Dochodzi 14:00. Do kolejnego meczu polskiej reprezentacji pozostało niecałe dziewięć godzin. W normalnych warunkach już bym się zbierał do wyjazdu… No, ale warunki normalne nie są i przyjdzie mi oglądać mecz w telewizorze. Nie narzekam, z życiem nie wygrasz choćbyś nie wiem jak się starał. Hehe, zaczynam filozofować w prostej notce o meczu. Już przestaję. Pooglądam sobie zdjęcia z innych meczów, na których byłem to będę miał namiastkę tego błękitnego piekła jakim wszyscy by chcieli żeby znów był dla nas Stadion Śląski. Czar tego stadionu prysł już tyle razy, że doprawdy liczenie na jego magiczną moc nie ma racji bytu. Fakt jednak pozostaje faktem – lepszego stadionu dla meczów reprezentacji w Polsce póki co nie ma. Nie jestem lokalnym szowinistą, tylko realnie patrzę na fakty i nie ma się co oburzać. A byłoby jeszcze lepiej gdyby ze Stadionu Śląskiego zniknęła ta okropna bieżnia oddalająca widzów jak najdalej od murawy. No, ale to jest niewykonalne i pozostaje po prostu krzyczeć głośniej. Tak czy siak magia stadionu wciąż robi swoje w przypadku tych kilku hektarów w Chorzowie, ale to już tylko taka magia dla kibica, bo nasi piłkarze lepiej żeby przestali wierzyć w te bzdury, że bez kropli potu wygrają tylko dlatego, bo grają na Stadionie Śląskim. A myślę, że jest tam jeszcze ładniej niż pamiętam – to już ponad dwa lata, gdy byłem tam ostatni raz na pamiętnym meczu z Norwegią. To były piękne dni… No, ale zbaczam z tematu.
A dzisiaj gramy z Anglią. Znowu. Mieliśmy jedne eliminacje przerwy i znów ślepy los wrzucił nas do tego samego woreczka zwanego też grupą szóstą. Cieszyć się czy smucić? Z kimś mocnym w grupie grać trzeba, a Anglia to z pewnością lepszy dla nas przeciwnik niż powiedzmy Holandia, Hiszpania, Portugalia czy ta nieszczęsna Szwecja. Dlatego na pierwszy rzut oka nie jest źle i nie ma co oglądać się na nic tylko po prostu grać swoje. Zresztą Anglia jak nigdy jest do ogrania. Tak, jestem niepoprawnym optymistą, bo nie ma znaków na niebie i ziemi, które skłaniałyby do tego optymizmu. Ale jak zawsze wierzę w sukces i trzymam za niego kciuki. Kłopot w tym, że moje trzymanie kciuków wiele tu nie pomoże – o zwycięstwo zagra tych jedenastu ludzi w krótkich spodenkach, którzy mieli to szczęście, że ktoś kiedyś poznał się na ich talencie. Po raz kolejny czas udowodnić, że „talent” to nie tylko puste słowo, ale i stan faktyczny. Pokazał wczoraj Brożek jak wywieźć w pole Anglików, to dlaczego Żurawski nie miał by pokazać swoim lepiej opłacanym kolegom, że i im można założyć siatkę. Szkoda tylko, że to wszystko to się tak łatwo pisze…
Tak samo jak łatwo pisać, tak samo łatwo i mówić. Czytam newsy dotyczące nadchodzącego spotkania i okazuje się, że nikt się Anglików nie boi, że nasi chłopcy będą walczyć do upadłego, kopać, gryźć, biegać aż im dupa odpadnie. Wszystko ładnie pięknie tylko dlaczego potem, gdy wychodzą na murawę to jakoś nie widać potwierdzenia tych słów w czynach? Ja nie przeczę, rośnie we mnie duma narodowa i wzruszenie ściska gardło, gdy czytam co też chłopaki pokażą w tym meczu, ale chciałbym żeby po gwizdku sędziego coś z tego uczucia zostało i nie zostało ono zastąpione niemocą i machnięciem ręki. Po raz kolejny (nie zliczę już który) mam nadzieję, że przeżyję coś niezapomnianego, coś do czego zawsze będę chciał wracać wspomnieniami. Przeważnie takie nadzieje okazują się płonne, ale czasem, bardzo rzadko, jest zupełnie odwrotnie. Chciałbym żeby i dziś tak było, że na powtórki choćby i urywków będę z napięciem czekał aż pokaże je Eurosport. Czy tak będzie, dowiem się niebawem.
Czy są powody do optymizmu? Są. Tyle, że jest ich mniej niż do tego aby jednak realnie patrzeć na szanse naszych w meczu z dżemojadami. Zacznijmy jednak od tych pierwszych powodów. Anglicy zremisowali pierwszy mecz, teraz grają drugi na wyjeździe. Niezależnie od klasy przeciwników to nigdy nie jest komfortowa sytuacja. My pierwszy mecz wygraliśmy pewnie, a teraz każdy wie, że jest przed nim niepowtarzalna szansa pokonania w końcu naszych odwiecznych przeciwników. Anglicy wbrew pozorom nie muszą się starać. Nie muszą nikomu udowadniać, że są światowej klasy zespołem. Nawet porażka nic nie zmieni w statusie ich gwiazd. Owen, Beckham i spółka dalej będą zarabiali te swoje miliony w najlepszych klubach świata niezależnie od niczego. To nasi muszą stale udowadniać, że nie są kopciuszkiem, ze potrafią to samo co ich przeciwnicy. I właśnie ten fakt powinien motywować ich bardziej niż wszystko. No bo gdzie najlepiej pokazać się zachodnim menadżerom jak nie w takich meczach? Beckham do lepszego klubu już nie trafi choćby potrafił nogą zawiązać piłkę na supeł. Co innego nasi. Tylko trzeba to zrozumieć, zapomnieć przeciwko komu się gra i harować przez półtorej godziny. I to moim zdaniem wystarczy. tyle trzeba to robić solidnie aż do utraty tchu po meczu. Po meczu mogą nawet umrzeć, ale w czasie jego trwania trzeba dać z siebie wszystko. Anglicy choćby nie wiem co móiwli, że nie stać ich na stracenie kolejnych trzech punktów, to na maksa swoich możliwości na pewno nie zagrają. Są tylko dwie sprawy: czasem po prostu ma się swój dzień i wszystko wychodzi, a jako że potencjał u Anglików jest ogromny to nawet średnie zaangażowanie w mecz moze być wystarczającym żeby wygrać samymi umiejętnościami. Druga sprawa to to, że to się tak fajnie mówi „nie patrz na nic i walcz” kiedy obok ciebie biegają ludzie, których do tej pory widziałeś tylko na ekranie telewizora, a jeden z nich nawet bzyka jedną ze Spicetek…
No, a teraz dwa słowa o tym co nie napawa optymizmem przed tym spotkaniem. Na kpinę zakrawa organizacja całego tego przedsięwzięcia. Jak czytam, że kadrowicze musieli przeprowadzić się z zarezerwowanego dla nich hotelu, bo tam było jakieś wesele i zero spokoju, to krew mnie zalewa. Takie mecze są raz na kilka miesięcy – jest dużo czasu żeby zapiąć wszystko na ostatni guzik i uniknąć wszelkich nieporozumień. Nie wiem kto za to odpowiada, ale powinien z miejsca beknąć. Tyle tylko, że skończy się na tym, że Listkiewicz przed kamerą zbagatelizuje ten fakt, albo pewnie powie, że dowiedział się o tym wszystkim właśnie teraz od dziennikarzy i że nie ma zdania. Tylko pozazdrościć takiego prezesa i jak mniemam takiego kierownika reprezentacji. Szkoda, że jeszcze nie wpadli na pomysł żeby nasi reprezentanci zrobili zastawę dla państwa młodych. Kpina. No, ale to tylko szczegóły. Ważne, ale wciąż szczegóły. Ważniejszym problemem wydaje się to, że nasi zawodnicy mogą sobie wbić do głowy, że jak przegrają to nic się nie stanie. W końcu my mamy trzy punkty, a nasi przeciwnicy co najwyżej cztery (pisze ogólnie, nie tylko o Anglikach). Jeden punkt różnicy po jednym meczu wyjazdowym i jednym meczu z faworytem grupy to bardzo dobry wynik. Pomyślą tak i o zwycięstwie czy choćby remisie mogą zapomnieć.
No i na koniec o tym, czego obawiam się najbardziej czyli o składzie naszej reprezentacji. Nie znam jeszcze konkretów, ale z tego co przenika do prasy z obozu naszej reprezentacji wynika jasno, że chaos jaki był taki pozostał w poczynaniach trenera, a wszystkie decyzje podjęte są w potrzebie chwili, a nie stanowią wynik rocznej i systematycznej pracy z kadrą. Już nikt nie pamięta o „diamencie” który szlifowali nasi zawodnicy. Pół roku eksperymentów spowodowało powrót do koncepcji wyjściowej czyli do braku koncepcji. Zagramy jak myślę 4-4-2 z pewnie cofniętym jednym napastnikiem i dwoma defensywnymi pomocnikami czyli de facto 4-2-2-1-1, wszystko ładnie pięknie, ale żeby to wszystko poparte było zgrywaniem tego składu w takim ustawieniu przez ostatnie miesiące w meczach towarzyskich. Ale nie, była wariacja na temat „diamentu” a teraz powrót do podstwowej taktyki w każdym piłkarskim menadżerze. Co z tego wyniknie? Miejmy nadzieję, że nie chaos. Choć obsada poszczególnych pozycji nie daje nam powodów do optymizmu. Obronę zostawiam w spokoju, bo względnie jest stabilna i najmocniejsza z możliwych (choć Żewłakowa nigdy nie scierpię w wyjściowej jedenastce) i jeśli popełni jakieś błędy to będzie to wina tylko i wyłącznie ich. A dalej. Na flankach manewr z niezastąpionym Krzynówkiem po lewej stronie i Kosowskim, który po prawej stronie nie chce grać, ale robi to, bo wie, że w nagrodę będzie się mógł „zamienić” stronami z Krzynówkiem. Chciałem tylko nieśmiało zauważyć, że z niewolnika nie ma pracownika. Środek pomocy to temat, który lepiej przemilczeć. Duet Kukiełka-Lewandowski jak dla mnie nie daje szansy na jakiekolwiek powodzenie. Lewandowski nie pamiętam żeby zagrał jakiś dobry mecz w kadrze, a Kukiełka czasem nie łapie się do wyjściowej jedenastki w Wiśle. No i biorąc pod uwagę czerwone kartki Włodarczyka i Dudki w dwóch ostatnich potyczkach różnych reprezentacji, aż strach się bać, gdy Kukiełce znów się weźmie na bójki z Beckhamem. Choć Becks zdaje się nie wystąpi więc jest nadzieja. Tak czy siak ten defensywnie ustawiony środek pomocy nie daje nadziei na nic więcej jak tylko na bronienie bramki. A jak będziemy się bronić to jedna bramka wpadnie na pewno. No chyba, że Anglicy będą nie w formie. No i atak. Do Żurawia zastrzeżeń nie mam, choć bramek chłopina na zawołanie w kadrze nie strzela i pewnie tu też nic nie strzeli, bo mu się Janas każe wracać, ale Rasiak… No na Boga! Facet ponad pół roku jedyne mecze o coś gra w reprezentacji. Ciekawe czy jest gdzieś na świecie drugi taki przypadek. Pozostaje tylko westchnąć za Frankowskim i Saganowskim… No i tak to wygląda nieciekawie. Liczę, że to moje gdybanie na temat składu okaże się nietrafne i na murawę wybiegnie nieco inna jedenastka niż ta przedstawiona przeze mnie. A jeśli nie. Cóż. Nie odszczekam nic z tego co napisałem choćbyśmy wygrali i 5:0 (czego z całego serca im życzę). jesli ten skład zaskoczy to będzie to tylko i wyłącznie kwestia przypadku, a nie trenerskiego nosa Janasa popartego rokiem przygotowań.
Wierzcie lub nie, ale to miała być krótka notka 😉 Trzymajmy wszyscy kciuki za naszych, może to nie pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. Ja trzymam i mocno wierzę, że będzie do przodu. POLSKA GOLA!!!
Podziel się tym artykułem: