Tak, ja wiem, że wolelibyście jakąś recenzję, ale jeszcze nie teraz. Temat trzeba eksploatować póki jest gorący! Nie martwcie się jednak, mam parę filmów do opisania. A jak bardzo chcecie jakąś rekomendację to o ile możecie to walcie na „I Love You, Man” – bardzo dobry film.
A teraz powróćmy na krótszą niż bym chciał chwilę do „M jak miłość”. W zasadzie na chwileczkę, bo zaraz idę ograć w kręgle kilka gwiazd niedawnego wydania Faktu 🙂 Jak to mawiał Alfred Hitchcock – każdy film powinien rozpocząć wybuch wulkanu, a potem napięcie musi narastać. Trącąca banałem zasada odnosi się na pewno również do blogowych notek w związku z czym i ja zacznę z grubej rury. Rury wydechowej, która umiliła podróż moją i moich współtowarzyszy w drodze powrotnej ze Zlotu. Ot taki przerywnik od fotek z gwiazdami, gwiazdeczkami i innymi osobnikami. Jechaliśmy sobie więc dziarsko przed siebie do Warszawy, a tu nagle smog:
Nie przypuszczałem, że dym ów stanie się głównym punktem uwagi przebywających w samochodzie pasażerów i kierowcy przez przynajmniej dziesięć minut. Źródło dymu obfotografowane zostało z każdej strony, sfilmowane i jeszcze raz obfotografowane. Nie obyło się również bez skomplikowanych manewrów kierowcy, żeby tylko ujęcie było dobre. A że pstrykało kilka aparatów to z jedno na pewno się trafiło dobre. Poniżej „twórca” dymowego zamieszania – samochód i jego rura wydechowa, która stała się również głównym tematem docinek płynących dziarskim potokiem z CB Radia.
A teraz wróćmy do gwiazd i zapodajmy kilka kolejnych fotek osób, które w poprzedniej części na swoje pięć minut się nie doczekały.
Choć z drugiej strony nie lubię pisać na wyścigi, a presja koniecznego wyjścia mnie denerwuje. Może więc poprzestać na historii z wydechową rurą? Nie! Trzeba być twardym nie miętkim! Szczególnie, że w kolejce do pokazania czeka moja absolutna ulubienica – Marysia. Marysię darzę uczuciem od dawna, czego wyraz dałem już sto lat temu w TYM wpisie (nie zwracajcie uwagi na część o Barbarze – pokiełbasiłem :P). Oto i Marysia sztuk raz w zupełnie nieserialowej fryzurze. Nie wiem, o czym rozmawiała z panią z dyktafonem, bo niestety nie była nią Asiek (już wkrótce dla kolejnych spragnionych kolejny odcinek „Z dyktafonem po kawiarniach”!).
Orgazm tłumu wzbudzała nie tylko Laurka, ale i, co oczywiste, „Paweł” Mroczek. Też dużo nie brakowało, żeby utonął w morzu ludzi, na szczęście ochrona wzmocniła barierki i problem minął.
Obok zupełnie bezpieczna stała sobie Dominika Ostałowska ostentacyjnie nie zwracając na mnie uwagi. Niedobra!
Kawałek dalej Teresa Lipowska rozdawała podpisy, reklamując przy okazji to i owo 😉
UWAGA! Teraz będzie bardzo rzadkie zdjęcie. Karolina Nowakowska NIE rozdaje autografu!
Jeśli powiedzieć o Dominice Ostałowskiej, że mnie ignorowała, to co powiedzieć o tych wszystkich ludziach, którzy w ogóle nie zwracali uwagi na Roberta Moskwę?
No ale co się dziwić. Niedaleko stała Laurka:
A także „Pan Szef”. Tak fani wołali do barierki Jacka Lenartowicza, zeby do nich podszedł. „Panie Szefie! Panie Szefie!”.
Ale i tak najlepiej wołali to któregoś z braci Mrokh, nie pamiętam którego: „Proszę! Dotknij mnie!”. A bracia Mrokh nie próżnowali. Poniżej „Piotr”:
A tak wygląda malująca się na twarzy miłość:
Sądząc po piskach fanów, poniżej można zobaczyć jakieś serialowe ciacho. Wstyd mi, nie mam większego pojęcia kto to:
Dzisiejszą część zakończmy natomiast Anną Gzyrą. A raczej jej kawałkiem:
More to come.
Podziel się tym artykułem: