Pooświetlali mi Ogrodzieniec na Święta. Komety świecące na lampach pozawieszali, a za Domem Kultury prawdziwa wiejska dyskoteka – sznury światełek od słupa do słupa. Jakby jeszcze spadł śnieg to by było jak w amerykańskiej komedii romantycznej. No, ale śniegu nie ma, choć i bez niego jest kolorowo i całkiem fajnie. Wiem, bo ruszyłem tyłek sprzed monitora i wylazłem na krótki spacer do kumpla. Wymarzłem przy okazji, bo Cruella mi powiedziała, że jest ciepło. CHYBA KURNA W AFRYCE! Bo na pewno nie w Ogrodzieńcu. Brr. A i spacer okazał się daremny, bo nie załatwiłem tego, czego chciałem, a na dodatek capię psem, bo mnie obskoczyło bydle niemyte. A futrzaste toto i wielkie jak bernardyn. Pewnie dlatego, że to bernardyn 🙂
A teraz męczy mnie jedna sprawa i zaraz Google do współpracy zaprzęgnę. Gdybyście mi chcieli pomóc, bo mi się nie chce szukać, to nie krępujcie się. Biega o jedną nazwę. Mianowicie o nazwę miejsca, gdzie odbyła się bitwa w której Houston nakopał Santa Annę.
Podziel się tym artykułem: