×

BABCIA DONOSI

Ech, ten Ogrodzieniec to z opowieści mojej babci jawi się niczym prawdziwe Twin Peaks. Wszystkie szafy pełne są szkieletów. A jeśli nie wszystkie to na pewno kilka. Szkielet dzisiejszy poróżnił mnie troszeczkę z babcią.

Całkiem niedaleko ode mnie mieszka sobie pewna rodzina. Mąż, żona, dwie córki, syn. Wszyscy zawsze uśmiechnięci, córki śliczne jak marzenie (po mamie), bardzo mili, w ogóle Ameryka lata pięćdziesiąte if you know what I mean. Złego słowa nikt nigdy o nich nie powiedział, a przynajmniej ja nie słyszałem nic na ten temat. Do dzisiaj.

Wychodzę sobie do babci jak codzień, a tam zza zamkniętych drzwi słyszę głosy pełne oburzenia. W, koleżanka mojej babci coś opowiada, a babcia mruczy pod nosem „no popatrz popatrz, a to chachary!”. Nie chciałem przeszkadzać więc wycofałem się na ustalone wcześniej pozycje, czekając aż W się wycofa. Szybko się wycofała więc ja wbiłem się na jej miejsce, a babcia z tajemniczą miną zaczęła na mnie patrzeć i wiedziałem, że wkrótce dowiem się czegoś sensacyjnego.
– K wyrzucili przez okno! W Częstochowie z akademika! Ma złamany kręgosłup, czeka go wózek w najlepszym wypadku.
Tu nastapiła dłuższa chwila tłumaczenia o którego K chodzi, bo jak zwykle – choć wytłumaczenie o kogo chodzi jest proste – to babcia zawsze tłumaczy w ten sposób mniej więcej: „no ten, syn tej co to ma sklep, koło tego, no, jak mu tam… no K nie znasz? ten taki ubrany ładnie zawsze” etc. Jeśli padają w czasie tych tłumaczeń jakieś nazwiska to zwykle znane tylko babci wariacje na temat prawdziwych nazwisk bądź pseudonimy w stylu Zosia Samosia czy Samuraj. W końcu jednak doszliśmy do porozumienia o kogo chodzi.
– Ooo, a za co go wyrzucili z tego okna?
– Podobno był tym, no, derelem! Narkokami handlował.
– Narkotykami babciu.
– No, narkokami. Derelem był i go wyrzucili przez okno.
– Dilerem babciu.
– Tfuu! No, ale szkoda chłopaka.

W tym momencie się we mnie zagotowało. No tak, schemat się powtarza. Nagle się okaże, że to był dobry chłopak, uczynny, miły, zawsze skory do pomocy i w ogóle ach i ech. Nikt nie raczy zauważyć, że cholera wie komu sprzedawał te „narkoki”, może dzieciom, może komuś dla kogo to był ostatni strzał w życiu… tylko wszyscy załamią ręcę i zaczną go żałować. A ja nigdy nie mam skrupułów jeśli idzie o takie rzeczy. Szanuję jego matkę, lubię Ją i współczuje, ale jego mi nie szkoda. Zdania nie zmienię.
– Wiesz, przez przypadek go z tego okna nie wywalili.
– No wiem – mówi babcia. – Ale patrz jakie są chachary! Tak podejść i wyrzucić przez okno.
– Na przypadkowego nie trafiło.
– No, ale szkoda chłopaka.
Tu trochę podniosłem głos wyłuszczając moje racje. Babcia wysłuchała i skomentowała tak samo, że go szkoda. A potem zaczęła nadawać na inną koleżankę:
– Ale patrz. Ta Z to jest! Wiedziała i nic mi nie powiedziała! Dopiero W musiała lecieć pół miasta żeby mi to powiedzieć. Ech ta Z! – Dodam tylko, że Z może i dużo wie o innych, ale o sobie i swojej rodzinie najmniej akurat. No, ale to temat na inną notkę może. – A wiesz Ukusiu. Wczoraj jak byłam w kościele to po mszy W na mnie nie poczekała, bo jej się srać zachciało. Hehehe. No to ci nagadałam pełną dupę. Tylko nie powtarzaj nikomu, bo już ci nic nie powiem!

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004