×

PIEPRZYŁEM DZISIAJ!

Decyzja została podjęta dzisiaj. Wzorem portalów internetowych (a w szczególności Onetu, bo tam najczęściej zaglądam) i ja będę nadawał zwracające uwagę tytuły notkom, które w treści już będą normalne, aczkolwiek jak najbardziej zgodne z tematem notki. Nie wiem po co takie kombinacje, ale czemu nie spróbować? Zawsze to jakaś nowość. Tak więc żeby nie przedłużać: tak, pieprzyłem dzisiaj. Najpierw popieprzyłem pyszne kanapeczki własnej produkcji, które przygotowałem na śniadanie, a potem pieprzyłem trzy po trzy w rozmowie z rodziną w składzie: ojciec i wujek, podczas montowania pieca CO w piwnicy. Tak więc dzień minął mi pod znakiem pieprzenia.

Ano tak. Mam wreszcie nowy piec! Jest nadzieja, że nie zmarznę zimą niczym wróbelek. Na razie tylko nadzieja, gdyż miejscowy wytwórca pieców CO, z którym zresztą grywam w piłkę więc powinien mieć skrupuły zanim odstawi fuszerkę, zapomniał dostarczyć rusztów (ruszt?) do kompletu. Ma je podrzucić jutro więc dziś jeszcze marznę. Zresztą nie jest tak najgorzej – w polarze można wytrzymać. Trochę to dziwne siedzieć w domu w polarze, ale sopel lodu ze mnie za piękny by nie był więc nie mam żadnych obiekcji co do noszenia owego wytworu technologii kosmicznej. Zresztą to mój ulubiony polar, który zawsze mam pod ręką i w którym zawsze poruszam się po domu, gdy jest mi zimno. No, a dołączając do tego moje ulubione spodnie dresowe, które zaszywane już były tysiąc razy, a które to posiadają na ich przodzie i tyle tak komiczne łaty (komiczne w swej niesymetryczności), to wychodzi na to, że wyglądam jak ostatni obdarciuch i może to lepiej, że do mnie nikt nigdy nie zagląda. Nie lubią mnie czy co? Dziwne, muszę zadzwonić do Strefy 11. No, a wracając do pieca to nawet poszło dość zgrabnie i szybko. Znaczy samo przetransportowanie go do piwnicy, bo przykręcanie do niego rur, rureczek i innego badziewia okazało się iście chirurgiczną robotą wymagającą precyzji doktora Strossmajera! Wszystko jednak skończyło się pełnym powodzeniem. Znaczy tak mi się wydaje, bo ogień jeszcze nie zapłonął, a kaloryfery wciąż lodowate,

Jebanana, jak to mówi mój kumpel Komandos. Oni tam psiajuchy w armii to mają takie różne powiedzonka – podejrzewam, że pewnie jakieś szkolenie nawet w tym temacie przeszli. A to „PeJotHa” (choć chyba raczej „PeJotCHa”), a to „koniowi!”. Zabawny facet z tego Komandosa. Aż dziw bierze, że ma tyle wojska pod sobą. A jednak okazuje się, że wojskowi są całkiem normalni 🙂 A kończąc jego temat to zawsze żałowałem, że nigdy mi nie było dane zobaczyć jak potrafi przypier… tego tam. Bo, że potrafi to nie wątpię. No, ale… Ta cała „jebanana” odnosiła się do ww. polara. Tak sobie bowiem pomyślałem jak długo ja go już mam. Nie potrafię określić dokładnej daty jego pojawienia się w moim życiu, ale z pewnością było to jeszcze w liceum, czyli na luzie jakieś osiem/dziewięć lat temu. Akurat wtedy zaczynał się szał na polary to i ja się zaopatrzyłem w jeden żeby być trendy, glamour i mieć stajla… No, ale więcej o nim opowiem w następnej notce, bo chciałbym zdążyć z publikacją tej jeszcze dzisiaj.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004