19 czerwca, wtorek
55,95 kilogramów, 17 papierosów, jednostek alkoholu 7
Wczorajszy bieg poskutkował! Mam już tylko 55 kilo! Wprawdzie z lekkim hakiem, ale kto by na to patrzył. Przez chwilę pomyślałam sobie, że związek z Pawłem ma jednak pewne plusy, ale opamiętałam się w porę. Dzisiaj rzucam pracę! To już postanowione. Nie mogę mieć psychopatycznego zabójcy za szefa, zwłaszcza jeśli jest moim byłym facetem!
Gdy tylko zjawiłam się w pracy, otrzymałam maila – Paweł wzywał mnie do swojego gabinetu. I dobrze, widocznie sam doszedł do wniosku, że nie możemy razem pracować. A może nawet, kto wie, chce mi powiedzieć, że rezygnuje ze stanowiska, bo firma nie może stracić tak cennego pracownika jak ja? Skierowałam się do jego biura i gdy już miałam zapukać do drzwi, usłyszałam warkot odpalanej piły mechanicznej. Wypowiedzenie wysłałam emailem, po czym cichaczem wymknęłam się z biura. Ufff!
[autor: Addy]20 czerwca, środa
56,95 kilogramów, 12 papierosów, jednostek alkoholu 8
Waga chyba znowu się zepsuła.
Zaczynam szukać pracy. Przejrzałam gazety. Oprócz klejenia kopert, sprzedaży ubezpieczeń i akwizycji garnków niczego nie znalazłam. Myślę, że w Urzędzie Pracy będą jakieś sensowniejsze oferty.
W Urzędzie Pracy były oferty klejenia kopert, sprzedaży ubezpieczeń i akwizycji garnków. Hmm… Dziwne.
W domu przeczytałam dokładniej gazety. W każdej z nich mówią o szalejącym bezrobociu. Nagle zatęskniłam za swoim przytulnym biurem i warkotem piły mechanicznej. Niestety, honor nie pozwalał mi tam wrócić! Na szczęście wieczorem zadzwoniła Monika. Powiedziała, że ma dla mnie ciekawą pracę, różnorodną, stawiającą nowe wyzwania i wymagającą komunikatywności. Właśnie o czymś takim marzyłam! Jutro jestem umówiona na rozmowę kwalifikacyjną. Kochana Monika, jak dobrze, że dałam jej swój numer. Długo jej dziękowałam, a na koniec przesłałyśmy sobie serdeczne całusy. Od razu łatwiej mi było zasnąć.
[autor: Addy]21 czerwca, czwartek
56,95 kilogramów, 16 papierosów, jednostek alkoholu 6
Ciekawa praca, różnorodna, stawiająca nowe wyzwania i wymagająca komunikatywności okazała się pracą kasjerki w supermarkecie. I niby co? Niby ja, po studiach, znająca trzy języki obce, z doświadczeniem w dobrych firmach, mam kasować kalafiory i proszek do prania?
Zaczynam jutro.
[autor: Quentin]22 czerwca, piątek
56, 94 kilogramów, 11 papierosów, jednostek alkoholu 1, przytrzaśniętych palców 4
Matko Boska! Cóż to był za dzień. Siedzę sobie teraz ze stopami w miednicy pełnej ciepłej wody i piszę te swoje wypociny. Jest godzina 22:22. He he. Śmieszne. Jeszcze chwila… 20, 21, 22 sekundy!! Już 25. Powinnam już dawno iść spać. Jutro trzeba wstawać do roboty na siódmą rano. Brrr. Nigdy nie pracowałam w sobotę. No dobrze, raz pracowałam, ale zrobiłam to tylko dlatego, że po pięciu minutach pracy miał czekać na mnie pięciogodzinny seks. Pracy okazało się być więcej, a i seksu było tyle co kot napłakał, ale wspominam ten okres z uśmiechem na ustach. Ważyłam wtedy 48 kilo! A teraz? Schudłam co prawda od wczoraj, ale to wciąż za mało.
Co w pracy? Miazga! Powiedzieli mi, że jak jeszcze raz kogoś opieprzę to wyleją mnie z roboty. No, ale co oni ode mnie cholera chcą? Tylu tych ludzi z wózkami pełnymi zakupów i na dodatek nikt nie ma drobnych! Milion razy krzyczałam do koleżanki (Agata – straszna tapeta!) na sąsiednim stanowisku żeby mi rozmieniła bilon. To chyba większe doświadczenie – Agata pracuje w supermarkecie już trzeci rok – zawsze miała drobne.
Poza tym same niedogodności: nie wolno palić na stanowisku pracy, nie wolno pić na stanowisku pracy, tylko dwie przerwy na siusiu… Do tego parę razy przytrzasnęłam sobie palce kasą. Ten cały pojemnik na pieniądze śmiga czasem tak szybko, że nie ma jak uciec z ręką. Jeszcze parę dni i będę kaleką. Może mi chociaż jakąś rentę inwalidzką dadzą? W sumie takie rozwiązanie nie byłoby chyba najgorsze. Nic nie robić, nie mieć zmartwień, chłodne piwko w cieniu pić…
Nie wiem czy to tak zawsze będzie, ale dziś wypuścili mnie dopiero koło dwudziestej pierwszej. Może to tylko jakiś okres próbny? W każdym bądź razie kierownik dał mi na odchodnym trochę przeterminowanej wędliny i jogurtów. Miły człowiek.
Tak dłużej być nie może! Mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu kiedy znajdę nową, lepszą pracę. Ja chcę mieć swoje biurko, swoje okno, swój kubek, swój komputer i swoją dwugodzinną przerwę na lunch! Siedzenie na wąskim stołku za przytrzaskującą palce kasą to nie dla mnie. No i ci pieprzeni klienci! Zastanawiam się czy by nie zadzwonić do Pawła i nie pożyczyć jego piły mechanicznej.
Podziel się tym artykułem: