×

DAWID VS. GOLIAT

Historia niczego nie nauczyła Goliata. Znów myślał, że wygra, znów śmiał się z Dawida, znów chciał postawić na swoim, ale mu się nie udało. A właściwie to jej, bo Goliat to nazwa mojej choinki, którą obudziłem dzisiaj z letniego snu i zagoniłem do roboty. Goliat marudziła, że jej dobrze na strychu, smęciła, że spać jej się chce i choćby się waliło i paliło ona zostaje na strychu. Niestety dla niej Dawid był nieugięty. Wziął na bary choinkę, zawlókł do pokoju, rozłożył, pozaświecał, pobombkował, połańcuchował i po skończonej robocie zatarł ręce i popatrzył na efekt końcowy. Jak co roku było całkiem ładnie. Przemieszanie tradycji z nowoczesnością, miszmasz lat ubiegłych i dwudziestego pierwszego wieku… zielono-kolorowy świecacy kawałek tworzywa sztucznego, który nie robi specjalnie świątecznej atmosfery, ale który wymagany jest, aby stał, bo sąsiedzi zaraz na języki ludzia wezmą. Marudzę, wiem. No, ale specjalnego szczęścia nie czuję z racji pojawienia się choinki. Ładna jest, świecąca, jest dużo fajniej w pokoju z choinką, ale mimo to jest mi „wsio rawno”.

Ech, a chciałem tylko napisac, że choinkę ubrałem 🙂

Dziwne zapowiadają się Święta. Na szczęście nie przejmuję się tym, ani mnie to nie martwi, bo nie wymagam od nich, aby były magiczne czy niepowtarzalne. Choć niepowtarzalne to będą, bo kroją się najgorsze Święta ever z powodów, o których nie ma co pisać. Raz na wozie raz nawozem. Pierwszy raz nie pojedziemy też do babci ze strony ojca, do której jeździliśmy co rok na pierwszą kolację wigilijną, a potem do domu na drugą (dziesięć kilometrów różnicy). Nie pojedziemy, bo babcię porwał jej drugi wnuk, a mój ciotbrat. Ciotbrat ożenił się dwa miesiące temu w Zielonej Górze i do Zielonej Góry porwał właśnie swoją rodzinę na Święta. Przybył samochodem, zapakował do środka mamę, ojczyma, babcię (nie wiem jak z drugim ciotbratem, żoną drugiego ciotbrata i ich dzieckiem – pewnie zostali i Święta spędzą u rodziny żony drugiego ciotbrata) i pojechali hen daleko pod zachodnią granicę. Nie pamiętam żeby kiedyś tak było. Wszystkie moje świadome Święta spędzałem właśnie tak, że jechaliśmy najpierw na jedną kolację (licząc po drodze choinki w oknach), a potem na drugą do domu z powrotem. A teraz nigdzie się w Wigilię nie ruszam. Dziwnie to będzie chyba, ale człowiek do wszystkiego zdolny jest się przyzwyczaić. A zapowiada się, że ten scenariusz będzie coraz częstszy, bo babcia niestety chorowita już… Życie.

Anonimowy wieprzek zresztą też nie ma wesołych Świąt – przed godziną wkroiłem go do bigosu. I tym optymistycznym akcentem kończę i idę obejrzeć „Jeepers Creepers 2”.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004