No i wciągnąłem się w ogladanie seriali na dobre. Dziwna sprawa, bo nigdy fanem seriali nie byłem i bardzo mało ich oglądałem. „Alf”, „Friends”, „M jak miłość”… to wszystko, co śledziłem. No i jeszcze „Wings”. Jak widać w większości sitcomy, natomiast poważne tematy serialowe nigdy mnie nie pociągały. A tymczasem już jakiś czas temu stwierdziłem, że nowe seriale sa dużo bardziej emocjonujące od nowych filmów i naprawdę warto poświecić im swoją uwagę. W końcu film, nawet najlepszy, trwa dwie godziny i się kończy. Serial natomiast można oglądać, oglądać, oglądać… do czasu aż spadnie mu oglądalność i go skasują w połowie opowieści 🙂
„Jericho”
Wielką trójkę serialową („Lost”, „Prison Break”, „24”) każdy zna więc dłuższą chwilę poświęcę powyższemu serialowi. To całkiem nowiutka produkcja prosto spod rąk Jona Turteltauba odpowiedzialnego za między innymi „Fenomen” z Johnem Travoltą. Do chwili obecnej wyemitowano dwa odcinki, które wierząc notowaniom oglądalności, zostały przyjęte bardzo dobrze. Słyszałem, że serial ma mieć dziesięć odcinków, ale kto wie jak potoczą się jego losy, gdy dalej będzie sobie tak dobrze radził. Mnie osobiście przypadł do gustu i mam zamiar go oglądać. Co prawda w warstwie fabularnej pełen jest obyczajowych schematów (pomijając pewne traumatyczne wydarzenie, „Jericho” wygląda na zwykły obyczajowy pierd w stylu „Dawson Creek”) i opowiada o 'skomplikowanych’ perypetiach mieszkańców małej miesciny, ale na szczęście nie to jest głównym tematem tego serialu. Bo wiecie, w przynajmniej dwóch dużych miastach Stanów Zjednoczonych miał miejsce atomowy wybuch… Innymi słowy jest nadzieja na „Mad Maxa”, szczególnie że… No, ale nie będę spoilerował. Dodam tylko, ze jesli komuś podobał się „Fenomen” plus lubi postapokaliptyczne klimaty, to „Jericho” jest serialem dla niego.
Kompilacja paru scen z odcinka numer 2. Spoilery oczywiście, ale może ktoś się nie boi:
/>
„Vanished”
Zaginęła żona senatora Collinsa. No to jej szukają. Na tyle intensywnie, że jutro wyemitowany zostanie siódmy odcinek. Oto jego zajawka:
/>
Bardzo fajny, klimatyczny serial. Sześć odcinków już było więc zapewne więcej osób zdążyło już na niego zwrócić uwagę niż na świeże „Jericho”. Nie będę się więc rozpisywał, bo tak naprawdę to tylko na „Jericho” chciałem zwrócić wiekszą uwagę. „Vanished’ również niczego nei brakuje. Są pogonie, tajemnice rodem z „National Treasure”, trochę serialowej makabry i niestety kichowaty główny aktor, ale można przeżyć. Szczególnie, że czterdzieści minut odcinka leci szybko, a po drodze zawsze jest kilka twistów.
„Prison Break”
Jutro siódmy odcinek, w którym z pewnością będzie się wiele działo. Zajawka odcinka już była tutaj, dodam tylko, że po tym odcinku będzie prawie miesiąc przerwy w PB więc z pewnością nie dość, że będzie się w nim sporo działo, to jeszcze skończy się tak, że wszyscy oglądający zaczną rzucac przekleństwami, że trzeba miesiąc czekać. Selawi.
„Lost”
Czekanie się skończyło. Początek trzeciej serii już w środę. Szczerze powiedziawszy nie trzesą mi się ręce, ani nic w tym stylu. Doczekałem się bez problemu, bo końcówka dwójki średnia taka była moim zdaniem. Nie zmienia to jednak faktu, że z pewnością jak najszybciej będę chciał obejrzeć odcinek 3×01, bo ciekaw jestem co też podzieje się z naszymi dzielnymi rozbitkami. Niestety myślę, że będzie tak sobie. Im więcej ludzi na Wyspie tym gorzej, a zapowiada się, że będzie ich jeszcze więcej niż było. Plsu naprawdę spodziewam się tam jakiegoś supermarketu. „Jak dobrze, że Dharma jest tak blisko”.
Kolejna zajawka do odcinka 3×01. Jack vs. szyba. Myślę, że gdy oświecą światło, to zobaczymy ogromne pomieszczenie, w którym trzymano tego zwierzaka, który zapewne był w klatce z wielkim przyciskiem, w której siedział Sawyer:
/>
I jeszcze jedna zajaweczka:
/>
I kolekcja zdjęć z odcinka, tutaj. Mamy na nich m.in. Christiana czyli bardzo dobrze, bo moja teoria genetyczna wiecznie żywa pozostaje 😉
„My Name Is Earl”
Earl powrócił w zeszłym tygodniu. W tym był już drugi odcinek, a w nim Burt Reynolds, podskakująca w bikini Catalina i Joy prezentująca swoje kształty przez szybę w pokoju odwiedzin w więzieniu. Jednym słowem dzieje się, choć serial prezentuje humor, który nie wszystkim się spodoba. Jesli chodzi o mnie to nie są to może salwy śmiechu, ale sympatycznie spędzone 20 minut. Szczególnie, że Jasona Lee, grającego Earla, bardzo lubię. To jedyny komediowy serial jaki obecnie oglądam.
Fragment odcinka 2×01:
„Oficerowie”
Hehe. Tak sobie ściągam z braku laku. W telewizji nie oglądam, bo „Taniec z gwiazdami” ciekawszy. Jak już obejrzę pierwszy odcinek, to się powyżywam.
Jednym słowem: jest co ogladać. No dobra, trzema.
Podziel się tym artykułem: