Trwał kolejny superciekawy dzień. Za oknami kryjówki SuperQuentina padał deszcz. SuperQuentin z nosem przyklejonym do szyby, przy pomocy swojego superrozumu, liczył spadające z nieba krople. Siedem milionów trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy sto dwadzieścia jeden, siedem milionów trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy sto dwadzieścia dwa, siedem milionów trzysta sześćdziesiąt pięć tysięcy sto dwadzieścia trzy… liczby w ułamku sekundy przewijały się przez supermózg SuperQuentina, a on sam coraz bardziej był ciekaw, czy uda się pobić rekord ulewy z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku, kiedy to na Ogrodzieniec spadło dokładnie trzy miliardy, pięćset sześćdziesiąt dwa miliony dziewięćset pięćdziesiąt dziewięć tysięcy dwieście pięćdziesiąt osiem kropel. Nie odklejając nosa od szyby, SuperQuentin jedną dłonią wiązał buta, który mu się właśnie rozwiązał, a drugą wypełniał krzyżówkę w Pani Domu, gdy usłyszał jak otwierają się superdrzwi do jego supersamotni.
– Telefon! – Głos wiernego druha SuperQuentina, Męża Cruelli wypełnił superklatkę schodową supermieszkania SuperQuentina.
– Telefax! – Odparł SuperQuentin myśląc, że to jakaś gra. I rzeczywiście, nie pomylił się nic a nic. Tyle, że gra szła o wiele większą stawkę – bezpieczeństwo świata.
Zagrzmiało.
– Telefon do ciebie! – Usłyszał zirytowany głos Męża Cruelli. W następnej sekundzie, zwinny niczym papier toaletowy w reklamie Velvetu, SuperQuentin już trzymał przy swym superuchu słuchawkę telefonu. Odkąd w supergniewie SuperQuentin potłukł supertelefon, musiał używać zwykłego aparatu telefonicznego.
– Słucham.
– Mam problem.
– SŁUCHAM – zaakcentował wyraźnie SuperQuentin.
– Przeinstalowałem system i nie umiem skonfigurować karty sieciowej. Pomożesz mi?
– Zaraz tam będę! – SuperQuentin odrzucił z impetem słuchawkę i w przeciągu sekundy ubrał swój strój superbohatera – superdres Adidasa z trzema paskami. Trzasnął drzwiami i ruszył aby znów uratować wszechświat.
Po trzech minutach, drzwi supermieszkania SuperQuentina otwarły się, a w progu stanął SuperQuentin.
– Już po wszystkim? – Zapytał Mąż Cruelli.
– Kto to dzwonił?
Ale było już za późno.
– Damian – odparł przerażonym głosem Mąż Cruelli. – Ale jest już za późno!
– Nigdy nie jest za późno!!! – Krzyknął SuperQuentin śmiejąc się w głos z Męża Cruelli, oraz z Narratora i wybiegł z supermieszkania.
– JESTEM! – Krzyknął SuperQuentin. – Znajdziesz mnie zawsze tam gdzie dzieje się niesprawiedliwość, zawsze tam, gdzie przelewana jest krew sprawiedliwych, zawsze tam, gdzie…
– Daj spokój – przerwał mu Damian. – Jest już za późno – wskazał monitor swojego komputera, a na nim zmieniające się coraz szybciej liczby. 0:07, 0:06, 0:05…
SuperQuentin rzucił się w stronę komputera, a czas wokół niego zaczął płynąć wolniej. Wszystko wydawało się niczym w zwolnionym tempie oprócz SuperQuentina, który już trzymał myszkę i klikał na ikonę połączenia. 0:04, 0:03, 0:02… SuperQuentin klikał coraz szybciej wprowadzając drugą ręką dane do pamięci komputera. Po twarzy Damiana zaczęły spływać łzy, wiedział, że wszystko zostało stracone bezpowrotnie, gdy tylko zobaczył na ekranie komputera trzy liczby i dwukropek. 0:01. 0:01. 0:01. 0:01.
– Gotowe – stwierdził spokojnym głosem SuperQuentin. – Świat znowu został uratowany – dodał i wyszedł grzecznie zamykając za sobą drzwi. Damian jeszcze przez kilka minut nie mógł wykonać ani jednego ruchu i wciąż stał tak z rozdziawioną buzią patrząc na ekran monitora, podczas gdy SuperQuentin już był w swojej supersamotni i zajadał ze smakiem swój ulubiony przysmak – truskawkową czekoladę z Biedronki za jedyne 1.20 PLN!
Podziel się tym artykułem: