×

Roboty w kinie (całość) (1)

Premiera „Transformers” zbliża się do Polski dużymi krokami, a tymczasem w oczekiwaniu na letni hit Michaela Baya, rzućmy okiem na kilka poprzednich fabularnych produkcji, w których roboty, androidy i wszelkiej maści cyborgi, które bez układu scalonego nie potrafiłyby nawet zawiązać sznurowadła, odgrywały ważne role. Poniższa lista z pewnością nie wyczerpuje tematu (zabrakło na niej chociażby postaci z filmów animowanych), ale przynajmniej trochę przybliża świat najważniejszych filmowych robotów. Kolejność przypadkowa.

„Krótkie spięcie” [„Short Circuit”] (1986)

Czasem na widok pięknej kobiety zwykliśmy mówić, że zostaliśmy rażeni piorunem miłości. Numer 5 z dwóch części „Short Circuit” nie musiał się nigdy odwoływać do metafor, bo rzeczywiście został rażony piorunem, w wyniku czego ze śmiercionośnej maszyny do zabijania przemienił się w poczciwego i naiwnego Johnny’ego 5. I choć miało na niego chrapkę wojsko i bezwzględni złodzieje, którzy spuścili mu taki łomot, że zaczął się po robociemu jąkać (Johnny 5 mówił wspak, np. „KO, Derf” czyli w mowie ludzkiej „OK, Fred”), to Johnny’emu udało się spełnić swoje największe marzenie – został obywatelem Stanów Zjednoczonych. Może jest to też jakiś sposób na dostanie wizy…

***

„Obcy – Decydujące starcie” [„Aliens”] (1986)

Trudno się specjalnie dziwić Ellen Ripley (Sigourney Weaver), że do robotów była nastawiona sceptycznie. Podczas poprzedniej kosmicznej podróży towarzyszący jej i załodze statku Nostromo robot miał awarię i potem „nastąpiło parę zgonów”. No, ale nic dziwnego skoro zabrali ze sobą robota Hyperdyne 120-A-2, który zawsze był trochę pokręcony. Dobrze wie o tym Bishop (Lance Henriksen), który bardziej niż „syntetykiem” woli być nazywanym „sztucznym człowiekiem”. Bishop zaopatrzony w hamulce zachowawcze jest pewien, że nigdy nie zawiedzie ludzi. I rzeczywiście, nim skończy się film Camerona, Ripley całkowicie mu zaufa i zmieni swoje zdanie na temat robotów. I tylko Bishop gorzej na tym wyjdzie, bo skończy na wysypisku śmieci na Fiorinie „Fury” 161. Nie wiadomo jednak czy te przeżycia spowodowały u niego niechęć do ludzi.

Poniżej Bishop w pełnej krasie, prezentujący swoją ulubioną sztuczkę z nożem:

W czwartej części „Obcego” „robocią” pałeczkę przejęła Winona Ryder i trzeba uczciwie przyznać, że była jednym z ładniejszych androidów w historii kina.

***

„RoboCop” (1987)

Detroit przyszłości nie jest specjalnie przyjaznym miastem, wręcz przeciwnie. Nic więc dziwnego, że pewna korporacja pracuje nad policyjnym robotem, który mógłby zaprowadzić ład i porządek i na kryminalistach „dokonać srogiej pomsty w zapalczywym gniewie”. Niestety, wyprodukowane roboty mają swoje złe nawyki i albo wybijają do nogi swoich konstruktorów, albo nie potrafią chodzić po schodach. Tragedia. I wtedy pada pomysł na stworzenie hybrydy – pół maszyny, pół człowieka. Okazja ku temu jest znakomita, bo właśnie w ulicznej strzelaninie zmasakrowany kulami bandziorów został dzielny policjant Alex Murphy (Peter Weller). To, co zostało z Murphy’ego zostaje połączone z mechanicznym ciałem i tak powstały RoboCop już może zwalczać przestępczość. I trzeba przyznać, że idzie mu to świetnie na tyle, że ma okazję robić to w dwóch kolejnych filmach, serialu telewizyjnym i serialu rysunkowym.

***

„Elektroniczny morderca” [„The Terminator”] (1984)

T-800 (Arnold Schwarzenegger), ojciec chrzestny wszelkich filmowych robotów. Wróć. Nie robotów, a cybernetycznych organizmów zwanych w skrócie cyborgami. Oddajmy głos Kyle’owi Reese’owi (Michael Biehn). „Terminator to jednostka infiltracyjna. W części człowiek, w części maszyna. Obudowany wytrzymałym stopem pancernym. W mózgu – mikroprocesor. W pełni uzbrojony i twardy do zgryzienia. Na wierzchu żywa tkanka ludzka. Ciało, skóra, włosy, krew – wyhodowane dla cyborgów. Te z serii 600 miały gumową skórę. Łatwe do wyłowienia. Ale te są nowe. Wyglądają jak ludzie. Pot, nieświeży oddech. Trudne do zidentyfikowania. […] Nie można z nim pertraktować i nie przemówisz do niego. Nie czuje litości, żalu ani strachu. I nic go nie zatrzyma, dopóki nie będziesz martwa”. No, ale Sarah Connor (Linda Hamilton) się nie wystraszyła.

Życie przyniosło jeszcze dwa terminatory: T-1000 (Robert Patrick) i T-X (Kristanna Loken), ale prawdziwą karierę zrobił jedynie model T-800, który obecnie piastuje urząd gubernatora Kalifornii. Dla T-1000 druga część „Terminatora” była apogeum kariery, dla T-X część trzecia jak na razie również.

A tak na marginesie warto zauważyć, że w pierwszym filmie serii przez krótką chwilę walczyli ze sobą T-800 i „alienowski” Bishop. Ten drugi, pozbawiony robocich cech, nie miał najmniejszych szans.

***

„Przyjaźń na śmierć i życie” [„Deadly Friend”] (1986)

Jak wielka jest siła przyjaźni możemy dowiedzieć się z tego właśnie filmu Wesa Cravena. Do małego miasteczka przybywa domorosły „robototwórca” Paul Conway (Matthew Laborteaux), który poznaje sympatyczną Samanthę (Kristy Swanson). Tak się jednak niefortunnie składa, że sympatyczna Samantha ma niesympatycznego ojca, który zrzuca ją ze schodów w wyniku czego dziewczyna umiera. I tutaj do akcji wkracza Paul, który wykrada ciało Samanthy ze szpitala i wszczepia w jej mózg mikrochip. A że Samantha ma wiele rachunków do wyrównania, a dodatkowo jest teraz obdarzona nadludzką siłą robota, to wkrótce będziemy się mogli również przekonać jak wielka jest siła nienawiści.

Wredna sąsiadka przekonuje się jak wielka jest siła nienawiści (tylko dla widzów o mocnych nerwach):

***

„Gwiezdne wojny” [„Star Wars”] (1977)

Po pokaźnej dawce przemocy, zabójstw i rozgniecionych piłką do kosza głów, najwyższy czas na jakiś akcent komediowy, czyli miejsce w sam raz dla najsłynniejszego duetu filmowych robotów – C3PO (Anthony Daniels) i R2D2 (Kenny Baker). Pierwszy jest wygadany niczym poseł Kurski i zna bocce oraz multum innych dziwnych języków, ale brakuje mu odwagi. Drugi jedynie popiskuje, ale bycie w centrum wojennej zawieruchy mu niestraszne. A zawierucha rzeczywiście jest dość pokaźna, bo rozciąga się na całej długości i szerokości galaktyki „far, far away”. Dwójka sympatycznych robotów przygód w sześciu częściach Sagi miała całe mnóstwo i uczciwie trzeba przyznać, że „Gwiezdne wojny” bez C3PO i R2D2 byłyby niczym „Bolek i Lolek” bez Bolka i Lolka.

C3PO i R2D2… na Ulicy Sezamkowej:

Ciąg dalszy tutaj.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004