×

WSZYSTKO PO STAREMU

Wszystkich tych, którzy podczas oglądania serii króciutkich programów z serii: „Olimpijskie nadzieje” pomyśleli, że coś jest nie tak, pragnę uspokoić. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, a nasi sportowcy startują na Olimpiadzie na swoim poziomie. Cóż by to były za igrzyska, gdyby nasi zdobywali medale. Nudziarstwo.

Zaczęło się jęczenie, narzekanie i ogólnie cała ta tradycyjna otoczka wokół naszych sportowców. A zaczęło się, jak wczoraj przeczytałem, już od samej ceremonii rozpoczęcia igrzysk. Otóż chorążym naszej ekipy miała być jedna z naszych medalowych nadziei Jagna Marczułajtis. Miała być, ale nie była. Podobno się rozchorowało biedactwo, wszak co innego można robić na odbywającej się co cztery lata Olimpiadzie, jak nie chorować? Tyle, że całkiem prawdowpodobne, niż nasza snowbordzistka wcale nie zachorowała, a powodem jej absencji była… sesja zdjęciowa w najnowszym CKMie, w której pojawiła się w skąpym, czerwonym bikini. I to chyba nawet się nie rozebrała dalej. Tak czy siak krążą słuchy, że w związku z obecnością na trybunach premiera Marcinkiewicza, zmieniono chorążego, bo pobożny chłopina mógłbym nie wytrzymać widoku polskiej flagi w dłoniach dziewczyny z okładki. Jakby nie było, wytłumaczenie już gotowe – teraz wystarczy tylko spaprać swoją konkurencję. A jeśli Jagna rzeczywiście jest chora, to sama sobie winna – po co się rozbierała jak są 30-stopniowe mrozy? A tak nawiasem mówiąc na zdjęciu z okładki wygląda nie jak piękna kobieta, którą bez wątpienia jest, ale jak wynik pracy przedsiębiorcy pogrzebowego. Po co to i na co? Olimpiada jest raz na cztery lata, szkoda dla kilku zdjęć podrasowanych Photoshopem (właściwie to nie jest powiedziane, że Jagna w ogóle była na tej sesji) zmniejszyć swoje szanse na dobry wynik. No, ale co by to było, gdyby o naszych sportowcach można było pisać tylko odnośnie wyników jakie osiągają.

Wczorajszy dzień przyniósł serię typowo polskich występów „igrzyskowych”. Na pierwszy ogień (dosłownie, biorąc pod uwagę karabin dźwigany na plecach) poszedł Tomasz Sikora. Nie chce mi się sprawdzać, który dokładnie przybiegł na metę, ale na pewno było to w okolicach dwudziestego miejsca. No i zamiast powiedzieć, że po prostu na więcej go nie było stać, to zaczęło się marudzenie na wiatr, który przeszkadzał w strzelaniu. „Biegłem dobrze, miałem podobny czas do Raphaela Poiret!”. Mam coś z oczami, bo nie widzę Poireta w czubie klasyfikacji? Też mi odniesienie (niezależnie od tego, że Poiret to zawodnik najwyższej światowej klasy). Tak czy siak gdyby nie wiatr, to mielibyśmy medal. W końcu cała stawka strzelała bezbłędnie i tylko nasz biedulek trzy razy zezował… <- ironia 🙂

Cała Polska zadawała sobie wczoraj pytanie: „Czym też w tym roku struje się Paweł Zygmunt?”. Cztery lata temu miał być medal, ale Zygmunt zjadł dzień przed występem pomidora, przytruł się, no i medalu nie było. W tym roku jak na razie nie słychać żeby się czymś przytruł, ale i tak jest śmiesznie. Okazało się bowiem, że 5000m. nie jest już koronnym dystansem pana Pawła i całe siły szykuje na dystans 10000m. W związku z tym miał mądrze rozłożyć siły w biegu na 5000m., a dać z siebie wszystko na dystansie dwa razy dłuższym. Jaki był tego efekt? 18 miejsce. Nic to, na 10000m. będzie lepiej. ZONK! Wcale nie będzie, bo zakwalifikował się tylko szesnastu najlepszych łyżwiarzy. „A to dziad!” chciałoby się powiedzieć. Wcale, że nie. Wszystko to wina „warunków lodowych” – gdyby nie one, to z pewnością byłby złoty medal i jeszcze rekord świata na pewno!

A potem zaczęło się wydawać, że może coś się zmieni. Na lód wyjechała para sportowa Zagórska/Siudek i… wykonała bezbłędnie wszystkie skoki, podnoszenia i piruety! Co z tego skoro Siudek prawie się wywalił na prostej drodze. Jak nie urok to sraczka.

Pojęczeć też nie zaszkodzi przed występem. Zawsze to jakieś ubezpieczenie. Z tego założenia wyszła Justyna Kowalczyk, która za chwilę pobiegnie na trasę biegu łączonego. Może i osiągnie dobry wynik, niewykluczone, no ale jeśli nie osiągnie to my już wiemy dlaczego. Komisja antydopingowa się na nią uparła i już trzy razy ją przebadano w tym tygodniu… Zresztą i tak nasza biegaczka osiągnęła już sukces: „Doszliśmy z trenerem do wniosku, że aby coś osiągnąć, to trzeba dużo pracować”. To miło, że w końcu na to wpadli.

Teraz tylko czekać aż polskim bobsleistom ukradną pożyczonego 🙂 boba, albo na niespodziewane miejsce w czubie polskiego alpejczyka w kombinacji alpejskiej. Hehe, to była fajna akcja. Andrzej (tak mu chyba było na imię) Bachleda, zachwycił cały świat swoim przejazdem w slalomie. Były szanse na medal, tylko nie było odpowiedniego stroju do zjazdu. Trzeba było biegać po ludziach i pożyczać.

Polska potrafi!

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004