×

DZIENNIK BRYDZI NOWAK (51)

[autor: Quentin]

18 września, wtorek
olać wagę, 6 jednostek alkoholu, 7 papierosów, jedno groźne spojrzenie

Cała nasza wesoła czwórka uznała, że jesteśmy zmęczone tym całym podróżowaniem i że należałoby się w końcu porządnie wyspać. Nie był to specjalnie głupi pomysł, a jako że jakoś tak w żadnym hotelu nie było miejsca to wpadłyśmy na szatański pomysł, który po zastanowieniu, nie okazał się najmądrzejszy, ale pozwolił nam zregenerować swoje wymagające regeneracji ciała. Otóż pojechałyśmy taksówką na najbliższy dworzec kolejowy, a tam kupiłyśmy bilety na pociąg do… Gdańska. Bilety oczywiście w przedziale sypialnym – akurat były czteroosobowe. Wszystko to miało miejsce o pierwszej w nocy. Co prawda musiałyśmy wegetować w pobliżu dworca (skubańce zamykają budynek na noc!) jakieś trzy godziny, ale w perspektywie czekał na nas długi kurs do Gdańska i z powrotem na Śląsk.

Około drugiej w nocy zaczepiła nas podejrzanie wyglądająca trójka: dwóch mężczyzn i kobieta.
– Smatritie kakije krasiwe żeńszcziny! – krzyknął na nasz widok jeden z facetów. Jak się okazało później miał na imię Pietia. Drugi był jakże by inaczej Sasza, a kobieta zwała się Tania. Oryginalnie, nie ma co. Dosiedli się do nas i próbowali z nami pogadać. Nie byli specjalnie nachalni, a i przy nich szybciej minął nam czas oczekiwania. Myślałam co prawda, że sobie z nimi  nie pogadam, ale nie było tak źle. Jedyne słowo jakie znam po rosyjsku to „burian” – chwast. Reszta słów wywietrzała mi z głowy od czasu gdy chodziłam na lekcje języka rosyjskiego. Na szczęście nasi nowi znajomi znali troche język polski.

– Diewoczka, a może ty chciesz zarobić? – spytała mnie łamaną polszczyzną Tania. Prawdę powiedziawszy pochlebiał mi ten zwrot per „diewoczka”.
– Ale, ale, ale ja mam trzydzieści dwa lata!
– Bożesz ty mój – powiedziała Tania, a ja zastanowiłam się nad tym czy wszyscy z okolic Rosji używają tego jakże praktycznego zwrotu. – Toć ja chocziu szto byś ty ze mna na baziarze handlowała. We dwije zawsze razniej.
– A bo ja myślałam… – zaczęłam się jąkać.
– Toć ja wiżu szto ty za stara na handel dupą jesteś – skwitowała ze smiechem Tania. Straciła tym samym moją sympatię, którą zyskała użyciem zwrotu „diewoczka”. Spojrzałam na nią groźnym wzrokiem.
– A może nasze nowe koleżanki stolicznej wódki się napiją? – spytał poprawiając zasuwak spodni Pietia. – Sami pędimy w tajemnicy przed złymi ludiej co tą chacziet nam aparatiurę zabrać.

Nie trzeba nam było dwa razy powtarzać. Nawet ja się uśmiechnęłam, a Samanta to nawet zaczęła w ślinę z Saszą lecieć. Ogólnie nie było źle. Tyle, że pociąg nadjechał i musielismy się żegnać. Prawie w biegu wsiadałyśmy, a Samanta to by się zabiła o swoje, własne majtki co to je na wysokości kostek miała. Konduktor tylko zbladł, gdy zobaczył jej goły tyłek spod wiuchającej na wszystkie strony na wietrze spódnicy Samanty. A mówiłam jej żeby spodnie wzięła! Żeby to się miała jakim tyłkiem pochwalić…

W Gdańsku byłyśmy po kilku godzinach jazdy. Cały czas wykorzystałyśmy na sen. Teraz siedzimy w pociągu z Gdańska do Katowic. Zaraz idę spać, chciąłam tylko napisac jeszcze parę słów. W Katowicach będziemy jutro rano. Podobno do Ogrodzieńca to jeszcze tylko dwie godziny drogi. Dobranoc.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004