Jest rok 1937. Szanghaj znajduje się pod okupacją Japonii. Na wieść o śmierci swojego mistrza, Chen Zhen (Jet Li) wraca z Japonii, aby na miejscu przekonać się co rzeczywiście się wydarzyło, od początku podejrzewając, że śmierć mistrza w pojedynku z japońskim mistrzem karate jest mocno podejrzana. Wszyscy w jego starej szkole kung fu witają go z otwartymi ramionami i wierzą, że wraz z jego powrotem, poprawi się nadszarpnięta reputacja szkoły. Nie wszystko jednak będzie takie różowe.
W zasadzie to nie ma się co rozpisywać. Kung fu movie, to kung fu movie. Poza tym dużo czasu minęło od czasu, gdy go widziałem i nie za wiele pamiętam. Tak to jest jak się nie pisze recek od razu po obejrzeniu filmu. No to może kilka myślników i przechodzimy do następnej recki filmu, którego nei za wiele pamietam:
– „Fist of Legend” to remake „Fist of Fury” z Brucem Lee.
– Główny gwiazdor FoL, Jet Li, zapewnia wysokiej klasy pojedynki na pięści i kopniaki i rzeczywiście, wszystko jest na jak najwyższym poziomie. Nic tylko siedzieć i podziwiać sprawność aktorów. No i z niedowierzaniem patrzeć jak Jet Li nawet się nie męczy nawalając dziesięciu przeciwników.
– To film z gatunku takich, które zaprzeczają obiegowemu stwierdzeniu, że kino kung fu to tylko bezsensowna naparzanka. Na upartego można go nawet nazwać filmem historycznym 🙂
– Realizatorzy przesadzili nieco z pudrem, czy czym tam posypują aktorów żeby kopniaki wyglądały na mocniejsze. Czasem aż dziw, tak się kurzy z ich ubrań. Aktorów, nie realizatorów 🙂
– Chyba pierwszy raz w filmie z Hongkongu napotkałem na polski akcent – na ulicy w Szanghaju widać plakat z filmu z Polą Negri.
4+(6)
Podziel się tym artykułem: