Czyli ja. Kto by pomyślał.
Zresztą w tym roku Boże Narodzenie przyjąłem z większym entuzjazmem niż rok temu. Bez rewelacji, ale ucieszyły mnie choineczki w moim pokoju. Zwykle jednak było tak, że to Cruella przed Świętami wpadała w szał dekoracyjny i gdzie mogła, to ładowała wszelkie świąteczności. W tym roku jednak było inaczej. Stwierdziła, że jest zdołowana i nie ma ochoty na uganianie się po domu z lampkami. No i w wyniku tego, tegoroczny dom ubrany był średnio. Nie było lampek na świerkach przed domem, nie było świetlistej kuli na dachu ganku, nie było tego, nie było śmego, a do paru ozdób sam musiałem Ją namawiać.
No, a potem zaczął się nowy rok i wszystko systematycznie zaczęło znikać. Lampki stąd, lampki stamtąd, choinka zniknęła ekspresowo szybko – wkrótce na dole nie było ani jednej świątecznej ozdoby.
A, gdy wczoraj babcia stwierdziła, że u Niej jeszcze choineczka stoi, ale nawet jej nie zaświeciła choćby na pięć minut przez całe Święta i potem, to doszło do mnie, że jestem ostatnim bastionem świąteczności w moim domu. Stoją tu koło mnie teraz dwie choineczki i nie dam zamiaru ich ruszać! Przynajmniej nastrój jest jak się lampki zapali.
Podziel się tym artykułem: