Wyst.: Kate Beckinsale, Scott Speedman, Michael Sheen, Shane Brolly, Bill Nighy
Reż.: Len Wiseman
Ocena: 4(6)
Między wampirami, a wilkołakami od wieków toczy się nieustanna wojna o panowanie w świecie krwiożerczych potworów (razi mnie jednak calkowity brak żywych trupów w walce o palme pierwszeństwa! 🙂 ). Nie bacząc na ludzi urządzaja sobie co rusz strzelaniny w publicznych miejscach i straszą wyciem w kanałach metra. Tymczasem jedna z wampirzyc Selene (Kate Beckinsale z wyjątkowo przewrotnym filmowym imieniem) odkrywa coś, co może przechylić szalę zwycięstwa na stronę Likanów jak w filmie Wisemana wołają na wilkołaki.
Prawdę mówiąc trochę zgaduję, że o tym jest ten film, bo szybko mi wywietrzał z glowy po obejrzeniu. Zresztą pal licho fabułę, ktora nie jest tu najważniejsza. Najważniejsze jest ciągłe napieprzanie się w potkach srebra i promieni słonecznych. Jak na razie brzmi jak definicja idealnego filmu Quentina, prawda? 🙂 Otóż tylko tak brzmi, bo w rzeczywistości choć robią wrażenie te wszystkie niklowane spluwy i matrixowe ciuchy, to jakoś brak serca „underworldowym” strzelaninom. Cóż, ołowiane balety Johna Woo to nie są. Ogląda się je w porządku, ale jakoś nie trafiły zupełnie w mój gust. Ot takie w sam raz na czwórkę to wszystko, choć pomysł był dobry i można go było lepiej pociagnąć. Albo po prostu się starzeję.
A moją ulubioną sceną z całego filmu jest ta, w której Selene przykuwa jednego gościa kajdankami do rur żeby nie mógł za nią iść i… daje mu naładowany pistolet. Na szczęście dla niej, gościu nie był zbyt lotny na umyśle 😉
Podziel się tym artykułem: