Dawno dawno temu, podli imperialiści nasłali na naszą odradzającą się w bólach po wojnie Ojczyznę, owadzi desant w postaci oddziałów krwiożerczej stonki kolorado. Stonka wpieprzała krzak za krzakiem, a zasoby ziemniaków i innych dóbr naturalnych malały z każdym dniem. Minęły lata od tamtych traumatycznych wydarzeń, a dziś doczekaliśmy czasów, w których imperialiści ponownie nas zaatakowali i próbują nam wmówić, ze buraki są złe. Stonkę można było wyzbierać i wrzucić do butelki, ale z tym atakiem tak łatwo nie pójdzie.
Co 500 lat rodzi się młoda kobieta. Kobieta posiadająca moc ducha, który może zmienić węża w najpotężniejszego smoka ze wszystkich. Dobry wąż użyje tej potężnej mocy do ochrony wszechświata. Zły wąż użyje potężnej mocy do zniszczenia świata. Teraz nadszedł czas, aby duch się przebudził, a tylko czekają na to dobry Imoogi i zły Buraki.
Kypba, co za bzdura. Koprodukcja koreańsko-amerykańska z widowiskowym zacięciem powala głupotą, idiotyzmem i beznadziejnym aktorstwem. Nie wiem, jaki był target tego filmu, ale z pewnością nie był on quentinowy. Jakieś stwory z dupy wzięte, wyrzutnie rakiet w średniowiecznej Korei (nie doszedłem do tego czy były to jakieś naturalne wyrzutnie jak w „Żołnierzach kosmosu” czy może mechanizmy siakieś – who cares) itd. Jeden wielki miszmasz sprawiający wrażenie napisanego przez piętnastolatka.
Roberta Forstera chyba musieli naćpać, żeby w tym zagrał (aczkolwiek jego wejścia są przezabawne w swojej durnocie, szczególnie takie, gdy pojawia się, tłucze trzech oprychów i znika; się uśmiałem), dwójka głównych bohaterów zabija nijakością (rzeczywiście trzeba mieć farta, żeby zaistnieć w filmowej krainie; innej możliwości wybrania ich do głównych ról nie widzę). obowiązkowy zabawny Murzyn nie zabija niczym i nikogo (no ale to trudne, kiedy jego cel zasłania sobie 1/5 ciała tarczą, a ten z uporem maniaka strzela właśnie w tę tarczę). Scenariusza brak.
I tak zlatuje pierwsze 50 minut i nagle zaczyna się naprawdę ciekawie. Napieprzanka jaką zainscenizowali w centrum miasta bardzo mi się podoba. Przez jakieś dziesięć minut nic nie mówią tylko rozwalają miasto w drobny mak, fruwające stwory z dupy wzięte plują ogniem i walczą z Apache’ami, czołgi strzelają nie patrząc na ludność cywilną, działka z helikopterów robią swoje itd. Przez te dziesięć minut można pooglądać naprawdę solidną rozpierduchę, która zrobiła na mnie większe wrażenie niż np. ta w „Transformersach”.
A potem wszystko wróciło do idiotycznej normy. 2+(6)
Podziel się tym artykułem: