„ZACHOWAJ ODSTĘP” [„KEEP YOUR DISTANCE”]
Spokojne życie gwiazdy lokalnego radio w Louisville Davida Daileya (Gil Belows) zostaje zburzone w jednej chwili, gdy za wycieraczką swojego samochodu znajduje kopertę.
„Keep Your Distance” to spokojny filmik, pozbawiony wielkich fajerwerków, którego początkową siłą jest intrygująca fabuła i kilka niespodziewanych zwrotów akcji. Niestety potem wszystko jakoś tak rozmywa się z czasem, a zakończenie i rozwiązanie intrygi rozczarowuje na całej linii. I o ile początek filmu mimo niespiesznego tempa, szybko wciąga i intryguje, to potem nie sposób ukryć znudzenia. No, ale entuzjazmu z początku starcza na szczęście do końca. 3+(6)
***
„EDISON”
Młody dziennikarz Joshua Pollack (Justin Timberlake) przypadkiem wpada na trop afery, w którą zamieszana jest specjalna jednostka policji z miasta Edison.
Kevin Spacey, Morgan Freeman, Dylan McDermott, John Heard, Cary Elwes, Piper Perabo, Roselyn Sanchez, plus dodatkowo LL Cool J i Justin Timberlake – oj sporo narkotyków musiano zużyć żeby przekonać te kilka osób do zagrania w tym marnym filmie.
Film jest tak marny, że nie ma co pisać. Cienka, standardowa fabuła, znane aktorki się nie rozbierają, Kevin Spacey ma fatalną fryzurę, a finałowa strzelanina to prawdziwy śmiech na sali. Tylko dla sadomasochistów. 2(6) bo mimo wszystko potrafię sobie wyobrazić gorszy film.
***
„DALEKA PÓŁNOC” [„NORTH COUNTRY”]
Josey Aimes (Charlize Theron) wraz z dwójką dzieci opuszcza męża i wraca do rodzinnego miasta w Minnesocie, gdzie podejmuje pracę w kopalni. Jest rok 1984, a kobiety stanowią zaledwie malutki ułamek personelu kopalni.
Zaczyna się świetnie. Normalny, obyczajowy film, daleki od „magicznych” sztuczek, fajerwerków i innych środków używanych w zamian za brak scenariusza. Obyczajowe kino w starym stylu, coś jakbym „Youngblooda”, czy „All Right Moves” oglądał. Czułem, że mi się spodoba.
No i mi się spodobał, choć nie tak bardzo jak sądziłem. Do samego końca pozostaje starym, dobrym dramatem obyczajowym, ale jednak za dużo w nim czysto hollywoodzkich chwytów, a co za tym idzie, mimo, że oparty na prawdziwych wydarzeniach, to jednak nie sposób nie zauważyć, że pani reżyser zrobiła co mogła żeby było jeszcze bardziej wzruszająco. Całkiem niepotrzebnie.
Charlize zasmakowała w obyczajowych rolach i całkiem nieźle jej to idzie, a partnerują jej tu dodatkowo Frances McDormand (jak zwykle na poziomie), Sean Bean (niebywałe, wcale nie czarny charakter!) oraz Woody Harrelson, który jakoś zupełnie nie pasuje do poważnych ról. 4+(6)
***
„THE MAN”
Zajmujący się sprzętem dentystycznym komiwojażer (Eugene Levy), wyjeżdża na konwent, gdzie ma zaprezentować płomienną mowę. Niestety dla niego, omyłkowo wzięty za gangstera, musi pomóc w śledztwie agentowi specjalnemu Vannowi (Samuel L. Jackson).
Straszna, ale to po prostu okropna kicha. Levy’ego nie lubię nic, a nic więc nic dobrego się nie spodziewałem, ale jednak Samuel L. Jackson w obsadzie, dawał nadzieję na choć trochę przyzwoitości. Niestety, żal patrzeć jak Jules rozmienia się na drobne, grywając w takich bzdetach.
Jak rozumiem miała to być komedia sensacyjna z przewagą komedii, ale coś nie wyszło. Sensacji może i trochę było, ale komedii za grosz. W całym filmie nie ma absolutnie nic śmiesznego. 1+(6)
Podziel się tym artykułem: