Wpis przeniesiony z bloga mundialowo.blox.pl
Na stadion klubu z Blanowic dotarliśmy pięć minut po godzinie szesnastej. Był Dropsik z żoną, no i oczywiście ja. Stadion Olimpii położony jest w malowniczej okolicy koło cmentarza, a na dodatek z każdej strony otacza go las. Znaleźć go nie jest łatwo więc dobrze, że Olimpia nigdy w wyższej lidze nie grała, bo nikt z daleka by na ich stadion nie trafił. Zresztą kto by chciał grać na boisku szerokości nie więcej niż pięćdziesięciu metrów z murawą tak wyboistą, że bardziej być nie może. No Budowlani musieli. I mieli problemy, bo murawa taka preferuje graczy nie dość, że o wysokich umiejętnościach technicznych, to jeszcze dobrych z rachunku prawdopodobieństwa – trzeba szybko policzyć, w którą stronę odbije się piłka.
Mecz rozpoczął się z dziesięciominutowym opóźnieniem. Pierwsze piętnaście minut wskazywało na to, że Budowlani stłamszą rywala. Na bramkę Olimpii sunął atak za atakiem, niestety żaden z nich nie został uwieńczony bramką, choć sytuacji stuprocentowych były co najmniej dwie. Po piętnastu minutach mecz zaczął przypominać kopaninę. Piłka fruwała w jedną stronę, piłkarze biegali w inną, co chwila ktoś się przewracał i krzyczał „eno, panie sedzio!”. Nuda przeokropna jednym słowem. Na szczęście trafiły się sytuacje pozasportowe, które ożywiły widowisko. Około dwudziestej minuty meczu na murawie pojawił się pijany mężczyzna, który postanowił pójść na skróty i przejść przez boisko. Długo pozostał niezauważony, gdyż przeszedł połowę szerokości boiska i dopiero wtedy trójka porządkowych opanowała sytuację i gromko krzycząc”spierd…aj!” wygoniła delikwenta z murawy.
Z ciekawych rzeczy w pierwszej połowie, odnotować jeszcze należy faul na zawodniku Budowlanych, który został zniesiony poza boisko (zawodnik, nie faul) i zwijał się z bólu prosząc o wodę. Ulitował się nad nim bramkarz, który rzucił w jego stronę butelkę wody. Niestety butelka wylądowała jakieś pięć metrów obok zawodnika, którego pragnienie było chyba większe niż ból, gdyż szybko się pozbierał, wstał, poszedł po wodę i… zorientował się, że butelka leży na boisku, a on na nie bez pozwolenia sędziego wejść nie może. Dobrze, że nie umierał z pragnienia, bo by tam umarł na dobre. Prawdziwa rozpacz. Stać trzy metry od upragnionej butelki wody i móc tylko na nią patrzeć… Na szczęście bramkarz się ulitował, podbiegł i podał mu tę butelkę. Parę minut później była jeszcze groźna sytuacja graczy z Blanowic. Jeden z nich trafił w poprzeczkę z trzech metrów do pustej bramki. Sekundę potem sędzia zakończył pierwszą połowę.
Za to w drugiej połowie działo się wiele. Coraz większą przewagę zaczęli osiągać gracze Blanowic, a ukoronowali ją zdobyciem bramki. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Przy biernej postawie siedmiu ogrodzienieckich obrońców, piłkę strzałem głową skierował do siatki ktoś tam. I było 1:0. Budowlani rzucili się do odrabiania strat, ale grali bardzo chaotycznie, podawali za plecy, strzelali Panu Bogu w okno i takie tam. Temperatura rosła, mnożyły się żółte kartki, a kibice zaczęli być pijani. A jako, że pijani kibice = doping, to i ten się pojawił. Jedna osoba z jednej strony lasu krzyczała: „Kto wygra mecz?!”, druga osoba z drugiej strony lasu odpowiadała: „Olimpia!”, a potem wszyscy razem: „Je*ać Kocurów lalala, je*ać Kocurów!”. Kocury – tak mówi się na mieszkańców Ogrodzieńca. Dostało się również sędziemu za kijowe sędziowanie: „Sędzia ty jesteś zerem, byłeś i będziesz frajerem lalala”.
Z ciekawszych momentów drugiej połowy spotkania wymienić należy sytuację, w której jeden z piłkarzy Blanowic, który został zmieniony w przerwie, podbiegł do grupki świętujących kibiców, kazał sobie polać, wypił pół kubka wódki, a potem zapalił papierosa. Prawdziwy profesjonalizm. Chwilę potem niejaki Ziutek z Budowlanych przebiegł koło przeciwnika i lekko dotknął go ręką. Ten przewrócił się jak rażony piorunem i zaczął się zwijać. Na widok zwijającego się z bólu piłkarza ze skarpy zeskoczył prawdopodobnie jego ojciec i zaczął krzyczeć do Ziutka: „Ej ty? Wpierd**ić ci? Co to ku*wa! Sędzia ch*ju, nie widziałeś jak mu zapierd**ił?”. Był już jakieś pięć metrów od Ziutka z pięściami gotowymi do użycia, gdy powstrzymał go trener Blanowic. Ten sam zresztą, który parę minut odkrzyknął w stronę jednego z kibiców: „Tylko nie ci*lu! Bo zaraz się tam przejdę i ci pierd**nę!”
Jednym słowem działo się. Dodać przecież jeszcze należy rzut karny, którego nie wykorzystali Budowlani (padła bramka po dobitce, ale z dyskusyjnego spalonego – wydawało się, że bramkarz musnął piłkę zanim odbiła się od słupka), czerwoną kartkę dla zawodnika z Blanowic, oraz niewykorzystaną przez nich sytuację, w której sam na sam z bramkarzem było aż pięciu graczy, a do bramki każdy z nich miał pięć metrów. Zdarza się. A i bramkarza z Blanowic, który przy rzucie karnym wykonał słynny „Dudek dance”.
Budowlani atakowali, ale nic nie zwojowali tymi atakami. Mecz zakończył się ich przegraną. Kandydaci do notatnika Beenhakkera? Stawiam na niejakiego Melona z Blanowic. Sądząc po reakcjach trybun miejscowy idol. W pierwszej połowie nic nie grał, ale potem na podmęczonych Budowlanych zastosował parę trików w tym kilkunastometrowy bieg w poprzek boiska, połączony z przedryblowaniem około pięciu zawodników Budowlanych. „Siewie ku*wa, Melon wyru**ał ich po swojemu!” – chwalili fani Melona.
Podziel się tym artykułem:
