Autor: Quentin, czyli ja
Słysząc słowa damy zachwiał się Tadeusz
Złapał się za głowę i strącił kapelusz.
Świat mu przed oczami szybko zawirował
I już po sekundzie na ziemi zlądował.
Upadł tak jak kłoda bez życia na ziemię
Strasząc Telimenę na serio szalenie.
Podbiegła do niego, za rekę złapała
No i odetchnęła – bo puls wyczuwała.
Jednak się nie ruszał. Co z Tadkiem się stalo?
Wyglądał na trupa – tak to wygladąło.
Krzyknęła z przestrachem „Pomocy!! Pomocy!!”
By nie czekać długo – ktoś się napatoczył.
Najpierw wpadła Zosia, ksiądz Robak i Hrabia
Ciekawi tak tego co się tu wyprawia.
Ujrzeli panicza bez tchu na podłodze
By w jednej to chwili umartwić się srodze.
Tadek wciąż bez życia nie ruszał się wcale
No a ludzi wokól przybywało stale.
Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty
Swój róg bawoli długi, cętkowany, kręty.
Takim to sposobem grał na pogotowie
By się tu zjawiło i zbadało zdrowie
Pana Tadeusza. Szpital był tuż blisko
Więc przyjadą szybko. Chyba żeby ślisko
Miało być na drodze, ale lato przecież
Swoim ciepłem grzało. Pamiętał o lecie.
Grał tak przez chwil kilka, aż usłyszał z dala
Jak do Soplicowa erka za…dala.
Za minut piętnaście stanął był pod dworem
Jankiel, który właśnie jadł chleb z pomidorem.
Było w Soplicowie lekarzy dość wielu
Ale nikt nie zechciał leczyć przy Jankielu.
Mówiono już cuda o panu doktorze
Nikt przeto nie wątpił, że teraz pomoże.
Podszedł on do Tadzia postukał go w czoło
I do wszystkich wokół szepnął niewesoło.
„Nic tu nie poradzę, myślałem, że Zosię
Przyjdzie mi wyleczyć. Ja Tadka mam w nosie.
Nie jestem ja jego domowym lekarzem
Nie mogę mu pomoc – tu się nie wykażę.”
Żegnając się zimno „No, na mnie już pora”
Odjechał więc szybko kończąc pomidora.
Zanim ktoś nastuka czwartą Tadka ksiegę
Wyjawie Wam morał mądry na potęgę.
Skończy niejednego życie bohatera
Reforma służb zdrowia. Jak, jasna cholera!
Podziel się tym artykułem: