zresztą, Halloween jest tylko raz w roku, a przecież horrory itp. można oglądać cały rok – nie trzeba szukać do tego jakichś tam zagranicznych i pogańskich okazji 😉
Zatem o Halloween cichosza, a może lepiej trochę seriale nadrobię. A jestem w pisaniu o nich zupełnie rozregulowany przez WFF. Co prawda z tymi, które oglądam najwytrwalej jestem na bieżąco, ale jakoś tak oglądałem je w znajdowanych z trudem chwilach i w miarę szybko zapominałem. Dlatego o jakieś długie analizy i interpretacje trudno mi się będzie pokusić. A zresztą – kogo to obchodzi ;P
Aha, coś się system komentarzy na Q-Blogu (i na Mundialowie też) zrąbał i się strony z konkretnymi wpisami rozłażą. Więc. 1. Nie zrażajcie się tym i szukajcie niżej niz wykle. 2. Ktoś wie, jak na to zaradzić może? Stawiam, że Blox coś zakombinował bez słowa skoro w jednej chwili dwa dobrze działające blogi się wykrzaczyły. Ale nie wiem co.
Sons of Anarchy, 5×08
Scenarzyści SoA to mistrzowie świata w marnowaniu fajnych okazji. Nie mam wątpliwości, że marnują je, bo jakoś ten i następny sezon trzeba zapełnić, ale mimo wszystko… Po s4 wydawało się, że czeka nas fajna grecka tragedia – rozeszło się po kościach. W s5 wydawało się, że czeka nas fajny czarny, nomen omen, charakter i na wydawaniu się skończyło.
Obecnie więc główny dramatyzm serialu skupia się nad obserwowaniem, jaką zbolałą minę zrobi Jax i jak z tą zbolałą miną kogoś zabije. Bo Jax już za chwilę będzie zabijał listonosza, że mu pognieciony list przyniósł. Z tego wszystkiego już bym na nowo wolał, żeby Clay wszystkim koło dupy zrobił, bo to przynajmniej skurwiel i wiadomo, że się będzie zachowywał jak skurwiel. A Jax to takie zagubione nie wiadomo co.
Nie ma się co jednak łudzić, choć wątek greckiej rodzinnej tradycji powrócił, to raczej nie mam wątpliwości, że Jax nie będzie miał większego problemu z odesłaniem Claya tam, gdzie tego będzie sobie życzył.
PS. Z każdym odcinkiem Gemma kwalifikuje się coraz bardziej do odstrzału. Spieprzyli większość postaci koncertowo robiąc z nich niesympatycznych, bezwzględnych i głupich. Nie zdziwię się jak w ostatnim odcinku serialu na stosie trupów Tara zrobi Ottowi wymarzoną przez niego laskę.
The Walking Dead, 3×03
Podoba mi się trzeci sezon chyba najbardziej ze wszystkich. Nie ma w nim wielkich cudów, a brak pomysłu na jakąś bardziej zakręconą fabułę (ale czy można ją w ogóle jakoś zakręcić w sytuacji, gdy survivorów jest pięciu na krzyż, a gdzie się nie ruszysz czyha ząbi?) twórcy rekompensują taką ilością makabry, jaką w telewizji chyba jeszcze nie było. W samym pierwszym odcinku zginęło więcej osób (no wiecie) niż w całym powojennym kinie polskim.
Trzeci odcinek przyniósł pojawienie się ulubionej postaci fanów komiksu (tak słyszałem) i trzeba przyznać, że pan Gubernator jest spoko kolesiem. Nie dziwię się, że umiał się ustawić w całkiem sympatycznym miasteczku, w którym żywe trupy mogą mu nafiukać. Nadpobudliwy Rick w bezpośrednim starciu raczej szans z nim nie powinien mieć, choć wiadomo, serial to serial, a główni bohaterowie to główni bohaterowie.
Miło że powrócił Michael Rooker, bo żal było tego sympatycznego aktora marnować na dwa odcinki.
Dexter, 7×05
Z Deksa to sobie nawet jakieś notatki podczas oglądania porobiłem, ale nie chce mi się do nich zaglądać. Smuteczek.
Stało się to, co musiało się stać – Debra zaakceptowała hobby brata. Nie powinno to raczej nikogo dziwić, bo trudno podważyć brutalną logikę zachowania Dextera. No przecież zabija skurwysynów, którzy na to zasłużyli, to dlaczego ktoś miałby mu to mieć za złe? No dobra, czasem przesadzi jak z Doaksem, ale żeby od razu „nie jesteś moim bratem, którego kochałam!” mu rzucać w pysk? Co to to nie.
Siódmy sezon „Dextera” również cierpi na rozwlekaniu pod kątem większej ilości sezonów. Musimy jakieś nudy oglądać, a o najciekawszym wątku Laguerty zapomniano na jakieś trzy odcinki i dopiero teraz wrócił. Szkoda. No ale wiadomo – nie można tak od razu Dexa ścigać, bo to on Wysoki Sądzie! Choć mam nadzieję, że w końcu takiej pogoni się doczekamy. Bo kończyć cały serial w sytuacji, gdy o Deksie wie tylko jego siostra byłoby bez sensu. Oby tylko Laguerta tak prosto jak Louis nie skończyła… Dość żałosne to było – ciekawemu wątkowi prosto w łeb i święty spokój. Liczę na to, że wszyscy odkryją sekret Deksa i w ostatnim sezonie będą go tropić.
Z nowych postaci szacunek dla Stevensona, który bardzo fajnym badgajem jest. I nawet szybko wyjaśnił się wątek jego różowych koszul. Z kolei do Iwony nie jestem przekonany nic a nic.
Homeland, 2×05
Nie obawiam się zwolnienia akcji w stosunku do dwóch pierwszych odcinków sezonu, ale obawiam się kierunku, w którym zmierza serial. Już narzekałem na to, że Rudy jakiś taki niezdecydowany jest i sam nie wie czy lubić się z terrorystami czy z Ameryką, a teraz jeszcze to szybkie złapanie. Owszem, nie spodziewałem się tak szybkiego rozwiązania, ale nie potrafię się pozbyć uczucia, że to tylko część większego Planu. Planu mającego na celu nawrócenie Rudego na dobrą ścieżkę, by w spokoju przejść do sezonu numer trzy, który już został zaklepany.
A ja bym jednak wolał, żeby Rudy był po prostu złym motherfuckerem, który gra na nosie CIA, FBI, NSA i jeszcze innych trzyliterowych skrótów. Choć może nie w ten sposób, że wysyła sms-a w odpowiedniej chwili.
Czas honoru, 5×10
Wyszedł nam „Czas honoru” na prostą. Narzekałem, że początek sezonu był nudny, ale teraz już nie narzekam. W końcu się fabuła w bardziej zbitą całość ułożyła i przyjemnie się to wszystko ogląda. No może minus Magdę Różczkę, która aktorsko mam mniejszy zestaw min niż Steven Seagal. Patrzy w ten sam sposób, gdy jest wściekła, jak i wtedy, gdy dziwi się, że Zakościelny woli spać.
I to w zasadzie wszystko, bo tu bez zmian – od zawsze w zasadzie o CH piszę to samo i nic więcej. „Ogląda się przyjemnie, fajny serial”.
Survivor, 25×06
Tutaj podobnie. „Survivor” jak dla mnie w zasadzie zawsze trzyma równy wysoki poziom i niezmiennie i bez żadnych wątpliwości pierwsze co robię w czwartek rano to oglądam nowy odcinek. Nie miałem chyba nigdy tak, żebym chciał odłożyć odcinek na potem i nie spieszyło mi się do niego. Nie oznacza to, że cierpię jak nie mogę obejrzeć, ale jak mogę to oglądam. I nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić.
Mam nadzieję, że sezon 25. wyleczył ich raz a dobrze z robienia trzech plemion, bo to większego sensu nie ma. Trzeba trochę pokombinować, żeby nie zawsze było tak samo, ale na siłę nie ma co zmieniać tego, co jest dobre. A chyba nigdy więcej niż dwa początkowe plemiona na początku nie wypaliły OIDP.
Nie mam żadnego swojego faworyta jak na razie, czekam na merdż.
Podziel się tym artykułem: