Spójrzmy prawdzie w oczy na początek. Jutro startują mistrzostwa świata w piłce nożnej. A co to oznacza? Ano to, że przez najbliższy miesiąc pewnie na Q-Blogu będzie królował wiatr na stepie, filmiki z jednozdaniowym komentarzem i inne pierdoły. A dobrze będzie jeśli tylko to… Z drugiej strony tylko przez pierwsze dwa tygodnie codziennie będą mecze, więc może przesadzam z tym miesiącem. Tak czy siak – całą parę, jaką mam w gwizdku raczej skupię na futbolu. Wszak on taki fajny tylko raz na cztery lata jest.
A teraz przechodzimy do rzeczy.
Bohaterem zaanonsowanego w tytule recki filmu jest poczciwa chłopczyna, która po dwuletniej przerwie w związku ze swoją pierwszą miłością bardzo by chciał, żeby ta przerwa już się była i skończyła. Na swoje nieszczęście – jego pierwsza miłość ma zupełnie inny pogląd na tę sprawę. A może nie na nieszczęście? Przecież nasza poczciwina poznaje sexi blondynę, która pewnie nawet do WC chodzi w butach na 12-centymetrowym obcasie. Ale ale, nie kierujcie się stereotypami, bo ta seksi blondyna jest również inteligentną bizneswoman, której firma organizuje przyjęcia. Nasza poczciwina zaś jeździ starym gruchotem i pracuje jako kontroler na lotnisku. Czy między tą dwójką coś może zaiskrzyć? No pewnie – inaczej by nie było filmu, phy.
Podobało mi się. Może dlatego, że dawno nie oglądałem jakiegoś sympatycznego nowego filmu? Komedie mogę oglądać tylko z Aśkiem, że Asiek nie chce żadnych filmów oglądać to de facto nie oglądam nic co lekkie, łatwe i przyjemne. Ale w końcu postanowiłem się postawić i zapuściłem „She’s Out…”. W końcu co mi Asiek może zrobić? Zobaczymy, jak przeczyta tę reckę 🙂 Tak czy siak doszedłem podczas seansu… do wniosku :P, że chyba już mi całkiem gust, którego i tak nigdy nie miałem, się odmienił, bo teraz wciągają mnie poważne dramaty albo właśnie błahe komedie (komedia właściwie, bo jak już wspomniałem zbyt rzadko je oglądam, by móc używać liczby mnogiej), a na strzelaninach i napieprzankach się nudzę. No dajcie spokój…
W zasadzie przez dłuższy czas byłem skłonny wystawić mocną 5(6), ale jednak pół punktu trzeba odjąć za zupełnie niepotrzebną scenę z wytryskiem, choć – przyznać należy – ładnie rozwiązaną. Kiedy tak pies zaczął lizać krocze głównego bohatera, to trochę mi było przykro, że taki sympatyczny film niepotrzebnie obrzydzili. Długo poziom był porządny i już myślałem, że takie cuda mnie nie czekają podczas seansu. No ale niestety. Dlatego wlepiam 4+(6) zgłaszając w sumie tylko tę jedną scenę do wycięcia. No może też jeszcze bym końcówkę zmienił, ale to komedia, więc nie przesadzajmy z analizą interpretacją. Szczególnie, że to komedia napisana według utartego i dobrze sprawdzonego na wielu przykładach schematu. On, ona, dzieli ich wiele, są razem, coś się pieprzy, po jakimś czasie naprawiają to spieprzone coś i the end. No tak, zaspoilerowałem, ale kaman…
Sympatyczny film z gatunku – jeśli się wciągniesz, to do końca będziesz się dobrze bawił. Bez cudowania i bez próby zrobienia czegoś więcej niż ten film jest, czyli komedią romantyczną z naciskiem na słowo komedia. Postaci są tu również pozytywnie sympatyczne i choć jest kilku dziwaków to na szczęście uniknięto (jest takie słowo?) wprowadzenia jakiegoś wyjątkowego oblecha, który w epizodach podobno śmiesznych często psuje takie filmy. Jakichś tam wielkich smichów chichów nie ma (zaśmiałem się serdecznie ze dwa razy może), ale seansowi zdecydowanie towarzyszy uśmieszek na twarzy przez cały czas jego trwania. Polecam.
(991)
Podziel się tym artykułem: