×

OPOWIEŚĆ NOWOROCZNA

(To ja też wzorem Holly)

Podobno noc sylwestrowa to najbardziej wyjątkowa noc w roku – tak mówili w telewizji, tam mówili w radio, tak pisali w gazetach. Gdzie się nie obejrzałem wszyscy byli jacyś tacy podnieceni i podeksyctowani tym, co miało się wydarzyć. Wszyscy oprócz mnie. Siedziałem jak co wieczór przed komputerem i zastanawiałem się co robić. Opcji nie było wiele, ale coś musiałem wybrać, bo legnięcie w zimnym łóżku musiało zakończyć się noworoczną depresją. A podobno taki, jaki jest ostatni dzień w roku, taki potem będzie cały następny rok. A mnie nie uśmiechała się trzystosześćdziesięciopięciodniowa depresja.

Byłem sam w domu. Tylko ja i kilka pooświetlanych choinek, które ani nie mogły ze mną porozmawiać, ani mnie przytulić. Domownicy wybyli na jakąś kameralną imprezę, a mnie nie chciało się nigdzie iść i słuchać tych samych opowieści, co na każdych rodzinnych imprezach. Liczenia ile kto ma tak naprawdę lat i zastanawiania się nad tym, kto dostałby pod opiekę córkę mojego ciotecznego brata Andrzeja, gdyby jego, jego żonę i jego rodziców zabrała z tego świata epidemia dżumy. Nie były to historie lepsze od tego czego nie mógłbym usłyszeć siedząc samemu w domu więc wybór wydawał się prosty. Żałowałem tylko, że nie zorganizowałem sobie żadnych procentów. Czasem bowiem świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia.

Potrząsnąłem głową, co wyrwało mnie z tej niepotrzebnej zadumy. Spojrzałem na zegarek. Za pół godziny była północ. Przełom roku. Hałasy za oknem stawały się coraz głośniejsze, co było niechybnym znakiem, że impreza za Domem Kultury się rozkręca. Jak co roku przychodziło tam sporo ludzi popatrzeć na badziewne fajerwerki i wypić butelkę szampana w towarzystwie innych osób wypijających butelki szampana. Ja wolałem gapić się w migotanie monitora i zastanawiać jaki by tu sobie film obejrzeć. Taki miałem sposób bycia i nikt nie potrafił mnie przekonać, że…

– Sam tak siedzisz po nocy? – Usłyszałem nagle głos odchodzący od strony drzwi. – Jak rany, Słonko, przecież jest Sylwester!
Spojrzałem w lewą stronę skąd dochodził do mnie głos i ujrzałem ubraną w dżinsy, sweter i rozpiętą kurtkę dziewczynę. Na oko nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat. Widziałem ją pierwszy raz w życiu.
– Co ty tu robisz? – Wykrztusiłem zaskoczony niespodziewaną wizytą.
– Tak naprawdę to mnie tu nie ma – odparła tajemniczo. – Jestem tylko wytworem twojej wyobraźni.
– Kochanie – odezwałem się już dużo pewniej. – Gdybyś była wytworem mojej wyobraźni, to byłabyś teraz naga. I miała większe piersi – dodałem.
Dziewczyna roześmiała się ukazując w uśmiechu dwa rządki śnieżnobiałych zębów. Zawsze chciałem umieć się tak uśmiechać. Pomijając oczywiście fakt, że nie miałem śnieżnobiałych zębów.
– Powiedziano mi, że zabawny z ciebie chłopak.
– Nie wierz we wszystko co mówią na mieście.
– Wiem, że możemy się tak przekomarzać bez końca, ale ja nie po to tu przyszłam.
– No właśnie. Jak się tu dostałaś? Dom jest zamknięty na cztery spusty.
– Mówiłam ci już Słonko, jestem wytworem…
– … mojej wyobraźni. Daj spokój, nie wierzę w takie bzdury.
– To jak według ciebie się tu dostałam?
Było to diabelnie dobre pytanie, na które nie znałem odpowiedzi.
– Mamy coraz mniej czasu – kontynuowała dziewczyna. – Za dwadzieścia pięć minut wybije północ. Chciałabym żebyś gdzieś ze mną poszedł.
– Ale ja nie zamierzam się stąd ruszać.
– Daj spokój Słonko. Jest Sylwester. Wszyscy się bawią i nie ma absolutnie żadnego powodu żebyś siedział tu sam jak palec.
– Nie przekonujesz mnie. Szkoda twojego czasu Wytworze Mojej Wyobraźni.
– Nie ma sprawy. My duchy mamy sporo czasu, a także nieobce jest nam pojęcie szantażu. Postawię sprawę jasno. Albo ze mną pójdziesz, albo do następnego Sylwestra nie odstąpię cię ani na krok i cały czas będę wydawała denerwujące dźwięki. Zapomnij o tym, że zaśniesz.

Nie wiem dlaczego, ale było chyba coś w jej spojrzeniu, co kazało mi uwierzyć w jej słowa. Stała tak oparta o futrynę drzwi i patrzyła na mnie spod wpół przymkniętych powiek. Uśmiechała się do mnie. Nic, a nic zalotnie, ale bardzo, ale to bardzo sympatycznie.
– Gdzie chcesz żebym z tobą poszedł?
– Niedaleko. Wśród ludzi Słonko. Za Domem Kultury jest masa twoich znajomych. Zobaczysz, że ucieszą się, jak Cię zobaczą.
– Ale ja nie…
– … mam ochoty… Ech, skończ już to zamartwianie się nad sobą. W garść się weź! Włóż spodnie, rusz tyłek i chodź ze mną póki jeszcze nie ma północy! Dwieście metrów od ciebie jest dwieście szampanów, które czekają aż je wypijesz!

„Do diabła! Ma rację!” pomyślałem. Rzeczywiście głupotą było siedzenie samemu przy kompie i przekonywanie się na siłę, że nie ma się doła. W przypływie emocji wstałem z krzesła, wyłączyłem zamaszystym ruchem komputer i spojrzałem pewnym wzrokiem w stronę dziewczyny.
– Chodźmy! – Powiedziałem. – Musimy się spieszyć, bo mamy tylko piętnaście minut!

Zeszliśmy szybko po schodach na dół. Ja pierwszy, ona za mną. Nie słyszałem jej kroków, nie słyszałem jej oddechu, nie słyszałem jej bicia serca. Może rzeczywiście była tylko wytworem mojej wyobraźni. Ewentualnie jej gruba puchowa kurtka, tłumiła wszelkie odgłosy. Na dole było dużo chłodniej niż u mnie na górze, co przypomniało mi żeby wziąć z wieszaka zimową kurtkę. Ubrany w nią podszedłem do drzwi wyjściowych, przekręciłem klucz i otwarłem drzwi. Dobre maniery wzięły górę nad chęcią sprawdzenia czy dziewczyna rzeczywiście jest duchem i pozwolenia jej przejść przez zamknięte drzwi. Zamiast tego odsunąłem się i przepuściłem ją przodem. Podziękowała kiwnięciem głowy i przeszła obok. Poczułem wyraźnie jej słodki zapach. Zakręciło mi się w głowie, gdy zamykałem drzwi na klucz. Nacisnąłem klamkę sprawdzając czy dobrze zamknąłem i poszedłem za dziewczyną prosto za pobliski Dom Kultury w kierunku wrzawy i harmideru.

Zaskoczył mnie widok placu za Domem Kultury. Wiedziałem, że będzie tam sporo ludzi, ale nie spodziewałem się aż takich tłumów. Wszyscy byli uśmiechnięci, zadowoleni i bez wyjątku pląsali w rytm muzyki granej ze sceny przez lokalny zespół. Podszedłem bliżej i niemal zostałem wessany w ten pląsający tłum, a po chwili ściskałem dziesiątki dłoni znajomych, zewsząd słysząc „Cześć Łukasz! Fajnie, że przyszedłeś!” Dziewczyna nie kłamała – było tu dużo moich znajomych i każdy z nich cieszył się, że mnie widzi. Tylko tajemnicza dziewczyna rozwiała się niczym duch w tłumie ludzi. Nie zdążyłem jej poznać na tyle żeby żałować tego, że jej nie ma. Zresztą jak sama mówiła była duchem więc nasz ewentualny związek nie miał racji powodzenia. Byłem jej jednak wdzięczny za to, że wygoniła mnie z domu wprost na dobrą zabawę. Jeszcze przed chwilą siedziałem przed kompem, a teraz podskakiwałem wraz z tłumem w rytm muzyki, trzymając w dłoni butelkę zimnego szampana.
– Dziesięć, dziewięć, osiem… – Rozpoczęło się odliczanie.

Zabawa trwała zapewne dłużej, ale ja około drugiej w nocy postanowiłem wracać. Akurat odnalazłem w tłumie moich staruszków, którzy też wybierali się do domu więc przyłączyłem się do nich życząc im powodzenia w nowym roku. Wcześniej nie było okazji. Przeszliśmy parę kroków i już byliśmy przy naszej furtce. Była otwarta, co zdziwiło rodziców, bo zwykle była dobrze zamknięta. Widocznie zapomniałem jej zamknąć, poinformowałem ich idąc dalej. Otwartych drzwi do domu nie umiałem wytłumaczyć. Niemal nie zmieściliśmy się w drzwi próbując na raz we trójkę wbiec do środka. Kolejne drzwi były otwarte, a po przeciwnej stronie widziałem otwarte okno. A więc dlatego na dole było dużo zimniej niż na górze – zrozumiałem! Tylko dlaczego, gdy wychodziliśmy z nieznajomą, nie zauważyłem, że okno jest otwarte? Pośpiech nie jest najlepszym doradcą. Wbiegłem do siebie na górę, po drodze zauważając kącikiem oka, że w pokoju ojca nie ma telewizora. W moim pokoju stanąłem przed ławą, na której stał komputer. Zwykle tam stał, bo teraz go nie było. Zamiast niego na pustej ławie leżała mała karteczka. Wziąłem ją do rąk i przeczytałem. „Szczęśliwego nowego roku. Wytwór Twojej Wyobraźni i przyjaciele”.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004