Tak sobie czytam „user comments” na IMDb i oczom własnym nie wierzę. Czyżby przyszło mi pełnić rolę Tego Jedynego, który ma uchronić świat przed tym nędznym bzdetem? Niech i tak będzie.
Sam Foster (Ewan McGregor) jest młodym psychologiem, który pewnego dnia w zastępstwie swojej koleżanki ma zająć się tajemniczym pacjentem Henrym (Ryan Gosling). Henry jest młodym chłopakiem cierpiącym na depresję. Z początku sprawa wygląda na jedną z wielu, ale wkrótce Sam przekonuje się, że jest wręcz przeciwnie. Jest a Henry oświadcza, że w najbliższą sobotę o północy (czyli w niedzielę, chyba?) popełni samobójstwo.
Po oglądnięciu tego filmu Marca Forstera, dwie rzeczy były dla mnie absolutnie jasne:
1. Nie każdy film, którego główny bohater chodzi w przykrótkich spodniach, jest dobry
2. Powinni dawać nagrody za wytrzymanie do samego końca filmu.
Za kazdym razem, gdy udaje mi się dotrwać do końca takich bezprecedensowych nud, to szczerze się podziwiam. Robiłem wszystko żeby nie zasnąć (choć film długi nie jest) podśpiewywałem, mówiłem do siebie, ze dwa przysiady też zrobiłem; i jakoś się udało przetrwać bez przymknięcia powiek dłużej niż dwie, trzy sekundy. A musicie wiedzieć, że było trudno.
Największym grzechem tego filmu jest właśnie to, że jest nudny. Ni mniej ni więcej. A jak film jest nudny, to nic mu nie pomoże. Żeby choć coś ciekawego się w nim działo, ale nic z tego. Przegadali cały film i mieli wizje. No, a pan reżyser, scenarzysta (sprzedał scenariusz do tego za… półtora melona baksów! powinni go beatyfikować – ja poświadczę cud) i reszta ekipy na czele z operatorem, który poszedł na całość w kierunku „totalnego wizyjnego zamieszania”, robili wszystko co było w ich mocy żeby pogmatwać wszystko co było do pogmatwania (specjalnego pola manewru nie ma, bo to film praktycznie z trzema aktorami – dwóch wymienionych plus Naomi Watts). No i z grubsza od samego początku wiadomo, że coś nie gra w państwie duńskim, tyle że jakoś specjalnej ochoty na dociekawnie samemu w czym rzecz nie ma, bo po co skoro na końcu filmu i tak wyjaśnią.
No nic, mnie się zupełnie nie podobało. Jak ktoś ma zamiar oglądnąć zagmatwany film z Naomi Watts, to niech „Mulholland Drive” obejrzy. Tam też nie wiadomo w czym rzecz, ale panie! jak to ciekawie i wciągająco jest pokazane! A tutaj? Tutaj ciekawe jest co najwyżej to, jak to jest, że McGregora, który zapewne śpi na wielkiej kasie, nie stać na dentystę, który by mu coś zrobił w końcu z tą górną szczęką, która jakoś tak nie pasuje i wystaje poza szereg w głupim uśmiechu. 1(6)
Podziel się tym artykułem: