Pojechaliśmy wczoraj z Aśkiem na ślub Jej koleżanki z boliłudów. Silna grupa pod wezwaniem nas była, choć biorąc pod uwagę płeć uczestników wycieczki to raczej średnio pasowałem do średniej demograficznej. Ślub miał miejsce w Wesołej to też wyczerpane długą podróżą towarzyszki wycieczki postanowiły sobie gdzieś usiąść. Szczególnie że do ceremonii zostało jakieś 45 minut. Obeszliśmy zabudowania kościelne wzdłuż i wszerz (a trzeba przyznać, że miały z dziesięć hektarów – bogata parafia i stosunkowo ubogi kościółek; ależ skąd, nie wyciągam żadnych pochopnych wniosków) i z miejscem do siedzenia było kiepsko. Jedyny kandydat z daleka, z bliska okazał się plenerowym ołtarzem. W końcu jednak dziewczyny znalazły miejsce, gdzie można sobie usiąść, pośmiać się i pogadać o przyziemnych rzeczach takich jak Gok Wan i przewaga cery mieszanej nad cerą niemieszaną. Szkoda, że miałem tylko aparat w komórce.
Najwyższy nie miał chyba jednak nic przeciw, bo wkrótce otoczył je swoim blaskiem:
A tak swoją drogą to jak myślicie – można zarobić grube miliony na pisaniu wierszyków na kartki ze ślubnymi życzeniami? Bo zaczynam mieć w tym wprawę:
Podziel się tym artykułem: