W dzisiejszym odcinku o alkoholach tamtego okresu.
Bałtycka – (Bałtyk) biała wódka 38% o szlachetnym smaku nafty. Znawcy doszukiwali się również posmaku proszku IXI. Chętnie pita z „Ptysiem” w formie drinka. Na etykiecie żaglowiec na rozszalałym morzu. Podczas biesiad potwierdzało się znane hasło, że Bałtyk to nasze okno na świat.
bimber – (księżycówa, samogon, krzakówa) początkowo produkowany w mniejszych aglomeracjach i na wsiach, wraz z pogarszającą się sytuacja rynkową, zawitała do wielkich miast, stając się nieodzownym hobby wielu mieszkańców socjalistycznych blokowisk. Szalenie prosta procedura otrzymywania produktu wyjściowego, czyli zacieru (zwanego tez zajzajerem) miała bezpośredni wpływ na popularyzację tego typu przetwórstwa domowego, przyczyniając się jednocześnie do utrwalenia daty historycznego triumfu oręża polskiego pod Grunwaldem w 1410 r. 1kg cukru, 4 litry wody, 10 dkg drodzy. Po 2 tygodniach leżakowania można było przystąpić do właściwej destylacji. Był to proces wymagający już większego doświadczenia, pewnej wiedzy z zakresu chemii i oczywiście odpowiedniej aparatury. Mniej cierpliwi wytwórcy nie doczekiwali tego momentu, wypijając wcześniej gotowy zacier, który nabrał już właściwych parametrów. Posiadacze aparatury rozpoczynali teraz prawdziwe żniwa. W skład aparatury wchodziła najczęściej: bańka od mleka w której gotowało się zacier, chłodnica samochodowa (lub wężownica własnej produkcji), system przewodów łączący wszystko w całość, alkoholomierz służący do nadzorowania jakości produkcji. Proces destylacji był długi i żmudny. Należało uważać by „zacier nie zarzucił i nie poszedł górą” . Po zakończonej destylacji trzeba było w dyskretny sposób pozbyć się odpadów poprodukcyjnych tak by nie zwabiły do lokalu dzielnicowego lub spragnionego sąsiada. Sprawa dość trudna bo gotowany zacier wydzielał straszliwy fetor. Gotowy bimber można było uszlachetnić dodając palony na chlebie cukier /koniak/, lub żółtka z cukrem/adwokat/.
Jazz – było coś takiego, z saksofonem na etykiecie. Omijane z daleka szybko, znikło z rynku.
Koszerna – po rozpowszechnieniu plotki, że to jedyna wódka bez karbidu i innych substancji toksycznych, zyskała ogromna popularność. Czystość receptury potwierdzał podpis głównego Rabina Polski zamieszczony na etykiecie. Na fali tej popularności w niedługim czasie prawie wszystkie wódki były już koszerne i opatrzone były podpisami wszelkich dostępnych Rabinów.
Piwo – towar wybitnie deficytowy. W latach 60-tych sprzedawany w „budkach z piwem”, gdzie zawsze gromadzili się przedstawiciele klasy robotniczej, najczęściej z branży budowlanej w stosownych strojach. Piwo sprzedawano w kuflach z grubego, ciężkiego szkła. Piwo nie posiadało piany, temperaturę przyjmowało od otoczenia. W połowie lat 70-tych budki zaczęły znikać wraz z piwem. W Warszawie głównym browarem było oczywiście „królewskie”. Charakterystyczne małe pękate butelki, etykieta ze sfinksem, kapsel bez nadruku, najczęściej do kupienia w garmażerii, gdzie często przy drzwiach wejściowych na grubym sznurku wisiał otwieracz do kapsli. Gdzieś w drugiej połowie lat 70tych browar warszawski zmienił kształt szyjki w swoich butelkach z falowanej na prostą. Od tamtej pory ulubionym zajęciem niektórych piwoszy było polowanie na coraz rzadsze „piwo z miękką szyjką”, jako jedyne prawdziwe i słuszne. Piwo ze sfinksem, tak zwane Warszawskie, pochodziło z Browaru Warszawskiego – dawniej Haberbusch i Schiele (gdzieś od połowy XIX wieku) – i było butelkowane w 'miękkie szyjki’. To piwo było robione gdzieś pod koniec lat 50-tych i dotrwało do lat 70-tych. Królewskie powstało pod koniec istnienia Sfinksa i miało kolumnę Zygmunta na czerwono-bialo-złotawej nalepce. Butelka była podobna, niska i szeroka, ale miała już stożkową szyjkę. Wkrótce po pojawieniu się Króla, Sfinks znikł z rynku. Miało to chyba związek z likwidacją starej siedziby browaru na ulicy Prostej w Warszawie.
Wino „Wino” – nazywane patolem, bełtem, alpagą, siarą, kwasem, pepe i oczywiście „patykiem pisane” ze względu na stylistykę etykiety. Sporządzone według tajnej, pilnie strzeżonej formuły. Producent ujawniał jedynie zawartość siarki. Jednak te skąpe informacje nie pozwoliły na odtworzenie podobnego napoju nigdzie na świecie. Do dziś nie wyjaśniony jest fenomen popularności tego owocowego napoju. Niektóre ze skutków ubocznych picia „siary” to: dziwne zmiany dermatologiczne na twarzy, sinienie i utrzymująca się niewyraźna mowa.
wino Okęcie – najbardziej rasowe z polskich win. Spełniało wszelkie postulaty konsumentów. Było tanie, ogólno dostępne i dobrze trzepało. Wywarzona zawartość siarki i przyjemny „bukiet” gnijących jabłek. Konfekcjonowane w estetycznych butelkach 0.75l.
Wódka Czysta – (z czerwona kartką) najtańsza wódka, w smukłych butelkach, charakterystycznie kapslowana płaskim aluminiowym kapselkiem. Prostota formy, na etykiecie po prostu napis WÓDKA CZYSTA. Napis wkomponowany był w kontur kieliszka. Ta chytra dydaktyczna sztuczka miała zapewne na celu przekonanie konsumentów do porzucenia „musztardówek” na rzecz bardziej eleganckich kieliszków.
Wódka Stołowa – obok „czystej”, podstawowa wódka codziennego użytku. Etykieta z czerwonym owalem symbolizującym stół, wewnątrz wpisana nazwa wódki. Wódkę Stołową można śmiało nazwać pomostem do win stołowych używanych na zachód od Odry.
Vistula – prawdopodobnie jakiś klon „Bałtyckiej”. Podobna w smaku i pozostałych parametrach. Kupowana głównie przez konsumentów, którym wcześniej nie udało się kupić Przemysławki ani nawet Wody Brzozowej.
Żytnia – (pieszczotliwie „żytko”) niewątpliwie najbardziej poszukiwana wódka. W normalnej sprzedaży praktycznie nie do wytropienia. Dostępna w Pewexach w cenie 1$. Kiedy gospodarz wyciągał z barku „żytko” towarzyszył temu zawsze aplauz i uznanie gości. W trudnym dla smakoszy okresie niedostatku, pojawiła się „żytnia mazowiecka„, która jednak nie miała wiele wspólnego z prawdziwą „żytnią” z kłosem.
Wszystko to i jeszcze więcej Wasz PRLowski szperacz odnalazł na stronie:
http://www.republika.pl/printo/warszawa/
Podziel się tym artykułem: